Jak to jest żyć w miejscu, którego się nienawidzi? Jak to jest pozostawić miejsce, którego ani nie nienawidziliśmy, ani nie kochaliśmy, by być z osobą, którą kochamy? Jak to jest, że w końcu wszystkie nasze uczucia się zmieniają?
George
i Sabine Harwood przenoszą się z Anglii na Trynidad. George szybko
adaptuje się w egzotycznym miejscu, lecz jego żonę, osamotnioną i
wyczerpaną upałem, niepokoi nieuchronne nadejście nowej epoki. Sabine
zaczyna obsesyjnie interesować się Erikiem Williamsem, charyzmatycznym
przywódcą powstającej właśnie narodowej partii Trynidadu. Ukojenie
przynosi jej pisanie listów do Williamsa, w których zawiera wszystkie
nadzieje i obawy związane z przyszłością. Nigdy ich jednak nie wysyła.
Lata mijają, a małżeństwo George’a i Sabine trwa na dobre i na złe. Kiedy George odnajduje listy Sabine, zaczyna rozumieć, jak wiele żona przed nim ukrywała. I odczuwa nagłą, rozpaczliwą potrzebę, by udowodnić jej swoją miłość.
Lata mijają, a małżeństwo George’a i Sabine trwa na dobre i na złe. Kiedy George odnajduje listy Sabine, zaczyna rozumieć, jak wiele żona przed nim ukrywała. I odczuwa nagłą, rozpaczliwą potrzebę, by udowodnić jej swoją miłość.
Sabine nie jest zwykłą kobietą. Jest dumna, wygadana, a w dodatku jest bardzo urodziwa. Przeniosła się na Trynidad na trzy lata wraz z mężem, Georgem. I miały to być tylko trzy lata. Obiecywała sobie, że tu wytrzyma. Wytrzyma w upale przez te wszystkie lata bez narzekań i skarg. Miała w końcu wspaniałego męża. Ich wielka i namiętna miłość sprawiała, że wszystko było idealne. Choć nie na długo. Okazało się, że nowy świat przyniesie wielkie zmiany.
Na pierwszych kartkach powieść spotykamy się z małżeństwem po przejściach. Państwo Harwood są już po osiemdziesiątce. George nadal spełnia się karierą. Właściwie jest to jedyna czynność - pisanie do gazety - dzięki której rozmawia ze swoją żoną. Pewnego dnia odkrywa w pudełkach po butach listy. Pełno listów i wszystkie zaadresowane do tej samej osoby - Erica Williamsa.
A kim jest w ogóle ten cały adresat niewysłanych listów?
By znaleźć odpowiedź na te, jak i wiele innych frapujących pytań, trzeba cofnąć się do przeszłości.
Książka została podzielona na cztery części:
Trynidad, 2006
Trynidad, 1956
Trynidad, 1963
Trynidad, 1970
Jak widać na początku witamy się z teraźniejszością, by później powrócić do przeszłości. Ten zabieg jest dość często spotykamy, aczkolwiek przez pierwszą część nie mamy zielonego pojęcia kto jest kim.
Fabuła nie opiera się tak właściwie na losach poświęconych w opisie - to jest na rozpaczliwiej potrzebie powrotu do dobrych stosunków małżeństwa. Tak naprawdę jest to po prostu pokazanie codzienności rodziny na obcym kontynencie - przystosowania, zmiany w charakterze i w wyglądzie. Obyczajówka z przebłyskami romansu, jak również... polityki.
No ale wszystko po kolei.
Sabine jest kobietą kochającą swego męża ponad wszystko. Doskonale zna jednocześnie swoje walory, dzięki którym mężczyźni nie potrafię przejść obok niej bez choćby jednego mrugnięcia okiem. Do tego wszystkiego jest znana wśród wszystkich mieszkańców Port-of-Spain, gdyż jest jedyną białą kobietą jeżdżącą na rowerze, zielonym rowerze. Z biegiem czasu chce jak najszybciej powrócić do Anglii.
George natomiast pragnie na niej pozostać. Podoba mu się na Trynidadzie i chce tu żyć i umierać. Nie kręci go praca w nudnej Anglii. Tu jest kimś. Kimś ważnym i u szczytu swojej formy.
Nieodłącznym elementem powieści Biała Kobieta na Zielonym Rowerze jest wątek polityczny, który jest blisko związany z naszymi bohaterami. Na małej wysepce dzieje się rewolucja. Do tej pory Trynidad zamieszkiwali rdzenni mieszkańcy - Murzyni - wciąż podporządkowywani Europejczykom. To właśnie Biali ludzie byli tu na szczytach drabiny feudalnej. Lud żąda zmian, państwo wychodzi mu na przeciw. Przyszłym premierem okazuje się być Eric Williams, czarnoskóry, przystojny polityk. Jego słowa docierają do ludu, który gromadzi się licznie, by go słuchać. Mówi o zmianach, które zamierza czynić, by "jaśniepan" w końcu pozwolił prawdziwie żyć - nie w biedzie i ubóstwie, jak to miało miejsce do tej pory. A wśród zgromadzonych znajdowała się jedna, jedyna biała kobieta na swoim zielonym rowerze, oczarowana przemową polityka.
Od tej pory Sabine jest zainteresowana polityką. Jej pytania często schodziły na temat "Co pan/pani sądzi o Ericu Williamsie?" Nie było to niczym dziwnym i nikt nie uważał jej za jakąś szczególnie dziwną. Od tego czarnoskórego polityka zależało życie "europejskiej szlachty", gdyż oczywistym faktem było, że jeżeli on przejmie władze, oni będą musieli się wynieść.
Role się odwrócą.
I jak w tym świecie ma się odnaleźć dwudziestkopięcio letnia kobieta, matka dwojga dzieci oraz żona niewiernego męża? Otóż tak, moi mili, George poszedł w tany, a dzięki swojej popularności jako "rasy panów" miał wzięcie.
Przeżywamy wraz z nią jej rozterki związane z trudnością życia w kraju, który jej nie chce. Przeżywamy jej rozterki związane z oddaleniem się od kochającego męża. I w końcu przeżywamy wraz z nią zafascynowanie mężczyzną, z którym zamieniła zaledwie kilka zdań, w czym połowa z nich poświęcona była wyrzutom w jego stronę. I mimo że to wszystko naprawdę naprawdę powinno być ciekawe, to takie nie jest.
W czasie czytania około 400 stron, czekałam tylko na moment końca, bym mogła odłożyć tę książkę i zacząć kolejną. To w ogóle było dziwne z mojej strony. Historia rodziny Harwood nie była nudna. Dodatkowym kąskiem była otoczka polityczna państwa - autorka urodziła się w Port-of Spain i chciała nam przekazać jego przeszłość. Chyba nawet wiem, czemu ta książka, aż tak mi się podobała - za mało było państwa Harwood a za dużo tych wszystkich innych.
Książka posiada tuzin bohaterów. Niektórzy ciekawi, niektórzy już mniej. Skupienie się na historii kraju było prawdopodobnie głównym zabiegiem - a jeżeli nawet nie głównym, to wychodził na prowadzenie. I nie twierdzę, że pojawienie się opisanej trudnej historii było czymś złym. Na początku bardzo mi się spodobało. Lecz im dalej w las, tym bardziej marzyłam o obyczajówce - romansie. Niestety romansu dostałam mało, za mało, i w końcu pożegnałam się z Sabine i Georgiem jedynie z niewyraźnym uśmiechem.
Rodzina mieszkająca z dala od cywilizacji, a która doskonale wie, dlaczego tak się dzieje. Gdy czytałam tą książkę, naprawdę w jakiś sposób kolejny raz poszerzyły mi się oczy na okropność tego świata. Segregacja rasowa wciąż jest, była i będzie, a ci co nie urodzą się z odpowiednim kolorem skóry stają się od dziecka niewolnikami. Dlatego polecam przeczytanie tej książki. Dobrze opisuje powstawanie się barier między ludźmi, a także próbie jej zburzenia.
-----------------------------------------
Tytuł: Biała Kobieta na Zielonym Rowerze
Autor: Monique Roffey
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data Wydania: 2011
Liczba stron: 420
Kategoria: Obyczajowa
-----------------------------------------
Ocena: 4+ (dobry z plusem)
Wniosek: Tak niewiele zabrakło, bym nacieszyła się mocniej tą książką.
Jak widać na początku witamy się z teraźniejszością, by później powrócić do przeszłości. Ten zabieg jest dość często spotykamy, aczkolwiek przez pierwszą część nie mamy zielonego pojęcia kto jest kim.
Fabuła nie opiera się tak właściwie na losach poświęconych w opisie - to jest na rozpaczliwiej potrzebie powrotu do dobrych stosunków małżeństwa. Tak naprawdę jest to po prostu pokazanie codzienności rodziny na obcym kontynencie - przystosowania, zmiany w charakterze i w wyglądzie. Obyczajówka z przebłyskami romansu, jak również... polityki.
No ale wszystko po kolei.
Sabine jest kobietą kochającą swego męża ponad wszystko. Doskonale zna jednocześnie swoje walory, dzięki którym mężczyźni nie potrafię przejść obok niej bez choćby jednego mrugnięcia okiem. Do tego wszystkiego jest znana wśród wszystkich mieszkańców Port-of-Spain, gdyż jest jedyną białą kobietą jeżdżącą na rowerze, zielonym rowerze. Z biegiem czasu chce jak najszybciej powrócić do Anglii.
George natomiast pragnie na niej pozostać. Podoba mu się na Trynidadzie i chce tu żyć i umierać. Nie kręci go praca w nudnej Anglii. Tu jest kimś. Kimś ważnym i u szczytu swojej formy.
Nieodłącznym elementem powieści Biała Kobieta na Zielonym Rowerze jest wątek polityczny, który jest blisko związany z naszymi bohaterami. Na małej wysepce dzieje się rewolucja. Do tej pory Trynidad zamieszkiwali rdzenni mieszkańcy - Murzyni - wciąż podporządkowywani Europejczykom. To właśnie Biali ludzie byli tu na szczytach drabiny feudalnej. Lud żąda zmian, państwo wychodzi mu na przeciw. Przyszłym premierem okazuje się być Eric Williams, czarnoskóry, przystojny polityk. Jego słowa docierają do ludu, który gromadzi się licznie, by go słuchać. Mówi o zmianach, które zamierza czynić, by "jaśniepan" w końcu pozwolił prawdziwie żyć - nie w biedzie i ubóstwie, jak to miało miejsce do tej pory. A wśród zgromadzonych znajdowała się jedna, jedyna biała kobieta na swoim zielonym rowerze, oczarowana przemową polityka.
Od tej pory Sabine jest zainteresowana polityką. Jej pytania często schodziły na temat "Co pan/pani sądzi o Ericu Williamsie?" Nie było to niczym dziwnym i nikt nie uważał jej za jakąś szczególnie dziwną. Od tego czarnoskórego polityka zależało życie "europejskiej szlachty", gdyż oczywistym faktem było, że jeżeli on przejmie władze, oni będą musieli się wynieść.
Role się odwrócą.
I jak w tym świecie ma się odnaleźć dwudziestkopięcio letnia kobieta, matka dwojga dzieci oraz żona niewiernego męża? Otóż tak, moi mili, George poszedł w tany, a dzięki swojej popularności jako "rasy panów" miał wzięcie.
Przeżywamy wraz z nią jej rozterki związane z trudnością życia w kraju, który jej nie chce. Przeżywamy jej rozterki związane z oddaleniem się od kochającego męża. I w końcu przeżywamy wraz z nią zafascynowanie mężczyzną, z którym zamieniła zaledwie kilka zdań, w czym połowa z nich poświęcona była wyrzutom w jego stronę. I mimo że to wszystko naprawdę naprawdę powinno być ciekawe, to takie nie jest.
W czasie czytania około 400 stron, czekałam tylko na moment końca, bym mogła odłożyć tę książkę i zacząć kolejną. To w ogóle było dziwne z mojej strony. Historia rodziny Harwood nie była nudna. Dodatkowym kąskiem była otoczka polityczna państwa - autorka urodziła się w Port-of Spain i chciała nam przekazać jego przeszłość. Chyba nawet wiem, czemu ta książka, aż tak mi się podobała - za mało było państwa Harwood a za dużo tych wszystkich innych.
Książka posiada tuzin bohaterów. Niektórzy ciekawi, niektórzy już mniej. Skupienie się na historii kraju było prawdopodobnie głównym zabiegiem - a jeżeli nawet nie głównym, to wychodził na prowadzenie. I nie twierdzę, że pojawienie się opisanej trudnej historii było czymś złym. Na początku bardzo mi się spodobało. Lecz im dalej w las, tym bardziej marzyłam o obyczajówce - romansie. Niestety romansu dostałam mało, za mało, i w końcu pożegnałam się z Sabine i Georgiem jedynie z niewyraźnym uśmiechem.
Rodzina mieszkająca z dala od cywilizacji, a która doskonale wie, dlaczego tak się dzieje. Gdy czytałam tą książkę, naprawdę w jakiś sposób kolejny raz poszerzyły mi się oczy na okropność tego świata. Segregacja rasowa wciąż jest, była i będzie, a ci co nie urodzą się z odpowiednim kolorem skóry stają się od dziecka niewolnikami. Dlatego polecam przeczytanie tej książki. Dobrze opisuje powstawanie się barier między ludźmi, a także próbie jej zburzenia.
-----------------------------------------
Tytuł: Biała Kobieta na Zielonym Rowerze
Autor: Monique Roffey
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data Wydania: 2011
Liczba stron: 420
Kategoria: Obyczajowa
-----------------------------------------
Ocena: 4+ (dobry z plusem)
Wniosek: Tak niewiele zabrakło, bym nacieszyła się mocniej tą książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz