niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział XI. Światła, Korea, AKCJA!

Są znajomości, przy których na początku kompletnie nie wierzyłeś, że może z nich wyjść jakakolwiek bliższa relacja. Są spotkania, po których nie oczekiwałeś niczego więcej ponad miło spędzony czas. Są dni, które jeszcze przed swoim końcem stają się przepięknym wspomnieniem, do których zapewne nie raz będzie się powracało. 


Hannah jest Koreanką, z którą od samego początku roku akademickiego chodziłam na te same zajęcia. Jednakże nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy. Była jedyną osobą z Azji, zawsze gdzieś tam z boku i widać było, że stresuje ją częste pytania profesora oraz studentów na temat różnic typu: Jak to jest w tej Korei? Do czasu aż się spóźniłam na zajęcia i usiadłam na chybił trafił właśnie przy niej (swoją drogą to druga taka sytuacja - pozdrawiam, Jagódko ;*), a że akurat miałyśmy pracować w parach + ja akurat dzień wcześniej obejrzałam Służącą (bardzo dobry film - odważny... ale cholernie dobry), która jest produkcją koreańską, to złapałyśmy wspólny kontakt od samego początku. Później poszłyśmy na kawę, kawa przeciągnęła się aż do pory obiadowej i jeszcze tego samego dnia Hannah powiedziała, że koniecznie muszę poznać jej przyjaciół z Korei i zaprasza mnie na wieczorek koreański! I co najlepsze... na obietnicach się nie skończyło!

Koreańczycy to trochę tacy Polacy: powiesz coś po koreańsku albo jeszcze zabłyśniesz jakimś najbanalniejszą informacją na temat ich kraju - uwielbiają cię! Tak po prostu już cię traktują jak swoją. Dzięki Hannah (Hannie? Hannieh? Język polski, trudny język.) poznałam naprawdę niesamowitych ludzi - otwartych, ciepłych i naprawdę ciekawych świata. A że chciałam jakoś pomóc przy przygotowywaniach obiadku koreańskiego (z nadzieją, że podłapię jakiś prosty przepis!), to pierwszy raz (!) odpuściłam sobie zajęcia i zawędrowałam do pobliskiego akademika, a konkretnie do common room.

Naleśnik koreański przygotowany przeze mnie własnoręcznie!

Na miejscu spotkałam Borę (inną Koreankę) wraz z jej chłopakiem Niemcem - przyznam szczerze, że to przeurocza kombinacja widzieć ich razem. Niedługo potem dołączył do nas Koreańczyk (zabijcie mnie... przedstawiał się z trzy razy, ale po prostu nie potrafię zapamiętać jego imienia), który nauczył mnie przyrządzać naleśnika koreańskiego - nie wiem tylko, czy po prostu chciał mnie tego nauczyć, czy to po prostu taki rodzaj kultury, że to kobieta rządzi w kuchni (koniec końców i tak, i tak to on to wszystko robił, podczas gdy ja skupiłam się na poznawaniu nowych ludzi). 

Szczególnie zapadł mi w pamięci Szczęściarz. Tak, moi drodzy, inaczej nie mogę nazwać chłopaka, którego mama jest Francuzką, tata jest Koreańczykiem, a on sam urodził się i mieszkał przez pierwsze kilka lat w Niemczech (no sorry... trzy najważniejsze języki (bo przecież angielski samoistnie wszedł mu w krew) + język azjatycki od tak po prostu)! Oprócz tego dotarli na spotkanie również znajomi, których poznałam może na początku października. Miło było się tak spotkać po dwóch miesiącach (tutaj to jak cała wieczność).

Naleśniki koreańskiego to po prostu banał. A obok przygotowane zostaje KIMCHI!

Ale powróćmy do Korei i ich pysznego, zdrowego jedzenia, którego nie spodziewałam się w takim wydaniu i w takiej ilości. Dziewczyny przeszły samą siebie, a ja po prostu nie potrafiłam odmówić sobie skosztowania każdej z potraw (co też i zrobiłam, czego i trochę później żałowałam, bo Koreańczycy lubią mocniejsze smaki). Przyznam szczerze, że ich potrawy są bardzo proste w wykonaniu i niesamowicie smaczne! Uwielbiam <3

Lecz to nie jest tak, że tylko się objadałam za darmo, lecz przede wszystkim poznałam bliżej tak niecodzienną i cudowną kulturę. No i ludzi, którzy są po prostu przeuroczy w swoim zachowaniu - szczególnie, kiedy mają problem z pożegnaniem (staliśmy dobre pięć minut); a kiedy już udaje Wam się ustalić, że faktycznie możecie się rozejść, to przychodzi czas przytulania każdego z osobna (bo przecież będziecie się widzieli dopiero... następnego dnia); kiedy nie chcą robić najmniejszego problemu z podwózką, mimo że człowiek sam to proponuje i to i tak po drodze... (patrzyłam dobre dwie minuty, jak bardzo Hannah walczyła sama ze sobą i dopiero kiedy powiedzieliśmy jej, że nikt nie uzna przyjęcia podwózki za coś złego, to się zgodziła).

Oczywiście to tylko takie najprostsze przykłady po prostu sytuacji, które miały miejsce w piątek. Jeżeli miałabym coś więcej poopowiadać o Korei, to zrobię to dopiero wtedy, gdy będę miała wszystkie puzzle poukładane, bowiem sama sytuacja z mówieniem w wersji normalnej, uprzejmej i jeszcze bardziej uprzejmej jest mega skomplikowana, już nie mówiąc o takich zwrotach jak: "Oppa"... czasami czułam się jak w koreańskim serialu :D   

Tadam! Wszystko co dobre jest już na stole!

To był tak uroczy wieczór i dowód na to, że wystarczy tylko trochę być zainteresowanym jakimś krajem, by jego obywatele chcieli uchylić ci nieba, tylko po to, żebyś kochał ich ojczyznę jak własną. No a przynajmniej ja się tak czułam! Hannah wzięła sobie za punkt honoru, żebym podłapała podstawy koreańskiego i non stop jak mamy chwilpodrzuca jakieś koreańskie zwroty między wierszami + nauczyła mnie już alfabetu, żebym bardziej rozumiała imiona i nazwiska. Kochana <3

Ja już czekam z niecierpliwością na powtórkę z koreańskiego wieczorku, tylko może tym razem w nieco innym wydaniu. Jedno jest pewne - po takim dniu jeszcze bardziej kocham Koreę i jestem coraz bardziej zainteresowana ich historią (a wierzcie mi... Korea i Polska mają całkiem wiele wspólnego).  

6 komentarzy:

  1. Mnie również temat Korei niesamowicie mocno intryguje i każdą wzmiankę o tym kraju czytam niemalże z zapartym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie bardziej Japonia pociąga niż Korea <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio poznałam ze sobą bliżej Japonkę i Koreankę, i po prostu robiłam wszystko, by ładnie lawirować pomiędzy tym, co wiem o Japonii, a tym, co wiem, o Korei :D
      Dla mnie oba państwa są godne uwagi - są do siebie podobne, a przy tym bardzo wiele się różnią!

      Usuń
  3. Wyglądają bardzo apetycznie. Kultury nie znam, ale naleśniki chętnie bym spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kiedy w tym roku trafiłam na dramy zaczęłam trochę interesować się Azją, oglądam kanał Pyry w Korei i kurcze, chciałabym się uczyć języka, chyba trzeba wreszcie podjąć działania do planów :) Szczęściarz to naprawdę szczęściarz :D

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też oglądam Pyrę! :D
      W sumie oglądam wiele kanałów poświęconych mieszkaniu w innym kraju niż Polska ;)

      Nawet mi o tym Szczęściarzu nie mów - cholernie mu zazdroszczę :(

      Usuń