środa, 30 września 2020

Bezludna wyspa - M.A. Bennett



Lincoln (Link) to mądry szesnastolatek, który zarówno wnętrze, jak i wygląd klasyfikują go do bycia typowym ciamajdą/kujonem/popychadłem. Szczególnie w sytuacji, jaką jest bycie mało wysportowanym chłopcem w nowej szkole ze sportowymi tradycjami. Kiedy po długich miesiącach męczarni postanawia rzucić szkołę, rodzice przystają na propozycję... o ile zgodzi się na wyjazd na opłaconą wycieczkę. Wycieczka ta okazuje się dłuższa, gdyż... Link wraz z gronem ludzi, których nie lubi, trafia na bezludną wyspę. 

Przyznam szczerze, że coraz rzadziej sięgam po książki z gatunku Young Adult (bom coraz starsza). Czasami jednak robię wyjątek - szczególnie wtedy, kiedy słyszę pozytywne odczucia co do danego tytułu. Skuszona nimi, między innymi postanowiłam dać szansę Bezludnej wyspie, która może i może się komuś spodobać, chociażby młodszemu pokoleniu. Ale nie mi. Niestety za dużo powieści dla młodzieży przeczytałam, by zachwycić się tą opowieścią. A jakbym nawet i mniej przeczytała, to pewnie i tak musiałabym trochę pokręcić nosem.

Autorka nie ukrywa, że do napisania tej powieści posłużyły jej tak kultowe już tytuły jak Władca much, Robinson Cruse czy Hrabia Monte Christo. Jednakże o ile wspomniane opowieści były oryginalne, tak w Bezludnej wyspie wszystko się rozjeżdża. Według mnie, M.A. Bennett powinna skrócić tę opowieść o sto stron niepotrzebnie aż tak rozwleczonego wstępu, przez który akcja mająca miejsce na wyspie (czyli wabik na czytelnika) stoi w miejscu. I to już na samym początku. Później jest o wiele lepiej, aczkolwiek wciąż nie wyjątkowo, ponieważ autorka nie odkrywa niczego nowego. Wręcz przeciwnie. Tasuje znanymi nam kartami zmieniając ich kolejność. 

Niestety zabolała mnie kreacja głównego bohatera, gdyż była nieprzekonywująca. Jeżeli miałabym już  uwierzyć, że szary człowieczek staje się liderem zagubionej młodzieży (swoją drogą to ciekawy motyw) potrzebowałabym lepszego opisania tła (pozostałe postacie posiadają po dwóch cechach własnych, przez co czytelnik zna je zaledwie z imienia). A tutaj niestety tego nie ma. Nie rozumiałam, czemu postacie nagle tak chętnie go słuchają i godzą się na niektóre jego propozycje. Mało tego! Jeżeli autorka chciała pokazać jego przemianę, powinna przestać go nam tłumaczyć. 

Jednakże najbardziej zabolała mnie atmosfera na wyspie. Miałabym uwierzyć, że szesnastolatkowie z takim spokojem przyjęli informację, że utknęli na bezludnej wyspie? Miałabym uwierzyć, że z taką łatwością przyszło im spać na piasku, jeść koźlinę, rozpalać ogień? I to jest właśnie to, co jest najgorszą wadą Bezludnej wyspy - brak realizmu. W żadnej minucie nie czułam grozy bądź powagi sytuacji. W związku z czym bez problemu domyśliłam się, jakie "zaskakujące" zakończenie zaplanowała autorka. I cóż, nie pomyliłam się.

Niestety Bezludna wyspa okazała się powieścią 5/10.  Można przeczytać, ale raczej nie polecić. Uznaję ją za próbę przekazania wyższych wartości i poszukiwania samego siebie... ale niestety jest to próba nieudana. Chociaż kto wie? Może ktoś zakocha się w tej opowieści? Tego Wam życzę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Tytuł: Bezludna wyspa
Autor: M.A. Bennett 
Przekład: Maciej Potulny
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 16.09.2020
Liczba stron: 440
Cena: 39 zł
Oprawa: Miękka
Kategoria: Dla Młodzieży, Przygodowa

4 komentarze:

  1. Szkoda, że okazała się przeciętną powieścią. Ja już mam na czytniku, więc pewnie i tak ją przeczytam, albo o niej zapomnę w natłoku innych książek.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo szkoda, że taki średniak... no ale czeka na półce, więc zobaczę, jak mnie się spodoba!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie odnajduję się jakoś w young adult, a brak realizmu zupełnie zniechęca mnie do tej książki. Szkoda, że okazała się ledwie przeciętna, by wydaje się, że fabuła ma potencjał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam komu polecić tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń