![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXDLOidZ_7B3088YPXCaTFu6NbdzkjtcAzcHugazLQIYPx9TtCzg9rIZHk4RnDe1T2ovyZ-zKdP2aFLotNB2-TQNLyycf-kdknqO4KszCUkWHLRrK-_xeQs6JhG6Mc1MI6rvxbR1YxLyoN/s640/23213257_1693515830693713_8498226744819153182_o.jpg)
W związku z premierą filmu, która sprawiła, że doczekałam się nowej odsłony graficznej dobrze znanej mi powieści Agaty Christie przez Wydawnictwo Dolnośląskie, postanowiłam przygotować na dziś coś innego niż zawsze. Odświeżyłam sobie Morderstwo w Orient Expressie i zaraz po tym odwiedziłam Multikino. Dzięki temu udało mi się wyłapać podobieństwa (chyba aż jedno) i różnice pomiędzy książką a ekranizacją! Zainteresowani? Mam nadzieję! Zapraszam.
Jak już wiecie po mojej recenzji, film bardzo odstaje od niektórych wydarzeń z książki. Jeżeli ktoś nie chce sobie sobie zepsuć niespodzianki - niech nie czyta tego posta albo zajrzy do niego po lekturze i seansie. Wymienię te najbardziej istotne szczegóły - te, które najbardziej rzucają się w oczy. Dlatego też potraktujcie ten post jako swego rodzaju ciekawostki!
Jak już wiecie po mojej recenzji, film bardzo odstaje od niektórych wydarzeń z książki. Jeżeli ktoś nie chce sobie sobie zepsuć niespodzianki - niech nie czyta tego posta albo zajrzy do niego po lekturze i seansie. Wymienię te najbardziej istotne szczegóły - te, które najbardziej rzucają się w oczy. Dlatego też potraktujcie ten post jako swego rodzaju ciekawostki!
1. Te wąsy!
![](https://brightestyoungthings.com/wp-content/uploads/2017/11/tumblr_oqvlsoaN4k1vww08oo1_500.gif)
Zapewne nie tylko ja zwróciłam największą uwagę na wąsy głównego bohatera. Bo jak tu je przeoczyć?! Początkowo twierdziłam, że już gorszych nie mogli wybrać i przyrównałam je do belgijskiego detektywa granego przez Davida Suchet. Bo cóż to za ogromne wąsiska on ta ma nad wargami?!
Przejrzał się w lustrze. Oto współczesny Herkules, jakże odmienny od tego niesmacznego wizerunku nagiego osobnika z przerostem mięśni, wywijającego maczugą. Ot, mała, zwarta postać, tak bardzo na miejscu, w wielkomiejskim ubraniu i z wąsem – wąsem o zapuszczeniu jakiego antyczny Herkules nie mógłby nawet marzyć, wąsem wspaniałym, a zarazem wyszukanym.
[Dwanaście prac Herkulesa, str. 10]
Chylę głowę. Mój błąd! Przecież Christie niejednokrotnie podkreślała, że Herkules Poirot był posiadaczem najbardziej imponującego wąsa na całym świecie (albo chociaż w samej Wielkiej Brytanii). Chyba każdy przyzna, że ozdoba Kennetha robi wrażenie, prawda?
Film - a właściwie postać odgrywana przez Brangha - chce nas przekonać, że Poirot był osobą uwielbiającą symetrię, a przy tym naprawdę energiczną oraz wybuchową. Z tym pierwszym faktem się zgadzam. W 100%. Dzięki porządkom Herkules był w stanie rozwiązać pierwsze śledztwo wymyślone przez Christie (Tajemnicza historia w Styles), więc rozumiem podobny zabieg. Ale co do dwóch kolejnych aspektów...
W ekranizacji Belg zachowuje się nadzwyczaj wybuchowo, podczas gdy w książce spokojnie siedzi cicho i analizuje każdy szczegół. W filmie zabrakło tych momentów, podczas których Poirot był Poirotem - oczywiście została podkreślona jego pycha, ale jedynie w słowach, już mniej w czynach. Choć muszę oddać pokłon w kierunku jego galanterii!
Zastanawia mnie, czemu podkreślono odmienność rasy, która raczej nie wniosła niczego do wydźwięku ekranizacji... a której w ogóle nie było w książce. Mam tutaj na myśli kwestię żydowską (jak to brzmi!). W powieści Agaty Christie - o ile mnie pamięć nie myli i szybki research - nie ma ani jednego Żyda. Więc czemu nagle stał się nim jeden z bohaterów?
Jak również czemu nagle pojawiło się nazwisko Pilar Estravados, skoro w książce występuje ta sama bohaterka o imieniu Greta Ohlsson? Szwedka - tak propo.
Poza tym twórcy pozamieniali także pokrewieństwo między postaciami i samą ich rolę - Bóg wie czemu. Księżna była matką chrzestną matki Daisy a nie samej Daisy (swoją drogą... nie miała żadnego psa).
Dlaczego konduktor znalazł się w pociągu? Ponieważ zamordowano jego jedyną córkę Suzanne - córkę, nie siostrę.
Pułkownik Arbuthnot był - jak już się domyślacie - pułkownikiem, a nie lekarzem (do tego w końcu mamy doktora Constantine).
No i ostatnie - McQueen był osobą, która oprowadzała po świecie Rachetta, ponieważ znał wiele języków obcych, co nawet nie zostało wspomniane.
Czyli typowe zagrania, bez których Hollywood nie byłoby Hollywoodem. A przynajmniej oni tak sądzą. Wprowadzać podobne efekty specjalne z lawiną i wypadnięciem pociągu poza tory jest typowym wymysłem - w książce nie występującym.
Orient Express po prostu nie mógł przejechać przez grubą warstwę śniegu. I wcale nie utknął AKURAT na torach nad przepaścią. A tym bardziej nikt nagle nie chciał na siłę ukryć pewnego dowodu, czym samym narazić się na niepotrzebne podejrzenia.
No ale cóż... mówimy tu o takich drobnostkach, gdy już na początku widzimy nieścisłości. I to SPORE! Poirot nie odkrył zwłok (czym bardziej nie wyważył klamki... swoją laską), nikt nie celował w niego pistoletem, a tym bardziej nikt nie zapragnął się zasztyletować, ponieważ ów sztylet spokojnie znajdował się w kosmetyczce. Absurdy kina amerykańskiego nadają zupełnie innego światła na klasykę angielskiego kryminału.
Ja wiem, że filmowcy nie mieliby nawet tyle czasu, by wszystko powoli i z równie wielką gracją detektywistyczną przedstawić kolejność wydarzeń, więc do tego punktu odniosę się jedynie na zasadzie ciekawostek.
Pierwsze spotkanie Poirota z Rachettem nie miało miejsca w pociągu, lecz już w Stambule.
Groźby były pisane odręcznie przez każdego mordercę z osobna, a nie poprzez powyklejane litery z gazety - wg mnie akurat ten aspekt jest bardzo istotny.
To, jak Herkules odczytał pozostawioną wskazówkę, zawdzięcza drutom od kapeluszników jednej z pań podejrzanych (nie wiem skąd wziął on w pociągu prowizoryczny lampion, czy co to tam było).
Strój konduktora był w walizce, która nie była zamknięta na klucz a nie... owinięty w ręcznik. Zagubiony guzik od kombinezonu znajdował się natomiast na książce, a nie w łóżku bohaterki.
Zegarek był w koszuli na piersi, a nie na stoliku.
No i oczywiście... przesłuchania miały miejsce w wagonie restauracyjnym, a nie w pokojach podejrzanych.
No i najważniejsze... Katherine! A dokładnie Katherine z obrazu, ze wspomnień. Katherine, Katherine, Katherine... Kto to, do jasnej ciasnej, jest? Skąd nagle pomysł twórców, by wprowadzić wątek miłosny zatytułowany: nieszczęśliwa miłość Herkulesa Poirota? No kto?
Przecież Poirot nigdy - i to już nie chodzi o Morderstwo w Orient Expressie, ale o wszystkie powieści mu poświęcone - nie miał ukochanej. No wybaczcie, sama chciałam, żeby nagle się okazało coś innego, ale niestety Christie pozostała przy swoim początkowym pomyśle. Był lekko pokręconym, pełnym wad i pychy geniuszem. W czym przypominał chociażby Sherlocka Holmesa. Więc czemu, ach czemu, nagle ktoś zdecydował się w pojedynczej ekranizacji wprowadzić motyw miłości?
I czemu mam wrażenie, że w Śmierci na Nilu pociągną ten wątek dalej?
Ale to takie ciekawostki. Film nie odda wszystkiego tak dobrze jak książka, dlatego - błagam! - jeżeli choć w minimalnym stopniu zainteresował Was film... sięgnijcie po oryginalne dzieło Agaty Christie. Morderstwo w Orient Expressie nie bez powodu jest tak rozchwytywaną powieścią i klasyką samą w sobie. To doskonale napisana opowieść o ofiarach i zabójcach, której zakończenie zaskakuje (ale tylko w książce). Dlatego czytajcie!
2. Ach, ten Poirot... taki wybuchowy!
![](https://i2.wp.com/78.media.tumblr.com/f582ad65fcc759832188e3ac49aeccff/tumblr_oyntc8pRak1vpkludo2_1280.gif?w=605&ssl=1)
Film - a właściwie postać odgrywana przez Brangha - chce nas przekonać, że Poirot był osobą uwielbiającą symetrię, a przy tym naprawdę energiczną oraz wybuchową. Z tym pierwszym faktem się zgadzam. W 100%. Dzięki porządkom Herkules był w stanie rozwiązać pierwsze śledztwo wymyślone przez Christie (Tajemnicza historia w Styles), więc rozumiem podobny zabieg. Ale co do dwóch kolejnych aspektów...
W ekranizacji Belg zachowuje się nadzwyczaj wybuchowo, podczas gdy w książce spokojnie siedzi cicho i analizuje każdy szczegół. W filmie zabrakło tych momentów, podczas których Poirot był Poirotem - oczywiście została podkreślona jego pycha, ale jedynie w słowach, już mniej w czynach. Choć muszę oddać pokłon w kierunku jego galanterii!
3. Żydzi?
![](https://i2.wp.com/68.media.tumblr.com/4395f063f5990275ba2a80ca0de7b43d/tumblr_oqvi8o0tWs1rdb7eyo3_500.gif?w=872)
Zastanawia mnie, czemu podkreślono odmienność rasy, która raczej nie wniosła niczego do wydźwięku ekranizacji... a której w ogóle nie było w książce. Mam tutaj na myśli kwestię żydowską (jak to brzmi!). W powieści Agaty Christie - o ile mnie pamięć nie myli i szybki research - nie ma ani jednego Żyda. Więc czemu nagle stał się nim jeden z bohaterów?
Jak również czemu nagle pojawiło się nazwisko Pilar Estravados, skoro w książce występuje ta sama bohaterka o imieniu Greta Ohlsson? Szwedka - tak propo.
Poza tym twórcy pozamieniali także pokrewieństwo między postaciami i samą ich rolę - Bóg wie czemu. Księżna była matką chrzestną matki Daisy a nie samej Daisy (swoją drogą... nie miała żadnego psa).
Dlaczego konduktor znalazł się w pociągu? Ponieważ zamordowano jego jedyną córkę Suzanne - córkę, nie siostrę.
Pułkownik Arbuthnot był - jak już się domyślacie - pułkownikiem, a nie lekarzem (do tego w końcu mamy doktora Constantine).
No i ostatnie - McQueen był osobą, która oprowadzała po świecie Rachetta, ponieważ znał wiele języków obcych, co nawet nie zostało wspomniane.
4. Lawina, przepaść i pościg
Czyli typowe zagrania, bez których Hollywood nie byłoby Hollywoodem. A przynajmniej oni tak sądzą. Wprowadzać podobne efekty specjalne z lawiną i wypadnięciem pociągu poza tory jest typowym wymysłem - w książce nie występującym.
Orient Express po prostu nie mógł przejechać przez grubą warstwę śniegu. I wcale nie utknął AKURAT na torach nad przepaścią. A tym bardziej nikt nagle nie chciał na siłę ukryć pewnego dowodu, czym samym narazić się na niepotrzebne podejrzenia.
No ale cóż... mówimy tu o takich drobnostkach, gdy już na początku widzimy nieścisłości. I to SPORE! Poirot nie odkrył zwłok (czym bardziej nie wyważył klamki... swoją laską), nikt nie celował w niego pistoletem, a tym bardziej nikt nie zapragnął się zasztyletować, ponieważ ów sztylet spokojnie znajdował się w kosmetyczce. Absurdy kina amerykańskiego nadają zupełnie innego światła na klasykę angielskiego kryminału.
5. Kolejność dochodzenia, poznania i nieścisłości
Ja wiem, że filmowcy nie mieliby nawet tyle czasu, by wszystko powoli i z równie wielką gracją detektywistyczną przedstawić kolejność wydarzeń, więc do tego punktu odniosę się jedynie na zasadzie ciekawostek.
Pierwsze spotkanie Poirota z Rachettem nie miało miejsca w pociągu, lecz już w Stambule.
Groźby były pisane odręcznie przez każdego mordercę z osobna, a nie poprzez powyklejane litery z gazety - wg mnie akurat ten aspekt jest bardzo istotny.
To, jak Herkules odczytał pozostawioną wskazówkę, zawdzięcza drutom od kapeluszników jednej z pań podejrzanych (nie wiem skąd wziął on w pociągu prowizoryczny lampion, czy co to tam było).
Strój konduktora był w walizce, która nie była zamknięta na klucz a nie... owinięty w ręcznik. Zagubiony guzik od kombinezonu znajdował się natomiast na książce, a nie w łóżku bohaterki.
Zegarek był w koszuli na piersi, a nie na stoliku.
No i oczywiście... przesłuchania miały miejsce w wagonie restauracyjnym, a nie w pokojach podejrzanych.
6. Miłość Poirota
![](https://78.media.tumblr.com/95b06074c891936651dff428af07d83d/tumblr_owe1m7IsX61vb0wipo1_500.gif)
No i najważniejsze... Katherine! A dokładnie Katherine z obrazu, ze wspomnień. Katherine, Katherine, Katherine... Kto to, do jasnej ciasnej, jest? Skąd nagle pomysł twórców, by wprowadzić wątek miłosny zatytułowany: nieszczęśliwa miłość Herkulesa Poirota? No kto?
Przecież Poirot nigdy - i to już nie chodzi o Morderstwo w Orient Expressie, ale o wszystkie powieści mu poświęcone - nie miał ukochanej. No wybaczcie, sama chciałam, żeby nagle się okazało coś innego, ale niestety Christie pozostała przy swoim początkowym pomyśle. Był lekko pokręconym, pełnym wad i pychy geniuszem. W czym przypominał chociażby Sherlocka Holmesa. Więc czemu, ach czemu, nagle ktoś zdecydował się w pojedynczej ekranizacji wprowadzić motyw miłości?
I czemu mam wrażenie, że w Śmierci na Nilu pociągną ten wątek dalej?
~~*~~
Ale to takie ciekawostki. Film nie odda wszystkiego tak dobrze jak książka, dlatego - błagam! - jeżeli choć w minimalnym stopniu zainteresował Was film... sięgnijcie po oryginalne dzieło Agaty Christie. Morderstwo w Orient Expressie nie bez powodu jest tak rozchwytywaną powieścią i klasyką samą w sobie. To doskonale napisana opowieść o ofiarach i zabójcach, której zakończenie zaskakuje (ale tylko w książce). Dlatego czytajcie!
W tej rozgrywce - a jakże! - wygrywa książka! Także pędźcie do księgarń i czytajcie!
![](https://78.media.tumblr.com/02a9f4e6c1639574be1daca0a11f966b/tumblr_ou3epqnmd01vww08oo3_r2_500.gif)
Muszę wreszcie poznać twórczość autorki bo wstyd mi, że jeszcze jej nie poznałam.:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Agathy Christie. ''Morderstwo w Orient Expressie'' czytałam i chyba skuszę się też na film. ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis! Nie miałam okazji czytać książki, ale jestem w prawdziwym szoku że producenci pozwolili sobie na tak wiele znaczących różnic.
OdpowiedzUsuńNie czytałam książek (niestety) ale wiem, ze w ekranizacjach z Davidem Suchetem Poirot był dwa razy zakochany: w Rosjance Verze Rossakoff i w jakiejś kobiecie z Belgii (nie pamiętam jej imienia, było to pokazane w odcinku pt. „Pudełko Czekoladek” bądź „Bombonierka”). Nie mam pojęcia kim może być ta Katherine....
OdpowiedzUsuńJakoś mi nie po drodze z powieściami Agathy Christie.. Mimo, że przeczytałam jedną powieść, która przypadła mi do gustu, nie potrafię się zabrać za kolejne. Może powstanie filmu będzie dla mnie impulsem ;) Szkoda tylko, że ekranizacja w wielu kwestiach rozmija się z powieścią..
OdpowiedzUsuń