Rozejrzyjmy się po sobie.
Co widzicie?
Ja widzę zdrowe, silne ręce, które piszą po klawiaturze kolejne słowa. Bo mogę pisać.
Widzę nogi - teraz trochę opalone - którymi posługuję się nieustannie od kilkunastu lat. Bo mogę.
Widzę przekąskę, którą co i raz zajadam, wkładając ją do pełnej buzi. Bo mogę.
Takie drobne przyjemności, a mogą tak cieszyć. Wystarczyło tylko zwrócić chwilę uwagi na naszą codzienność. Wy też możecie docenić waszą codzienność. Musicie tylko przeczytać tę historię.
Sophie Lutz, mama czwórki dzieci, w tym głęboko upośledzonej Philippine.
W swojej najnowszej książce "Niewidoczne dla oczu. Przejmujące świadectwo o miłości ukrytej" pisze o swojej trudnej codzienności, o zwątpieniu, o kryzysie wiary i o
oparciu, jakie daje jej Bóg; zaprasza Czytelnika do swojego świata, w
którym panują wiara, miłość i nadzieja.
Dokładnie tak. Właśnie to znajdziecie w tej książce: wiarę, nadzieję i miłość. Historia Philippine nie jest prosta, tak jak i jej całe życie, ale jest piękna. Przejmująca. To nie są puste słowa czy wymysły, to szara rzeczywistość, z jaką musi się borykać cała rodzina - nie tylko państwo Lutz, ale też wszystkie inne, które w swojej rodzinie mają osoby niepełnosprawne.
Bardzo długo zastanawiałam się, co jest takiego w tej książce, że czyta się ją tak lekko i przyjemnie, z uśmiechem na ustach. Przecież to nie jest komedia, romans, przygoda, magia... to po prostu wszystko po trochu w jednym. Autorka przedstawia prawdę - szczerą, nielukrowaną prawdę, z jaką musiała zacząć się borykać, gdy w jej świecie pojawiła się córeczka. Udowadnia, że ze wszystkim można wygrać - że nigdy nie jest się przegranym, gdy bierze się na swoje barki samą miłość.
Książka zmusza do myślenia, do refleksji tak znienawidzonej ostatnimi czasy przez niejednego z nas. "Niewidoczne dla oczu" sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Sprawia, że zaczynamy cieszyć się samym faktem, iż trzymamy tę książkę we własnych rękach - że mamy siły do tego, by ją czytać.
Sophie Lutz przekazuje wartości, dzięki którym udaje jej się nieustannie walczyć. A jest to Bóg. Nie oskarżyła Go, nie wyrzuciła ze swojego życia, lecz zaczęła z Nim rozmawiać. Przestała myśleć, dlaczego to musiało spotkać JEJ córkę, lecz raczej postanowiła skupić się na fakcie, iż JEJ córeczka żyje. Mądre posunięcie, prawda?
Zdaję sobie sprawę, że żadne słowa nie będą potrafiły oddać wartości tej książki. W końcu to jest codzienność, prawdziwa rzeczywistość, w dodatku nie najprzyjemniejsza. Jednak autorka potrafiła ją przekształcić w coś zupełnie innego. "Niewidoczne dla oczu" jest "Książką Nadziei", książką, po której przeczytaniu uśmiech nie schodzi z ust przez długi czas.
Książka została napisana pięknym językiem. Sophie Lutz potrafi dzięki niemu odpowiadać na trudne pytania w prosty sposób. Otrzymała dar lekkiego pióra, dzięki któremu trudno jest się oderwać. Autorka wiedziała też jak rozpoczynać i kończyć dane zagadnienie - kolejny rozdział - co dobrze wpływało na odbiór całości.
Nie mogłabym powiedzieć, że nie polecam "Niewidocznych dla oczu", bo z całego serca zachęcam do zapoznania się z historią małej Philippine. Książka sprawi, że zaczniecie doceniać to co macie, a nie nieustannie żądać tego, czego mieć nie możecie i właściwie nie musicie. Jest bramą do optymizmu.
Jeżeli mi nie wierzycie - przeczytajcie fragment dostępny na stronie wydawnictwa. Jestem pewna, że nie przejdziecie później obojętnie przy tej książce.
~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Niewidoczne dla oczu. Przejmujące świadectwo o miłości ukrytej
Autor: Sophie Lutz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Święty Wojciech
Data wydania w Polsce: 2014
Liczba stron: 190
Kategoria: Poradnik
~~~~~~~~~~~~~~
Chętnie przeczytam :) Zachęciła mnie Twoja recenzja. Coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wiele może mi dać ta lektura...
OdpowiedzUsuńChętnie zapoznam się z z historią małej Philippine, bo tak pięknie o niej piszesz, iż wierzę ci na słowo, że to musi być wyjątkowa lektura.
OdpowiedzUsuńWidzę, że ostatnio sięgasz po nieco inną literaturę :) Możliwe, że też kiedyś przeczytam coś takiego, bo uważam, że takie powieści są bardzo potrzebne :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że to lektura nie dla mnie. Niezbyt lubię tego typu książki, no może pare przypadło mi do gustu, ale jednak, a do tego nie lubię tematyki religijnej w książkach, a przynajmniej czegoś takiego, jak mamy tutaj.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, a książka naprawdę godna uwagi. Aż zapiszę sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda mi się zapoznać z tą książką. Czytałam już o niej i jestem poruszona. Podziwiam mamę Philippine, podziwiam całą rodzinę.
OdpowiedzUsuńJakoś do mnie nie przemawia. Chociaż recenzja świetna :) Zresztą.. jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Jak ognia unikam takiej tematyki, ale recenzja jak zwykle przekonująca. Znam kogoś, komu mogę książkę polecić.
OdpowiedzUsuńObecnie szukam rozweselacza - po tą pozycję sięgnę nieco później...
OdpowiedzUsuńNie dla mnie, ale skoro warto przeczytać, to kiedyś na pewno sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś o tej książce. Aż chce się czytać.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja i ciekawa tematyka książki, jednak chyba nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńSwietna recenzja, ale na razie sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń