sobota, 25 lutego 2017

Rozdział XV. Powrót do kraju

Za dwie godziny ruszam na pociąg, by po półtorej miesiąca przerwy powrócić do Polski. Tym razem na znacznie dłużej niż tylko na dwa/trzy tygodnie. Erasmus się skończył, na mnie czeka kolejny semestr w mojej macierzystej uczelni, więc to taki odpowiedni moment podsumowań, nie uważacie?

Zapraszam na winko na moście... albo przynajmniej do poczytania!

Jest przeszło trzecia nad ranem. Pociąg mam za trzy godziny, a ja tu robię wszystko, byle tylko nie zasnąć (bo już przecież niewarto). Piję drugiego RedBulla oraz kawy, które nie mają na mnie żadnego wpływu i co i raz podnoszę się znad monitora i sprzątam coś po raz kolejny. Nawet nie chce mi się myśleć, jak ja sobie poradzę sama z moimi torbami... dlatego pomyślę sobie nad ludźmi i nad wydarzeniami, które miały ostatnimi czasy miejsce.

Przede wszystkim już teraz pluję sobie w brodę, że przez przeszło cztery miesiące napisałam raptem piętnaście odcinków wspomnień z tak niezapomnianego przeżycia, jakim niewątpliwie jest Erasmus. I to nie tylko dla mnie. Każdy, kogo tutaj spotkałam, doświadczył podobnego uczucia otwartości i tolerancji dla drugiego człowieka. A przede wszystkim zobaczył, że wszyscy jesteśmy tacy sami. 

Ale to tylko takie oczywistości. Czas przejść do konkretów.

Może zastanawiacie się nad tym samym, co większość ludzi tutaj - czy jestem smutna oraz jak przeżywam powrót do kraju? A więc... nie jestem. To wszystko ciężko wytłumaczyć, a i sama jestem zdziwiona swoim własnym podejściem do całych pożegnań, ale ja tego nie dramatyzuję. Wcześniej czy później wróciłabym do kraju, bo przecież na tym polega Erasmus. Podobnie jak inni moi znajomi, którzy zdążyli jeszcze przede mną wrócić do kraju, więc w przeciągu ostatniego tygodnia żegnałam się z kolejnymi - bądź co bądź - bliskimi ludźmi... i nie dowierzałam, że ja się z nimi żegnam (przypuszczalnie) na zawsze.

Jednakże nie dramatyzuję tego. Wręcz przeciwnie. Nie powiem - miło jest usłyszeć słowa typu: "Będzie nam tu Ciebie brakować"; "Naprawdę szkoda, że nie możesz tutaj zostać kolejny semestr" i tym podobne - ale mimo to liczba uścisków i tych nieustannych pożegnań aż mnie zaczęła przytłaczać. Ja wiem, że ludzie sami nie wiedzą, co powinni zrobić, lecz come on! Taka kolej losu. 

Świadomość tego, że za dwadzieścia cztery godziny (w sumie to i mniej, ale już wiecie o co chodzi) będę w Polsce i ponownie włączę się w tryb życia polskiego studenta jakoś niespecjalnie do mnie dociera. Podobnie jak to, że nie wrócę do tego pokoju i nawet jeśli powrócę do Augsburga, to nie będzie to to samo miejsce, jakim go opuszczam. Bo tych wszystkich ludzi już tutaj nie będzie (z małymi wyjątkami). 

No i jeszcze zdjęcie z mojego ostatniego celu w Niemczech - Zugspitze. Bo bez zdjęć jakoś pusto tutaj. 

Nie powiem, bym miała uczucie pustki bądź jest mi smutno. Na samą myśl o tym, że będę musiała sama dać sobie radę z moimi torbami podczas przesiadki w Berlinie, nie marzę o niczym innym, jak o tym, by już być w Polsce. Piątek 24.02. okazał się dniem oczekiwania na kolejny, a ten który nastał sprawia, że już czekam na niedzielę. Nie mogę się doczekać, aż się porządnie wyśpię - serio!

Na spokojnie powinnam napisać podsumowanie Erasmusa - jego wady i zalety, lecz już z widokiem na jego zakończenie oraz całą biurokrację - ale teraz mogę tylko powiedzieć, że naprawdę doceniam to, że mogłam tutaj być i poznać niesamowitych ludzi. Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić, by jakieś osoby mogły się zaprzyjaźnić pomimo bariery językowej... a teraz wiem, że jest to możliwe. Czasami wystarczał czyjś uśmiech i te proste zapytanie Co słychać? bym ja zapragnęła porozmawiać z tą osobą jakoś dłużej. Początek pokonywania swoich lęków przed mówieniem w obcym języku okazał się dzięki podobnym osobom czymś lekkim do przeskoczenia. 

Dlatego nie bójcie się wziąć udział w rekrutacji do tego programu. Spróbujcie. To nic nie kosztuje, a może okazać się jednym z najlepszych kroków, jakie podejmiecie w dorosłym życiu. Erasmus otwiera wiele zamkniętych dotąd ścieżek, które nagle okazują się takie proste, a wręcz banalne. Bo przede wszystkim chodzi o to, żeby się chciało zaryzykować swój czas i zrobić coś ponad obowiązki. 

Napisałam ten post szybciej niż sądziłam, a że już mnie oczy bolą, to mogę tylko powiedzieć - do kolejnego napisania i trzymajcie kciuki, bym bezpiecznie dotarła do ojczyzny. Bo już nawet nie będzie mnie (aż tak bardzo) bolało, jeżeli pociąg nagle stanie... byle tylko podobna sytuacja miała miejsce w Polsce. W Polsce jakoś tak wszędzie jest mi blisko ;)   

4 komentarze:

  1. Powodzenia w powrocie! Z wielką przyjemnością czytało mi się Twoje odczucia dotyczące Erasmusa. :)
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna przygoda! Wspaniale, że mogłaś wziąć w niej udział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Erasmus to piękna przygoda. Sama spędziłam we Włoszech w ramach tego programu pół roku i też ciężko było mi wrócić do polskiej rzeczywistości. Najważniejsze to, że pozostaną nam wspomnienia i masa doświadczeń, która zaprocentuje na przyszłość.

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  4. Również polecam Erasmusa, ja byłam w Magdeburgu. Niestety.. mnóstwo cudownych znajomości, lecz z każdym rokiem coraz mniej odpowiedzi, chętnych do podtrzymywania kontaktów, obecnie zostały już tylko super wspomnienia, bo każdy poszedł swoją drogą :)

    OdpowiedzUsuń