Jak ważna jest okładka książki, o tym wiedzą wszyscy czytelnicy - nieważne czy czytający mniej bądź więcej. To właśnie szata graficzna sprawia, iż dany tytuł przykuwa nasz wzrok... że zachwycamy się daną powieścią na tyle, że nie wiadomo, w którym momencie rozpoczynamy swoją przygodę z nowymi bohaterami. Jestem pewna, że wiecie co mam na myśli ;)
Choć do danego tytułu przyciąga nas niewątpliwie autor okładek, zapewne mało który czytelnik pokusi się o sprawdzenie nazwiska tego malutkiego dzieła. Może pora to zmienić i poznać jedną z autorek okładek, której dzieła mamy szansę podziwiać nieustannie, czy to podczas lektury powieści Królowej Kryminału bądź klasyki romansu chociażby Jane Austen. Przedstawiam Wam panią Annę Damasiewicz!
Choć do danego tytułu przyciąga nas niewątpliwie autor okładek, zapewne mało który czytelnik pokusi się o sprawdzenie nazwiska tego malutkiego dzieła. Może pora to zmienić i poznać jedną z autorek okładek, której dzieła mamy szansę podziwiać nieustannie, czy to podczas lektury powieści Królowej Kryminału bądź klasyki romansu chociażby Jane Austen. Przedstawiam Wam panią Annę Damasiewicz!
![]() |
fot. Edyta Stala |
1.
Zacznijmy może od początku: kto zaszczepił w Pani miłość do literatury?
No tak, skoro
zaczynamy od początku, to obowiązkowo trzeba sięgnąć do czasów dzieciństwa.
Obawiam się tylko, że to co mam do powiedzenia na ten temat, może wydać się
banalne. Ale zaryzykuję. W zdecydowanej większości przypadków za życiowe pasje
dzieci, jakiekolwiek, odpowiadają rodzice. Nie inaczej było w moim przypadku. W
domu rodzinnym panował zwyczaj głośnego czytania książek. Było to zadanie
mojego taty. On bardzo lubił to robić. Doskonale pamiętam, bo miałam wówczas aż
siedem lat, jak tata uznał, że nadszedł odpowiedni czas na Tolkiena. Zaczął od
„Hobbita”, potem były urocze opowiadania „Kowal z Podlesia Większego” i „Rudy
Dżil i jego pies”. Byłam zauroczona Tolkienem. Często wyobrażałam sobie, że
przenoszę się do stworzonych przez niego światów. Kiedy miałam dziewięć lat,
sama biegałam już po książki do biblioteki, ale mimo to poprosiłam tatę, żeby
przeczytał mi trylogię „Władca pierścieni”. Po prostu Tolkien niezmiennie kojarzył
mi się z głośnym czytaniem. Do dziś pozostał jednym z moich ulubionych autorów.
No i to wspomnienie daje jasną odpowiedź na pytanie, skąd wzięła się u mnie
miłość do literatury. Wyniosłam ją z domu. Po prostu.
2. Po jakie książki najchętniej Pani sięga?
Z przykrością muszę
przyznać, że gdy uporam się już z lekturami obowiązkowymi, czyli tymi, które są
związane z moją pracą, pozostaje niewiele czasu na czytanie bezinteresowne.
Kiedy mówię o lekturach obowiązkowych, to nie mam na myśli tylko tych książek,
do których robię projekty, ale także literaturę fachową. Muszę nieustannie
śledzić rozwój technik służących grafikowi, muszę też dbać o wiedzę na temat
obowiązujących trendów, a nawet mód. Konieczne jest nieustanne
samodoskonalenie. Według zasady, że kto nie idzie do przodu, ten się cofa.
Chwil, w których mogę sięgnąć bez wyrzutów sumienia do zupełnie
niezobowiązującej lektury, jest naprawdę niewiele, co na pewno mnie nie cieszy.
Ale jeżeli już to się przytrafi, kiedy robię sobie przerwę od pracy i nauki, co
jest konieczne ze względu na higienę psychiczną, to najczęściej sięgam po… To
zastanawiające, ale uświadomiłam sobie, że czytam mniej beletrystyki, za to
coraz częściej biorę się reportaż. Ostatnie lata to w Polsce okres rozkwitu
tego gatunku. Ryszard Kapuściński byłby zachwycony. Ponadto czytam dość często
literaturę historyczną, szczególnie biografie i wspomnienia. Wydaje mi się, że
to proces dość naturalny, gdy gusta czytelnicze oddalają się od fikcji i
kierują ku literaturze faktu. Nie oznacza to jednak, że stronię od dobrych
powieści. A zdarza się nawet, że po raz kolejny czytam dobrze już znane książki
niektórych autorów. Zgodnie z zasadą, że najbardziej lubimy to, co znamy. To
oczywiście reguła raczej humorystyczna, choć nie mogę wykluczyć, że mimo wszystko
zawiera się w niej jakaś prawda.
3. Skąd taki a nie inny pomysł na zawód? Kiedy postanowiła Pani tworzyć okładki książkowe?
Od wieków lubiłam nie
tylko czytanie, ale również książki jako takie. Zawsze zwracałam uwagę na ich
stronę edytorską i oprawę graficzną. Doświadczenie zawodowe w zakresie grafiki
zdobywałam latami. Pracowałam na etacie w drukarniach i wydawnictwie. Już wtedy
stworzyłam pierwsze projekty okładek, choć był to zaledwie margines
wykonywanych przeze mnie zadań. Nie ja o tym decydowałam. Praca nad tymi
projektami dała mi mnóstwo satysfakcji. To przesądziło o tym, że kiedy się
usamodzielniłam, zaczęłam pracę na własny rachunek, to naturalnym wyborem było
wyspecjalizowanie się w projektowaniu okładek książkowych. Dzisiaj temu właśnie
poświęcam znakomitą większość mojego czasu. Zdobyłam w tej dziedzinie
odpowiednie doświadczenie i renomę, co pozwala mi z nadzieją patrzeć w
przyszłość. Jak wiadomo, to duże szczęście, kiedy można żyć ze swojej pasji.
Mam to szczęście.
4. Na Pani blogu znajdziemy informację, iż jest Pani niezależną graficzką – czy nie boi się Pani o pracę? Na ogół na rynku jednostki mają niemały problem, żeby pokonać konkurencję, czyli kolegów po fachu pracujących w wielkich firmach.
Dzisiaj są takie
czasy, że o pracę boi się zarówno ten, kto pracuje na osobiste konto, jak i
ten, kto jest elementem nawet dużej organizacji. Nie ma gwarancji sukcesu, ale
nie ma też obowiązku porażki. Podjęcie pracy freelancera, czyli samodzielnego
pracownika, wymaga oczywiście pewnej odwagi i zaradności. Taki status ma jednak
także zalety. Wiele na ten temat nie będę się rozwodzić. Kiedyś pracowałam w
firmach, w wieloosobowych zespołach. Może i dawało to poczucie pewnej
stabilizacji, choć po prawdzie raczej złudne. Zdecydowałam, że muszę spróbować
pracy na własną rękę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie miałam obaw. Na
szczęście – a szczęście jest w życiu jak najbardziej potrzebne – udało mi się
zaistnieć na wysoce konkurencyjnym i stosunkowo płytkim rynku. Wyrobiłam sobie
markę, Mam tę satysfakcję, że mogę zarabiać na życie, wykonując pracę, która
jest zarazem moją pasją. Sama jestem swoim szefem i podwładnym. Podejmuję
decyzje i biorę na siebie odpowiedzialność. Ale powiem szczerze – nie wiem, co
by się musiało wydarzyć, żebym zrezygnowała z osiągniętej niezależności. Bardzo
ją cenię i pielęgnuję.
![]() |
Źródło: Strona autorska Anny Damasiewicz |
5. Co trzeba zrobić, by zostać twórcą okładek?
To prawda, że
projektuję okładki, ba – przede wszystkim projektuję okładki, jednak nie jest
to jedyna forma mojej działalności zawodowej. Jestem grafikiem projektantem.
Aby wykonywać ten zawód, nie trzeba mieć ukończonej żadnej konkretnej szkoły.
Oczywiście studia na uczelni artystycznej mogą, ale wcale nie muszą być
pomocne. Proszę pamiętać, że projektowanie to tyle sztuka, co twórcze
rzemiosło. Czyli jest to sztuka użytkowa. W szkole artystycznej można nauczyć
się posługiwania pewnymi narzędziami, jednak z drugiej strony dla dyplomowanych
artystów trudna może być do zaakceptowania konieczność ograniczenia swobody
twórczej. Bo efekt mojej pracy w przeważającej większości przypadków to owoc
kompromisu, a nawet wielu kompromisów: z autorem, wydawcą, pracownikami działu
marketingu. W każdym razie dobre opanowanie rzemiosła jest niezbędne, choćby
dlatego, że trzeba pracować szybko, pod presją czasu. Nie będę oryginalna,
jeśli powiem, że poza chęcią potrzebny jest talent w dziedzinie sztuk plastycznych,
wyczucie formy, koloru, proporcji, tekstury. Jeśli go nie ma, nie uda się
nadrobić tego braku pracowitością. Talent musi być wsparty wiedzą. Trzeba
poznać historię sztuki, historię kultury, także historię literatury. Trzeba
umieć posługiwać się pewnymi kodami kulturowymi, znakami, które mogą zbudować
tożsamość autora i czytelnika. No i jeszcze jedno – doświadczenie. Ono
oczywiście przychodzi z czasem. I nie można go mylić z rutyną. Rutyna zabija
kreatywność, natomiast doświadczenie pozwala ustrzec się wcześniej popełnionych
błędów. Ja zdobywałam doświadczenie,
pracując w drukarni i w wydawnictwie. Zatem czy każdy może zostać projektantem?
Teoretycznie tak, ale praktycznie jest to zawód wysokiego ryzyka.
6. Czy jest okładka
(bądź cała seria okładek), z której jest Pani szczególnie zadowolona?
Na
tak postawione pytanie mogę odpowiedzieć jedynie, że właściwie nie. Rzecz
jasna, wiele moich projektów zyskało uznanie i wydawców, i czytelników. Zawsze
miło, gdy słyszy się komplementy. Ja jednak mam naturę perfekcjonistki. Niemal
zawsze pozostaje we mnie jakiś niedosyt. Z zasady staram się nie popadać w
samozadowolenie. Ponadto wspominałam już o konieczności zawierania kompromisów.
Nie ma chyba takiej pracy, którą mogłabym uznać za idealną, bezbłędną. Poza tym
ciągle zmieniają się mody i techniki. To, co kiedyś było nowatorskie, dziś może
wydawać się banalne i wtórne, bo już powielone na wiele sposobów. W każdym
razie nogę się przyznać, że wolę te projekty, które bazują na grafice, a nie na
fotografii, która najczęściej nie jest mojego autorstwa. Mam nadzieję, że
najlepsze prace są dopiero przede mną. Jednak gdybym musiała podać kilka
przykładów tych okładek, które we mnie samej budzą najmniej zastrzeżeń, to
byłby to „Pan
Klarnet” Nicka Stone’a, „Głosy” Christy Bernuth i „Syn Człowieczy” Yi Munyŏla.
Z tych nowszych wymieniłabym „Oną” H. Rider Haggarda oraz „Braci Hioba” Rebeki
Gablé.
![]() |
Źródło: Strona autorska Anny Damasiewicz |
7. A może są takie okładki, które w tym momencie całkowicie by Pani zmieniła?
Z pewnością są takie,
które bym przerobiła. Ale dyplomatycznie przemilczę tytuły. A to dlatego, że
wielokrotnie w procesie projektowania jestem zmuszona wprowadzać zmiany, do
których nie jestem całkiem przekonana. Ale cóż, skoro projektowanie to sztuka
użytkowa na zamówienie… Zasada jest taka, i lata pracy całkowicie ją
potwierdzają – najczęściej pierwszy pomysł jest najcelniejszy. Konieczność
uwzględniania opinii innych osób, często mających większe ambicje niż kompetencje,
z reguły osłabia pierwotną siłę przekazu. Zapewne poziom zadowolenia z efektów
pracy byłby u mnie wyższy, gdyby wszystko zależało wyłącznie ode mnie. No ale
świat nie jest idealny. Ale o tym przecież wiemy nie od dziś.
8. Czy jest jakaś książka, do której nie zaprojektowałaby Pani okładki? Jakaś kategoria literatury, a może po prostu fakt, iż treść nie przypadła Pani do gustu?
Moja praca ma
charakter usługowy. Do zleceń podchodzę zadaniowo i nie zdarzyło mi się jeszcze
takie, którego nie chciałabym się podjąć. Zawsze moją największą troską jest
wykonanie pracy na najwyższym poziomie profesjonalnym. Moje osobiste upodobania
literackie nie odgrywają roli, choć z drugiej strony – jeśli książka, nad którą
pracuję, jest dla mnie interesująca, to oczywiście poziom zaangażowania
emocjonalnego wzrasta. Mówiąc wprost – wolę robić okładkę do kryminału Agathy
Christie niż do poradnika działkowca. Jednak nie zmienia to faktu, że do obu
tych zadań podchodzę równie poważnie. W przeciwnym razie wyszłabym na amatorkę.
A po wykonaniu niemal tysiąca projektów raczej nie mogłabym sobie na to pozwolić.
Mam świadomość, że efektywna promocja książki, w której istotnym elementem jest
właśnie dobra okładka, pomaga w skutecznej sprzedaży publikacji. A przecież bez
wypłacalnych wydawców nie miałabym kolejnych zleceń.
9. Czy zawsze czyta Pani książkę, do której okładkę Pani przygotowuje, a może co i raz można darować sobie lekturę, gdy czasu nie starcza?
Jeśli jest to tylko
możliwe, to staram się przeczytać książkę. Zaznaczam – o ile jest to możliwe.
Czytanie mam we krwi. Problem polega w głównej mierze na tym, że doba ma tylko
24 godziny. A książki nierzadko są opasłymi tomami, mającymi 500 lub więcej
stron. Nawet wytrawny czytelnik nie byłby w stanie uporać się z nimi w czasie,
jaki dostaję do dyspozycji. Jednak rzetelne przeczytanie daje mi większą
pewność siebie, sprawia, że mój pomysł może być bardziej trafny. Cóż, nie
zawsze jest to jednak możliwe, nad czym szczerze ubolewam. Jednak terminy
narzucane przez wydawców sprawiają, że nie raz i nie dwa muszę poprzestać na
przekartkowaniu książki. Szukam wtedy jakichś dodatkowych źródeł informacji,
głównie w Internecie. Ale nigdy nie zaprojektowałam i nie zaprojektuję okładki
do książki, o której nic właściwie nie wiem. Po pierwsze byłoby to nieuczciwe,
zwłaszcza wobec czytelnika. A po drugie – nieefektywne, bo słabe i nietrafne
propozycje wstępne stwarzałyby konieczność wprowadzania nieustannie zmian,
korekt, czyli skórka niewarta byłaby wyprawki.
10. Jak wygląda sam proces tworzenia okładki? Czy cała koncepcja pochodzi od Pani, czy może niekiedy ze strony wydawnictwa pojawiają się jakieś wskazówki, wytyczne? Pomysł pojawia się w trakcie lektury czy może długo po niej?
Nie ma jednej
opatentowanej metody. Ale jest pewna praktyka, od której odstępstwa są raczej
rzadkie. Założenie jest takie, że zaczynam od przeczytania książki. To zajmuje
przynajmniej kilka dni, bo przecież na lekturę nie mogę poświęcić całego czasu,
inne prace czekają. Idealnie by było, gdybym po ukończeniu lektury mogła przez
jakiś czas „ponosić” w sobie jej treść. Raz jeszcze przeżyć sytuacje albo wczuć
się w działania i motywacje bohaterów. To bardzo pomaga, choć trudno
wytłumaczyć ten mechanizm, w którym główną rolę odgrywa chyba podświadomość.
Jeśli zatem jest możliwość takiej refleksji, to po kilku dniach mam pewność,
które elementy książki są najciekawsze, najbardziej charakterystyczne i co
najlepiej przemawia do wyobraźni. Wówczas wybieram motyw wiodący. Musi on być
wyrazisty, bo stanowi jakby szkielet konstrukcji. Ten motyw obudowuję innymi,
pochodnymi, które służą do stworzenia odpowiedniego nastroju. Wszystkiemu
nadaję odpowiednią kolorystykę i uzupełniam o typografię. Tak powstaje wstępny
projekt. Nie jeden, często jest ich kilka, bardzo od siebie odbiegających. Potrzeba
wielu prób i przymiarek. Na szczęście komputer pomaga tworzyć kolejne wersje
dość szybko. Nie muszą być dopracowane, one powstają na mój użytek, to takie
brudnopisy. Wybieram spośród nich te, które uznaję za najlepsze. Szlifuję do
takiego poziomu, że mogę bez zażenowania pokazać je innym osobom. Czyli na
początku muszę być zadowolona z siebie samej. To jest pierwszy etap. Potem
przychodzi czas na uzgodnienia. Żadnej opinii nie mogę zlekceważyć, choć
oczywiście nie wszystkie mogę uwzględnić. Czasami zaproponowany przeze mnie
projekt poddawany jest jedynie drobnej kosmetyce, ale zdarza się, że muszę go
gruntownie przerobić, choć bez entuzjazmu. No ale w końcu okładka, która
ostatecznie wychodzi z drukarni, to efekt artystycznego kompromisu.
![]() |
Źródło: Strona autorska Anny Damasiewicz |
11. Czy zdarzają się przypadki, w których pisarz ma prawo opiniowania projektu okładki do własnej książki?
To nie ja o tym
decyduję. Ale gdy zaprojektowana przeze mnie okładka podoba się autorowi
książki, to odczuwam dużą satysfakcję. Udział pisarza w procesie projektowania
zależy od obyczaju, jaki panuje w danym wydawnictwie, od oczekiwań tego autora
albo od zapisów znajdujących się w zawartej z nim umowie. Proszę pamiętać, że
inna jest komunikacja z autorem z Polski, a zupełnie inna z autorem
zagranicznym. W procesie powstawania ostatecznego projektu ze strony
wydawnictwa bierze udział wiele osób. Jeśli znajduje się wśród nich autor, to w
jego opinie wsłuchuję się w sposób szczególny. Przecież nigdy nie mogę mieć pewności,
czy trafnie odczytałam zamysł twórcy tekstu. Zdarzało mi się, że byłam przez
autorów komplementowana, natomiast nie było jeszcze sytuacji, aby jakiś mój
projekt został odrzucony właśnie z powodu negatywnej oceny autora książki.
![]() |
Źródło: Strona autorska Anny Damasiewicz |
12. Dowiedziałam się, że Agatha Christie jest jedną z Pani ulubionych pisarek – czy jest jeden bądź kilka tytułów, które najbardziej Pani sobie ceni?
Jej kryminały
czytałam pasjami już jako nastolatka. Urzekała mnie elegancja formy jej powieści,
a zarazem żelazna konsekwencja w prowadzeniu intrygi kryminalnej. I dzisiaj wciąż,
gdy czuję się zmęczona, sięgam po którąś z jej klasycznych pozycji i
odpoczywam, zanurzona w lekturze. Uwielbiam scenerię, w jakiej toczy się akcja
jej książek. Wprawdzie to świat zbrodni, ale jakże odmienny od świata
współczesnego. Nie potrafię wymienić tytułów tych książek, które uważam za
najlepsze. Kanon, składający się z kilkunastu może tytułów, został sformułowany
już dziesiątki lat temu. Trzeba jednak pamiętać, że Christie napisała około
dziewięćdziesięciu książek. Siłą rzeczy niektóre są z jakiegoś powodu odrobinę
słabsze. A to intryga nie tak sensacyjna, a to literacko nie zawsze idealnie
dopracowane. Przeczytałam chyba wszystkie. I mogę powiedzieć, że z niezmiennym
zainteresowaniem. Olbrzymią przyjemność sprawia mi rekonstruowanie w wyobraźni
scenerii, w której toczy się akcja. Wyobrażam sobie szczegóły, które decydują o
specyfice scen. Te szczegóły wykorzystywałam w trakcie pracy projektowej.
Christie nigdy mi się nie znudzi. Tego jestem pewna.
![]() |
Zdjęcie z olsztyńskiej wystawy i filmowa relacja z II Festiwalu do Czytania; Źródło: Strona autorska Anny Damasiewicz |
13. Czy ma Pani
innych ulubionych pisarzy – polskich bądź zagranicznych? Jeśli tak, jestem ich
bardzo ciekawa :)
Oczywiście, że tak.
Udało mi się nawet stworzyć okładki do książek napisanych przez niektórych. Mam
tu na myśli przede wszystkim tak często wspominaną Agathę Christie. Zawsze lubiłam
jej kryminały, ale gdy zaczęłam opracowywać do nich okładki, stałam się ich
fanką. Jednak moją ulubioną literaturą nadal pozostają nie kryminały, a książki
historyczne, biografie i wspomnienia. Natomiast jeśli chodzi o literaturę
piękną, to wymienię przede wszystkim Serba Milorada Paviča i Estończyka Jaana
Krossa. Bardzo cenię Josepha Conrada i Roberta Gravesa. Wśród twórców
literatury s-f i fantasy mogę wymienić Philipa K. Dicka i Ursulę K. Le Guin.
Cenię książki Miki Waltariego. Nie mogę pominąć Mircei Eliadego, i to zarówno
jako literata, jak i autora prac z filozofii kultury. Z wieloma autorami,
których teraz cenię, zetknęłam się po raz pierwszy w trakcie pracy, czyli przy
okazji obowiązków. Zapewne mogłabym wymienić co najmniej drugie tyle nazwisk
ulubionych pisarzy, jednak na razie przynajmniej pozostanę przy tej liście. Z
upływem czasu i rosnącą liczbą lektur – lista ta wydłuża się. Taka jest
naturalna kolej rzeczy. Chyba wszyscy tak mamy.
Raz jeszcze pragnę podziękować pani Damasiewicz za możliwość rozmowy oraz za szansę odkrycia pracy autora okładek "od kuchni".
Mam nadzieję, że wywiad przypadł Wam do gustu równie mocno jak mi, i że od dziś po kres swych dni co i raz chociaż spojrzycie na nazwisko autora okładek - w końcu dzięki nim nasza pasja jest tak piękna! :D
Genialny wywiad. Cenię wszelkich twórców, bo uważam, że to często ludzie niedocenieni. Sama mam styczność z grafiką i jak najbardziej rozumiem panią Damasiewicz. I z drugiej strony ją podziwiam — tworzy naprawdę przepiękne okładki. Jestem zachwycona okładkami do książek Jane Austen. Nawet mam jedną w takim wydaniu. Świetny wywiad, pochłonęłam go w całości i spędziłam bardzo miło czas :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się wywiad spodobał :)
UsuńMam nadzieję, że dzięki naszym blogom i całej społeczności literackiej taka praca, jak właśnie grafik, będzie zawodem bardziej "świadomym" dla współczesnego czytelnika ;)
To przecież także dzieło :D
Pierwszy raz spotykam się z tą autorką. Ten wywiad to kawał dobrej roboty. Naprawdę bardzo dużo można się dowiedzieć o zupełnie nieznanej osobie! A poza tym te ilustracje - książki, książki, książki. Czy można chcieć coś więcej?! Pozdrawiam, buziaki :*
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Dziękuję :)
UsuńPani Damasiewicz to niesamowita osoba! :D
Świetny wywiad, przyznam, że to dość niespotykane by przeprowadzać wywiad z grafikiem, ale jestem usatysfakcjonowana bo przybliżyło mi to co nieco pracę w tym zawodzie. Nie oszukujmy się, ten zawód jest bardzo ważny w czytelniczym życiu, a może i nawet najważniejszy? W końcu ilu z nas wybiera książki wyłącznie ze względu na okładkę? :) Zgadzam się też, że bez talentu nie ma możliwości by stworzyć coś pięknego, tak, warto próbować, ale jeżeli nie ma się szóstego zmysłu do tej pracy, to może się nie udać ;)
OdpowiedzUsuń"W końcu ilu z nas wybiera książki wyłącznie ze względu na okładkę?" - oj, bardzo dużo! A doświadczymy tego faktu dopiero wtedy, kiedy napotykamy się na genialną książkę... z brzydką okładką. O czym wtedy myślimy? "Czemu tak dobra książka ma taką okładkę?!" :D
UsuńBardzo fajny wywiad! Okładki naprawdę świetne, miło było poczytać o kimś, kto zarabia na swojej pasji. Teraz to rzadkość;p
OdpowiedzUsuńA - co najważniejsze - pani Damasiewicz jest genialna w swoim zawodzie! :D
UsuńWspaniały wywiad! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam serię kwiatową, okładki są przecudowne!!! Gratuluję, że mogłaś porozmawiać z tak wspaniałą osobą! :))
Dziękuję :D
UsuńJa również uwielbiam serię kwiatową :3
Znam okładki tych książek, ale o ich autorce nie wiedziałam nic.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że po tym wywiadzie wiesz już znacznie więcej ;)
UsuńŚwietna sprawa, odkrywasz tym wywiadem inną stronę książek, która często się podziwia, ale niespecjalnie długo się o niej myśli jeżeli mowa o twórcy. We mnie od dłuższego czasu pojawił się taki nawyk, że przy wielu rzeczach (nie tylko okładkach książkowych) zastanawiam się jak powstawały, kto na nimi pracował i jak to się stało, że powstał taki, a nie inny efekt końcowy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMam nadzieję, że także Tobie wywiad się spodobał i co nieco przybliżył to zagadnienie ;)
A ja chciałabym podziękować pani Marcie za zainteresowanie moją pracą oraz możliwość udzielenia tego wywiadu, natomiast wszystkim komentującym za miłe opinie :)
OdpowiedzUsuńTo ja bardzo dziękuję :D
Usuń