środa, 27 lutego 2019

Kryminalne przypadki Matyldy - Bożena Mazalik

Dawno już nie dałam szansy żadnemu nowemu, nieznanemu szerszej publiczności autorowi, w związku z czym postanowiłam to zmienić. Z tej przyczyny zainteresowałam się Kryminalnymi przypadkami Matyldy, mając nadzieję na coś ciekawego. A ów wiarę miałam tak długo dopóty, dopóki nie dostałam książki w swoje ręce. I niestety wyszło jak wyszło.


Matylda to pisarka i malarka, choć jakbyście mnie zapytali, mam wrażenie, że to jakaś gwiazda (w dodatku bogata), jedynie mało znana. Jako że w dniu swojego ślubu zostaje zostawiona na ślubnym kobiercu, postanawia wyjść z kościoła ot tak sobie (co z gośćmi?), wsiąść do samochodu swojego dawno nie  widzianego znajomego (to po co go zapraszała na ślub?) i pojechać do jego zamku (jakim cudem ten pan ma na własność zabytek?). Niestety nie znajduje w nim świętego spokoju a trupy, trupy i jeszcze raz trupy...

Wiecie co? Czuję się oszukana, ponieważ Kryminalne przypadki Matyldy nie miały w sobie niczego, co obiecywały swoim opisem. Że komedia? Możliwe, ale bardzo słabych lotów. Że romans? Jak tak, to bardzo toporny. Że kryminał? Szkoda, że tak bardzo nieciekawy, iż zanim do czegokolwiek doszło, czytelnik musiał uzbroić się w cierpliwość.

Kiedyś przeczytałam jakiś wywiad z autorem kryminałów (nie jestem pewna z jakim, więc nie będę podawała nazwiska), który powiedział, że w powieściach detektywistycznych/thrillerach najważniejszy jest początek, bowiem czytelnik musi być zainteresowany od pierwszych stron, by chciał czytać dalej. Niestety tutaj początek należy do tych nudniejszych i zmuszających do przymykania oka na niektóre aspekty. Ja rozumiem, że to fikcja, ale im bardziej odbiega w bajkę, tym mniej się chce zagłębiać w zagadkę. Kobieta zostaje porzucona na ołtarzu i jedzie do zamku swojego dawno niewidzianego znajomego - no spoko, brzmi ciekawie, tylko czemu ten wątek jakoś nikogo nie obchodzi. Główna bohaterka nie przeżywa straty, właściwie to zapomina o jakimkolwiek ślubie, ignoruje bliskich (bo chyba jacyś byli, prawda, skoro starała się nie płakać? a jak byli, to co, poszli sami na wesele?) i wyjeżdża do zamku... m.in. malować? Nie zainteresowało ją to, czemu jej daleki znajomy ją tam zabiera i czemu zaraz znika? Ale dobra! To dopiero początek, ponieważ karuzela zaczyna się z pierwszym trupem... Na dowód przeczytajcie sami krótki, przykładowy fragment ze stron 35-36:

Był przystojnym i postawnym mężczyzną, włosy miał ścięte na jeża [...]. [Bo to przecież najważniejsze informacje nt. policji, jakie możemy uzyskać w książkach]
- Napije się pan czegoś? - zapytałam.
Włączyłam czajnik. Duże, szare oczy komisarza skanowały moją twarz, brudne spodnie i śmierdzącą obornikiem kurtkę. Usta rozciągnęły się w uśmiechu. [No przezabawne]
- Ten strój do pani nie pasuje - uznał. [Bo przecież to najważniejsze pytanie do głównej podejrzanej]
Spojrzałam na niego w milczeniu. Facet widział mnie pierwszy raz w życiu. Co mógł na mój temat wiedzieć? Owszem, miałam znajomości w katowickiej policji, niektórzy funkcjonariusze czytywali kryminały, wierzyłam, że również moje. Ale tutaj, na wsi zabitej dechami, zwykły wiejski policjant nie miał prawa mnie kojarzyć. [Mógł tak powiedzieć po prostu, patrząc na jej urodę, ale to tylko świadczy o tym, że jest chamem, a przecież na kolejnych stronach autorka go na takiego nie kreuje]
- Do kościoła się nie wybieram. Zwierząt doglądałam. [...] Ilka, zrób coś do picia. Dla mnie kawa - dodałam tonem pani na zamku. [Ilka to przyjaciółka i gość Matyldy, a sama Matylda żadną panią na zamku nie jest, lecz również gościem. Wniosek - Matylda jest gburem, skoro stoi przy czajniku, to mogła sobie sama zalać albo przynajmniej ładniej poprosić]
Przeprosiłam komisarza i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi, spojrzałam w lustro i podsumowałam głośno:
- Dupek! [Ile ta kobieta ma lat? 10?]
W sypialni przebrałam się w zimowe grube legginsy i długi obcisły czarny sweter z mocno wyciętym dekoltem. Byłam szczupła, ale nie chuda, więc mogłam sobie pozwolić. Dyskretnie pociągnęłam rzęsy tuszem i przygryzłam usta. [Pamiętajmy, że przebrała się w obcisły sweter, bo to widać ważne!] W obliczu śmierci należy... Teraz do mnie dotarło.
- Cholerny Władek! - ulżyłam sobie, ale bardziej byłam chyba zła na Zarubę. [Bo to przecież ofiara jest wszystkiemu winna] Dać się tak głupio zabić. Zabić? Przecież on mógł dostać zawału, po prostu. Zrobiło mi się głupio. Poznałam Zarubę, wprawdzie rozmawiałam z nim tylko dwa razy, ale jakoś go jednak znałam. Nie da się ukryć, że jego śmierć mną wstrząsnęła. [Właśnie widać. Tak bardzo, że aż wcale]

Jak na powyższym fragmencie widać, bohaterka na wieść o trupie reaguje dość... dziwnie. Przyznam szczerze, że aż musiałam się cofnąć i dwa razy przeczytać reakcję Matyldy i jej przyjaciółki Ilki (Ildefonsy) i to, jak w ogóle odnaleziono ów parobka. Absurd, po prostu. Ani to śmieszne, ani ciekawe, a po prostu żenujące. Później jednak podobne absurdalne zachowania bohaterów się piętrzyły. Naprawdę dorosłe kobiety z sukcesami naukowymi i zawodowymi wstydzą się przyznać, czym się na co dzień zajmują, i pierwsza ich reakcja na policję to komentarze dotyczące urody policjanta z całkowitym zignorowaniem prawdopodobnej śmierci? Już nie mówiąc o tym, że główna bohaterka irytowała się faktem, że musi szukać jakiejś pomocy fizycznej przy zwierzętach i proponuje podobną ofertę policjantowi (co miało być chyba żartem, ale niskich lotów), i pomijając całkowicie rozmowy między ów policjantem a nią samą (bo ona niby miała być przebiegła, ale przebiegłość nijak wypływa z Matyldy)? O zgrozo. Wytrzymałam do połowy i dalej już znieść nie mogłam.

Dawno już mnie tak bohaterowie nie zirytowali samymi dialogami, które były sztuczne i drętwe, że nie wierzę, iż w ogóle powstały. Nikt tak spokojnie nie ignoruje takich wydarzeń, jak znaleziony trup, przyjazd policji czy wreszcie ów nieszczęsny ślub. Nawet w fikcji trzeba znać jakiś umiar. Chyba nie muszę mówić, jak bardzo główna bohaterka nie przekonała mnie swoją osobą i jak bardzo irytował mnie fakt, iż to z jej perspektywy poznajemy wydarzenia, prawda?

Słowem kończącym, Kryminalne przypadki Matyldy to ponad 400 stron książki, po której ani nie jestem mądrzejsza, ani tym bardziej szczęśliwa, że mogłam spędzić miły czas z lekturą. Wręcz przeciwnie - mam poczucie zmarnowanego czasu, a ów powieść po raz kolejny uświadomiła mi, że lepiej jednak sięgać po sprawdzonych autorów. Temu tytułowi daję bardzo słaby dostateczny. Nie polecam.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Kryminalne przypadki Matyldy
Autor: Bożena Mazalik
Wydawnictwo: Zysk i S-ka   
Premiera wydania:  19.02.2019 
Liczba stron:430
Format: 140x205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Cena detaliczna: 37,90 zł
https://sklep.zysk.com.pl/

3 komentarze:

  1. Nie lubię irytujących bohaterów, więc książka mnie nie kusi ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka mam, więc pewnie kiedyś przeczytam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja podziękuję ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń