Pamiętacie post o moich postanowieniach? Uznałam, że czas najwyższy wejść na nowe pole do popisu, tym samym dodając swoją małą cegiełkę do wciąż budującej się społeczności azjatyckich dram. Od teraz będę starała się (słowo klucz!) opisywać moje wrażenia po danym seansie. Może te wpisy się przyjmą - może nie - ale przynajmniej będę miała coś dla siebie: pamiątkę w postaci spisanych odczuć po K-Dramie.
Na pierwszy ogień wybrałam serial, po który sięgnęłam tylko ze względu na historię Korei. Ostatecznie bardzo mało wiem o czasach średniowiecznych tego kraju, więc warto byłoby to zmienić. Tytuł Queen for Seven Days ( 7일의 왕비 ) brzmiał zachęcająco.
Zacznijmy od końca...
Królowa Dangyeong pojawia się u stóp swego męża, a władcy kraju. Król Joongjong uśmiecha się do niej i z radością przytula. Cieszy się na jej widok, podczas gdy królowa wyciąga sztylet i przymierza się do zabicia. Nie potrafi. Uczucie, jakim darzy władcę, jest zbyt wielkie. Król spogląda na nią, bierze jej rękę w swoją i powtarza, że jeżeli gdzieś powinna celować - to właśnie w serce.
Fabuła & Akcja
Cała drama - oparta na prawdziwych wydarzeniach - opowiada o królowej Dangyeong (Shin Chae-Kyung) i królu Joongjongu (Lee Yeok). Ale zanim zostali władcami - on był młodym księciem - drugim w kolejce do tronu - ona natomiast córką jednego z najwyżej postawionych doradców króla. Spotykają się jeszcze za młodości i zaczynają się do siebie zbliżać. Jednakże ich szczęście nie trwa długo, bowiem w młodej Chae-Kyung zakochuje się starszy brat, a tym samym królu, Lee Yoong. Przestraszony ogromnymi wpływami swego brata (który - tak propo - miał objąć władzę, gdy dorośnie) chce się go pozbyć. Szalenie ciężko opisać fabułę Queen for Seven Days, ponieważ wydarzenia z przeszłości mieszają się z przyszłości. Już w pierwszych minutach pierwszego odcinka dowiadujemy się, że Lee Yeok zostanie królem, a następnie cofamy się w przeszłości, by sprawdzić, jak do tego doszło. Spodziewam się, że dla Koreańczyków znających historię swojego kraju, nie było to nic niezwykłego - dla mnie natomiast był to ogromny plus tej produkcji. Miło jest poznać jakiś zalążek przeszłości. Szczególnie, jeśli został on dobrze podany.
No chyba, że jednak nie został tak dobrze podany a akcja dłuży się i dłuży... I tutaj pojawia się mój największy zarzut. Naprawdę już nie musieli wydłużać tej dramy na 20 odcinków. 16, może nawet 13, byłoby odpowiednią liczbą. Super, że powolutku, stopniowo tworzyli grunt więzi między głównymi bohaterami , ale nie musiało się to aż tak przedłużać! Wieczne retrospekcje, wieczne spoglądania sobie w oczy potrafiły mnie zirytować.
Bohaterowie - Dobry & Zły
Z reguły musi być zarówno ktoś dobry, jak i ktoś zły. W kwestii tej pierwszej - główny bohater i bohaterka są najlepszymi możliwymi wyborami na władców, natomiast wśród głównego złego nastąpiła miła niespodzianka! Oczywiście ci lordowie/pomocnicy/ktoś tam obok króla byli tymi złymi (wyjątek - ojciec głównej bohaterki), ale oszczędzili jedną z najlepszych postaci: samego króla! Lee Yoong (Lee Dong-Gun) odegrał swoją rolę PERFEKCYJNIE! Nie był do szczętu zły. Był po prostu zagubiony (motyw złych, nieczułych rodziców się kłania) i potrzebował bliskości. Szalenie mu kibicowałam, choć nie tolerowałam pewnych zachowań. Mimo to był jedną z lepiej napisanych tutaj postaci. Ale ja tu o Second Leadzie, a tu nawet słowem nie zająknęłam się o głównej parce. A w sumie jest o czym mówić, ponieważ akurat ich miłość tolerowałam. Jako dzieci irytowali mnie niezmiernie, ale gdy już dorośli...! Główna bohaterka (Park Min-Young) jest przepiękna, a z jej urodą łączy się także dobry sposób grania (no... przyzwoity). Shin Chae-Kyung nie jest głupia, a jak już zdarzały się momenty naiwności - były zrozumiałe i niewymuszone. Najważniejsze jednak - czułam jej chemię z głównym bohaterem (Yeon Woo-Jin), który okej - był czasami AŻ ZA idealnym władcą, ale w sumie - może i taki powinien być.
Irytujące sceny & Piękne momenty
Często przesuwałam minuty. Dłużące się spojrzenia bohaterów, wieczne retrospekcje już dawno mi się znudziły, ale nawet się do tego przyzwyczaiłam. Wiecie, co mnie tutaj najbardziej bolało? Ślepota! Tak, dobrze czytacie. Ilekroć dochodziło do
zbliżenia bądź jakiegoś wyznania pomiędzy dwójką bohaterów,
ZAWSZE, ale to naprawdę zawsze był gdzieś w pobliżu ten drugi. Serio nikt go
nie zauważył? Przecież on czasami znajdował się zaledwie dziesięć
metrów dalej! Wystarczyło się odwrócić! Serio! No ale wtedy nie doszłoby do wielu niedomówień i trzeba by skrócić serial...Było czasami trochę humorystycznie. Czasami bardzo poważnie. A czasami bardzo dramatycznie. Dramy koreańskie mają to do siebie, że końcówka i tak zmusi do popłynięcia łez. Tak było też w moim przypadku. Na zawsze ostatnie pięć minut 20. odcinka pozostaną w moich wspomnieniach jako jedne z najpiękniejszych i najsmutniejszych zakończeń. Brawo za to!
Podsumowanie
Ojj chyba serial nie dla mnie. Dopiero zaczęłam przygodę z dramami, więc na razie wybieram lekkie romanse :D Ale jak najbardziej jestem za takimi postami :) Kto wie, może dzięki temu na coś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMam tę dramę w planach już od dłuższego czasu XD Muszę się w końcu za nią zabrać :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie rozplanowana i bardzo czytelna recenzja!
Pozdrawiam :3
Tym razem się nie skuszę. To zupełnie nie dla mnie.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
kocieczytanie.blogspot.com
Wciąż uważam, że to niestety nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie, zapiszę sobie, może kiedyś obejrzę, choć ostatnio mało oglądam. :P
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji oglądać żadnej dramy, ale może kiedyś się skuszę. Czas pokaże.
OdpowiedzUsuńMam ją w planach :D
OdpowiedzUsuń