Opowieść o bogach i królach, nieśmiertelnej sławie i ludzkich uczuciach...
Los zetknął Achillesa z godnym pogardy wygnańcem, którego wyrzekł się własny ojciec. Patroklosowi - bo tak mu było na imię - wprawdzie brakowało wszystkiego, co powinien posiadać książęcy syn, a mimo to to właśnie z nim Achilles się zaprzyjaźnił... a później nawet zakochał. Kiedy po latach Grecję obiega wieść o porwaniu pięknej Heleny, przeznaczenie Achillesa się wypełnia. Wyruszając na wojnę, zapisze się na kartach historii na tysiące lat.
Pieśń o Achillesie to próba opowiedzenia na nowo znanej opowieści z mitologii na nowo, tym razem okiem Patroklosa, czyli młodego księcia, ukochanego Achillesa. Nie kojarzycie jego bądź historii o Achillesie? A czy oglądaliście Troję z 2004 roku? Jak tak, to uwierzcie mi, że tutaj znajdziecie bardzo podobną historię, jedynie mniej hollywoodzką. I tym razem Patrokles nie będzie tylko kuzynem, będzie kimś znacznie ważniejszym w życiu Achillesa.
Niestety, jak to ma często miejsce w postaci znanych opowieści, Madeline Miller nie podołała w tworzeniu postaci. Już pal sześć Patroklosa - narratora Pieśni o Achillesie - którego mało kto zna, a który w tym wydaniu brzmi jak wiecznie przerażony światem nastolatek. Problem tkwi w Achilesie, który jest... nijaki. Serio - nie sposób polubić go w tej formie. Jeszcze jako dziecko, które Patroklos jedynie obserwował z daleka, miało się nadzieję. Niestety. Im dalej w las, tym... gorzej. Achilles jest bezpłciowy w tym wydaniu, a jego naiwne wypowiedzi, często nadmierna ekspresja irytuje.
Ta historia byłaby jedną z moich ulubionych, gdyby Madeline Miller potrafiła tworzyć napięcie. Niestety w Pieśni o Achillesie - sposób przedstawienia akcji jest nijaki. Próby są, oczywiście, ale brak tej książce jakiegokolwiek ducha. Każda postać jest w zachowaniu do następnej postaci podobna, o dialogach nawet nie będę wspominać. Brakuje tutaj po prostu dobrego pisarza, który mógłby to wszystko ładnie i pomyślnie opisać.
Ale przynajmniej okładka jest pierwszorzędna. Naprawdę na żywo robi jeszcze lepsze wrażenie niż na zdjęciu. Jako że Pieśń o Achillesie należy do serii butikowej, otrzymujemy twardą oprawę ze śliską obwolutą i żółtymi stronami. Bez dwóch zdań książka przepięknie się prezentuje na półce.
Żałuję szalenie, ponieważ jestem ogromną fanką Troi, dzięki czemu Achilles ma dla mnie zachowanie (bo już kit z wyglądem) Brada Pitta w tejże roli. Tutaj otrzymałam jakiegoś wyegzaltowanego pana bez charyzmy. Chociaż może to tylko ja się czepiam, a wy odczytacie tę postać jako kogoś zupełnie innego? Tego wam w sumie życzę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Pieśń o Achillesie
Koleżanka w pracy zacytowała mi jedno zdanie z tej książki, które od razu mnie ujęło i zapragnęłam przeczytać tę powieść. Dobrze jednak, że jej nie kupiłam. Skoro kreacja bohaterów wyszła tak słabo, podejdę do niej ostrożnie i pożyczę do przeczytania. Choć faktycznie wygląda przepięknie :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie planuję po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
"Pieśń o Achillesie" mam w planach, bo przypuszczam, że mi jednak może przypaść do gustu. Jednak póki co mam ją w nieco dalszych planach.
OdpowiedzUsuńJestem szalenie ciekawa tej książki odkąd zobaczyłam ją z zapowiedziach. Muszę przeczytać koniecznie.
OdpowiedzUsuńJa raczej nie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńMam zamiar przeczytać ten tytuł w najbliższym czasie i mam nadzieję, że mnie uda się zachwycić tym tytułem, albo przynajmniej go polubić. ;))
OdpowiedzUsuń