Trzy lata temu Persia uciekła od swoich rodziców narkomanów i znalazła dom u Banitów – w magicznym zespole
teatralnym. Z czasem ta barwna grupa ludzi i elfów, lalkarzy i aktorów staje się jej rodziną, której nigdy nie miała. Tu odkrywa swoją miłość do teatru i… do Nicholasa, najpiękniejszego z Banitów. Życie nie mogłoby być lepsze...
Tak się jej wydaje, dopóki Banici nie padną ofi arą strasznego oskarżenia. Muszą uciekać ze świata śmiertelników,
gdzie magię wini się za wszelkie zło. Muszą schronić się w Krainie Magii. Ale Kraina Magii to nie – jak myśleli - świat kwiatów i tęczy...
Pani Penny Blubaugh jest moim zdaniem zadziwiającą autorką. Stworzyła książkę, która ni jak wiązała się ze swoim gatunkiem - fantasy. Zamiast tego uznała, że w połowie drogi warto poświęcić całość opowieści na przedstawienia, zamiast, kurczę blaszka, na magię. Właśnie dlatego musiałam dodać inną kategorię - książka jest jak najbardziej pod znakiem "obyczaj", posypany słowami "magia".
Główna bohaterka, Persia, choć w naszym tłumaczeniu powieści cały czas pojawia się spolszczenie jej imienia - Persja (nie mam pojęcia czemu na okładce napisane jest inaczej), jest dziewczyną bez domu. Bez domu w sensie uciekła od rodziców narkomanów. Ten fakt jest jedynie wspomniany, bowiem "kogo obchodzą rodzice?". Znalazła inny dom. Dom Banitów, którzy zajmują się pokazami ulicznymi. Dość nietypową grupą, która nie do końca przekazuje swojej widowni, gdzie będą występować:
TRUPA KUKIEŁKOWA BANITÓWPrzedstawiaPiękną i DraniaSztukę i miłości, niechęci i antykorupcjiMiejsce: Będziecie wiedzieli, jak je znajdziecieTerminy: Od czasu do czasuCzas: >> Ósma, zazwyczaj. Wieczorem.Ale to się zawsze może zmienić
Jakbyście się zachowali, gdybyście przeczytali taką ulotkę? Poszlibyście? Wierzcie lub nie, ale widowni było dużo. Wierzcie lub nie, ale widownia przychodziła, gdyż lubiła ich przyjemne występy - były ciekawe, z odrobiną magii. Tak, magii. Wśród Banitów znajdowały się dwie osoby, które były w innym świecie - świecie magii. Lecz o bohaterach później. Teraz skupiamy się na fabule (jak zawsze piszę wszystko, co mi przyjdzie do głowy). Okazuje się w pewnym momencie, że uliczni aktorzy zostają posądzeni za przemyt chochlikowego płynu oraz różowe i czerwone drinki. A to wszystko za sprawką byłego chłopaka Tonio, który został przez niego porzucony (tak, w powieści spotykamy się z takimi związkami). Dlatego postanawiają uciekać. Uciec do w/w świata, gdzie już wcześniej były ich dwie przyjaciółki. Lecz przecież Kraina Magii, jak to określały te dziewczyny, nie jest miejscem bezpiecznym...
Taaa... Dobre sobie. Straszą, straszą, po czym okazuje się, że większej różnicy nie ma. No bo, czy dostanę kijem bejsbolowym od dresiarza, czy młotem od trolla - co to za różnica? Właściwie to TA Kraina Magii to nawet fajne miejsce jest: są trolle i... Hmm... I tyle co zostało wspomniane w książce. No ależ również jest MAGIA - magia, której podobno wykorzystywali do przedstawień. No i świetliki. To by było na tyle. Tak czy owak - Banici postanawiają dalej pracować, pisząc scenariusze do kolejnych przedstawień. I to na tym skupia się cała fabuła.
To jest właśnie ogromny minus książki. Jeżeli już autorka chciała skupiać się tylko na tym, jak to aktorzy uliczni tworzą przedstawienia, nie musiała do tego dodawać ani krzty magii. Właściwie to tak by było nawet lepiej. Nikt by wtedy sięgając za tę książkę, nie zawiódł się na świecie przedstawionym, którego zresztą nie ma. Nie podróżujemy wcale po jakiejś dżungli, nie martwimy się jedzeniem, nie czarujemy. Zamiast tego mieszkamy sobie w miłym zajeździe, a w czasie krótkich chwil wytchnienia chodzimy sobie na randki z prawnikiem. <To stąd dodałam "romans" do etykietek>
Fabuła skupia się jedynie na przedstawieniach. Żyjemy tylko tym, jak tu przygotować scenę i dobre efekty specjalne. No i oczywiście, jak wymyślają dobre scenariusze. Chwila, chwila. Przecież jeszcze są bohaterowie. Może ratują całość "magii" w tej książce?!
Pfff... Marzenia. To nie tak, że bohaterowie są w jakiś sposób kiepscy. Są normalni. Persja jest szczerą dziewczyną, zakochaną w Nicholasie z wzajemnością zresztą. Persja ma nawet dar magiczny - nie skupia się na pierwszym wrażeniu, lecz stara się patrzeć głębiej. Magia! Mamy jeszcze Tonia, głównego sprawcę, dlaczego bohaterowie uciekają do innej krainy, bowiem dał kosza dziennikarzowi, który oczywiście się na nim mści. Max, jego chłopak, jest pogodny mężczyzną, który zawsze wspiera swą miłość. Jest jeszcze Floss, księżniczka Krainy Magii, która nie przepada za swoimi rodzicami, jako że "nie rządzą właściwie krajem". Ostatnia jest Łucja, spokojne dziecko, w którym zakochał się Troll. Pośród kartek prześlizgują się jeszcze inni bohaterowie, by na końcu każdy mógł się doczekać miłosnego happy endu.
Książkę czytało mi się opornie. Musiałam zmienić o niej zdanie. Przestała liczyć na fantasy, a skupiłam się jedynie na otoczce życiowej. I wiecie co? Od razu było mi milej czytać! Nie liczyłam na coś niesamowitego. Zamiast tego byłam ciekawa, co zrobią ze złym dziennikarzem i jak przedstawienie spodoba się rodzicom Floss. Może nie była to opowieść najwyższych lotów, ale przynajmniej nie rypałam o ziemię...
---------------------------------------------
Tytuł: Mrok kwiatów (w ogóle nie pasujący)
Autor: Penny Blubaugh
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2011
Liczba stron: 255
Kategoria: Dla młodzieży, Romans, Fantasy
----------------------------------------------
Ocena: 3 (dostateczny)
Wniosek: Kurczę... Nawet nie wiem, co powiedzieć. Hmmm... Dowiedziałam się, że w Krainie Magii są ławki, postawione obok pensjonatu. I co? Ciekawe? Jeśli tak, to polecam lekturę. A jeśli nie, to wiadomo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz