sobota, 2 marca 2019

Czyż nie dobija się koni? - Horace McCoy


Hollywood z lat 30. zdecydowanie nie należało do miejsc, w których chciałoby się mieszkać. Jeżeli komuś się udało i dostał się do branży, niczego mu do szczęścia nie brakowało. Jednakże większość ludzi to bezrobotni, biedni marzyciele, którzy byli w stanie zrobić wszystko, byle by w jakiś sposób zaistnieć. 

Jedną z takich osób jest Gloria Beatty, dwudziestokilkuletnia dziewczyna marząca o sławie... a także dziewczyna, która nie miała w życiu łatwo. Skuszona zastrzykiem gotówki postanawia wziąć udział w maratonie tanecznym, a za partnera bierze sobie ledwie co poznanego Roberta Syvertena. Rozpoczyna się dziwna pogoń trwająca ponad trzy miesiące...

Nikogo nie zaskoczę, jeżeli już teraz zdradzę, iż zwykły maraton taneczny przeradza się w istny danse macabre. Bardzo szybko (ostatecznie Czyż nie dobija się koni? ma niecałe 150 stron) okazuje się, że bohaterowie stają się marionetkami w rękach organizatorów, którzy dla podniesienia oglądalności nie wahają się skrzywdzić uczestników. Najwidoczniej początki reality show brały wzór właśnie z tej książki. To opowieść o zepsuciu, braku moralności i braku wzorców, świecie, w którym człowiek jest tylko kukiełką do odegrania swojej roli. Przykrym komentarzem niepozbawionym dzisiejszej prawdy.

Ale zaczynam strasznie merytorycznie, a przecież nie temu ma służyć ta recenzja. Przede wszystkim te 150 stron zaciekawia początkiem, bowiem już na pierwszej stronie dowiadujemy się, że Robert zabił Glorię. Pytanie zatem brzmi, czemu? A żeby się o tym przekonać, należy doczytać do końca. Czy zatem książkę czyta się szybko? Tak, i to nawet bardzo. A czy przyjemnie? Tu już niekoniecznie, ponieważ Czyż nie dobija się koni? nie należy do tego rodzaju literatury, który przywołuje uśmiech. Wręcz przeciwnie - podczas lektury panuje ciemność, rozpacz i ludzki dramat. Nic dziwnego. Ostatecznie to pierwsza amerykańska powieść egzystencjalna, po której powinny nastąpić refleksje. A czy tak się stało?

Trochę tak, trochę nie. Przyznam szczerze, że o ile początek i bardzo dobry koniec powieści [serio - ten tytuł na zawsze pozostanie w mojej pamięci dzięki ostatnim dwóm stronom!], cała reszta nieco mi się dłużyła. Początek maratonu był ciekawie przedstawiony, pomysły na jego urozmaicenie też, ale niestety gdzieś w połowie zaczęłam się nudzić. Nie wiem w sumie dlaczego. Może po prostu lepiej by było, gdyby podobna historia została skrócona do opowiadania - góra osiemdziesięciu stron? Może wtedy jej wydźwięk wybrzmiałby podwójnie?

Co do bohaterów, ciężko tutaj mówić, by ich można było polubić, ale na pewno można powiedzieć, że są szczerzy w swojej kreacji. Szczególnie Gloria Beatty należy do tych bardziej depresyjnych, irytujących i autodestrukcyjnych ludzi, których się szczerze nienawidzi... ależ ileż takich ludzi można spotkać na swej drodze. Dzięki temu, że została właśnie tak przedstawiona, nie sposób nie zrozumieć motywów działania jej oraz Roberta. 

Cóż tu więcej powiedzieć ponad to, że Czyż nie dobija się koni? jest lekturą bardziej wymagającą skupienia oraz dojrzałości. Jest także książką, nad którą warto się pochylić i porównać swoje dotychczasowe życie, bo nikt nigdy nie wie, kiedy zabłądzi z ustalonej ścieżki... i kiedy warto z niej zrezygnować. Polecam!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Czyż nie dobija się koni?
Autor:Horace McCoy
Tłumaczenie:Lesław Haliński
Wydawnictwo: Zysk i S-ka   
Premiera wydania:  18.02.2019 
Liczba stron:154
Format: 140x205
Oprawa: Twarda z obwolutą
Cena detaliczna: 35,00 zł
https://sklep.zysk.com.pl/

1 komentarz:

  1. Pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny i faktycznie - ogromne wrażenie robi już sam początek. I to właśnie ten początek sprawia, że chcemy dotrzeć aż do końca. Warto przekonać się o tym samemu. :)

    OdpowiedzUsuń