A więc już się pożegnaliśmy z panem Darcym i Oktasią i grzecznie z Asią czekałyśmy na peronie. To Asia jest córką kolejarza, więc ja to tak w sumie... za tłumem (czyt. za Asią). No i coś jej nie pasowało. Była 20:40, my miałyśmy pociąg tak o 20:45... a tu na pierwszym peronie, na którym miał stać nasz pociąg stoi jakiś inny. No to my w tunel (a miałyśmy walizki, a do tego ja w klapeczkach (geniusz :3) i na chybił trafił peron trzeci. Asia leci i pyta się tam panów, czy może wiedzą, z którego peronu jedzie nasz pociąg. Na co oni, że raczej z pierwszego. To my go! go! bo tu już zaraz mamy nasz wyjazd... i kiedy tak biegłyśmy, widzimy jak na peron drugi wjeżdża nasz pociąg! Biegniemy jak szalone, grupa obcokrajowców usuwa się nam z drogi i kibicuje co sił, byśmy zdążyły... no i.. no i... zdążyłyśmy!!! :D
Kierunek - Bobowa, gdzie miałam spędzić dwie noce. Dlaczego? Ponieważ we wtorek ruszałyśmy z Asią i jej rodzicami na Chorwację, i się nade mną zlitowali i nie musiałam jechać do Żuromina i z powrotem. No i za tę gościnność, za tę dobroć... ja się po prostu nigdy nie odwdzięczę. Ale żeby nie było tak zaraz miło, oczywiście Asia nie mogła sobie przepuścić tekstów typu: "Jeżeli Babcia Hela Cię nie polubi, to już koniec"; "Jeżeli Syriusz (pies) Cię nie polubi, to znaczy, że jesteś złym człowiekiem"... a już w ogóle byłam przerażona, jak się dowiedziałam, że u nich ze śniadaniem czeka się na gościa (co jest miłe)... ale co jeżeli będą przeze mnie głodni?! O której tu wstać?! (Te problemy~)
No i się przeraziłam... i to już nie na żarty, ponieważ naprawdę mi zależało, żeby rodzinka Asi mnie polubiła (Boziu! Czułam się tak, jakbym była jakimś jej narzeczonym czy coś xD), a już i tak na starcie było mi głupio, jak Asia mi powiedziała, że wszyscy będą na nas czekali do północy. Ogólnie gdzieś tam w pociągu czułam się niekomfortowo i się bałam, no i w końcu dojechaliśmy do Bobowej, wysiadłam z pociągu...
Wysiadłyśmy, było ciemno (około północy), Asia krzyczy, że jest Mikołaj i jej tata. No to ja głęboki wdech (nie no... przesadzam i tylko dodatkowo dodaję dramatyzmu temu tekstowi), przywitałam się z Bratem Asi, który z marszu zapunktował kulturą (miły uśmiech, przywitanie + zabranie mojej walizki - czego oczekiwać więcej?!). Następnie zobaczyłam Tatę Asi, no a tego mężczyzny nie można z marszu nie polubić. Niesamowita dobroć i spokój ducha tryskała z oczu. Ja nie wiem, co ta Rodzinka w sobie ma, że tam wszyscy są tak życzliwi i otwarci?! Żeby nie było - osobiście uważam się za człowieka otwartego... ale takiej otwartości, takiej dobroci, takiej gościnności to się nie spodziewałam!
Jest noc, wszyscy są zmęczeni i śpiący (choć w tym momencie to taka pewna co do tych dwóch stanów pewna nie jestem) a co proponuje Rodzinka R.? Pokażmy Marcie Bobową! I tylko dla mnie zamiast pojechać prosto do domu, zrobili kółko i pojechaliśmy okrężną drogą. No i posłuchałam o Bobowej (a czego się nauczyłam, to później Wam opowiem)... lecz teraz powróćmy do domu Rodzinki R., bo Mama Asi też nie spała... i już na nas czekała z obiadem (rozumiecie to?! Wróciłyśmy koło północy a czekał na nas prawdziwy, dwudaniowy obiad + deser - jak to powiedziałam moim znajomym to też w to nie wierzyli... gościnność, gościnnością, no ale...)! Możecie sobie tylko wyobrazić, jak z mojej strony nieelegancki był fakt, że nie mogłam dojeść zarówno pierwszego, jak i drugiego dania do końca, a o cieście nie było nawet mowy! Ale chyba Pani R. mi wybaczyła :) Jeszcze porozmawialiśmy, przełamaliśmy pierwsze lody, a kiedy już dotknęłam głową poduszki zasnęłam w ciągu trzech sekund (nie przesadzam!).
Ale tak wracając do pierwszego wrażenia? Wiecie co mnie w pierwszym momencie zaskoczyło? Ta różnica między północą Polski a południem (choć sama raczej mieszkam na Mazowszu, więc może nie mam prawa tak wszystkiego analizować i przyrównywać siebie i mojego otoczenia do północy kraju). Oczywiście już nie generalizując, ale np. rodzice Asi z marszu mnie przytulili. I to było takie... miłe! Bo człowieka ktoś nie zna, a w sumie już z marszu przyciska go do swego serca. A po prostu wiem, że u nas coś takiego jest praktykowane albo przez naprawdę otwarte osoby, albo po prostu przez naprawdę znane osoby. A to dopiero początek!
Ja wiedziałam, że na południu Polski ludzie są bardziej gościnni.. ale żeby aż tak (dobra, ja wiem, że ogólnie trafiłam do takiej kochanej rodziny - #szczęściara)! No mama Asi zadbała o każdy najdrobniejszy szczegół (nawet zapytała się Aśki z wyprzedzeniem, czy śpię wysoko czy nisko) i w sumie nawet Wam nie powiem, w którym momencie poczułam się tam, jak u siebie w domu. No jak bumcyk-rumcyk (a to akurat słówko Oktawii), serio-serio już teraz traktuję to miejsce z ogromnym sentymentem! Chyba już następnego dnia, gdy się wyspałam (wstałam ostatnia i czekali na mnie ze śniadaniem... brawo ja! W końcu oberwałam za te swoje drzemki w telefonie), NIE miałam czegoś takiego, że Asia MUSIAŁA przy mnie stać, siedzieć itd. Bo jak nie z nią rozmawiałam, to z jej mamą, tatą, bratem, no i... babcią! Bo po śniadaniu w końcu poznałam babcię Helę!
Nie dziwicie mi się, że tak mnie to cieszy, że w końcu miałam okazję poznać babcię Asi! Asia już przy pierwszym naszym spotkaniu o swojej babci wiele dobrego opowiadała, i po prostu czułam, że ta babcia to taka typowa cudowna babcia, do której aż się chce iść porozmawiać i się doradzić... no i się nie pomyliłam! Same słowa na przywitanie:
...Rozczuliły mnie i już nieważne, że w sumie nie powinnam, niewolno mi, w sumie z mojej strony było to bardzo nieeleganckie i niekulturalne... ale po prostu dalej na babcię Helę mówię Babcia Hela! Ponieważ to Babcia Hela i już! Kochana, ciepła, mądra i doświadczona życiowo kobieta, z którą aż chce się rozmawiać (co wykorzystałam - a jakże! - i kiedy rodzinka Asi pojechała do innych dziadków, ja zostałam i wypiłyśmy sobie z babcią Helą później jeszcze po herbatce! A co!). Mówiłam kiedyś, że jak poznam dobrego człowieka to się do niego przykleję, i nie ma że zmiłuj!
No i oczywiście poszłyśmy z Asią na spacer - Asia, która na początku wciskała mi kit, że w tej Bobowej to wiele nie ma... GUZIK PRAWDA! Zakochałam się w tym miasteczku <3 Serioooo! No tak urokliwego miejsca dawno nie widziałam! Ludzie, ja mieszkam na górze Mazowsza! U mnie nie ma takich pagórków!! A tam są! Jak weszłyśmy trochę wyżej, zobaczyłam całą panoramę miasta (Rozumiecie to?! Weszłam na jakiś pagórek i widziałam te wszystkie małe (bo z oddali) domki, które tak uroczo falowały)! No ludzie kochani! Jak nawet wyszłam na balkon to widziałam góry :3 Coś pięknego!! Na Mazowszu to wszystko takie... płaskie... nudne... A tam! Pagórki!!!! <3 <3 <3
Ale dobra, dobra! Trochę ciekawostek, o których się dowiedziałam już pierwszego dnia (nocy w sumie) - Bobowa jest jednym z nielicznych miast w Polsce, w której wyrabia się koronki metodą klockową (teraz zaświtało mi... czemu sobie koronki na pamiątkę nie kupiłam? :/). No skoro koronka jest nawet na ścianie budynku, a nawet panienka w fontannie plecie koronkę! Asia mi też mówiła, że nazwa miejscowości pada w Krzyżakach Sienkiewicza niejednokrotnie, a adiutant Józefa Piłsudskiego wychował się właśnie w Bobowej!
Bobowa w sumie była miastem, później stała się wsią, a prawa miejskie zostały jej "oddane" dopiero tak 6 lat temu. Lecz co by nie było - Bobowa ma swoją legendę! O Świętej Zofii i jej trzech córkach: Wiara, Nadzieja, Miłość! I Asia ją znała i mi ją opowiedziała (ale już Wam ją odpuszczę...). Bo już wystarczy o Bobowej! Trzeba wrócić do najważniejszej rodzinki !
Wieczorkiem Asia włączyła mnie w krąg jej znajomych, dowiedziałam się, że mam jakąś melodyjność języka, jakąś manierę (się nie dopytałam i teraz mogę jedynie hasłami rzucać!) no i przekonałam się, dlaczego od dziecka marzy mi się południe Polski (dobra, Kraków mi się marzy i marzył - czyli południe!) - tam są naprawdę inni ludzie. Może i traktowali mnie inaczej dlatego, że byłam koleżanką Asi, może dlatego że przyjechałam z daleka (przyznaję się bez bicia - niekiedy już mi się nie chciało wyprowadzać kogoś z błędu i potakiwałam, że tak, z Gdańska jestem), ale ja tam twierdzę, że oni są po prostu bardziej otwarci. I znowu nie chcę generalizować, ale na północy żeby ktoś Ci coś więcej o sobie powiedział, musi mieć pewność, że tak, może Ci zaufać... tam to w sumie z marszu ludzi o sobie opowiadają. I nie ma takiego dystansu. Tak, wiem, pewnie za mocno słodzę... ale ostrzegałam!
No to się poznałam z ludźmi, których z marszu polubiłam za ich otwartość, a następnego dnia (tj. we wtorek) przyszedł czas na myślenie o tej Chorwacji. Ostatecznie ruszałyśmy już wieczorkiem, czyli pranko, zakupy, no i takie ostatnie pakunki. Zaraz miałam ruszyć do istnego raju na ziemi (choć się Wam przyznam szczerze, że gdybym została w Bobowej, to też bym nie miała z tym problemu - pagórki, pagórki!)... więc CIĄG DALSZY NASTĄPI!
A! Coś na zakończenie... czy znacie słowo szaflik? Albo z czym Wam się kojarzy to słówko? Bo uwaga! Ja tu grzecznie czyszczę sobie butki w MISCE, kiedy nagle Asia do mnie wyskakuje: "Wylej wodę z szaflika"... ja na nią patrzę jak na głupią, ona na mnie... i się okazało, że szaflik to taka miska, ale z rączkami/uszkami, bo u nich miska nazywana jest miską, jeśli nie ma tych rączek. No się aż mamy dopytałam, i cioci, i kuzynki, i koleżanki - nope, na Mazowszu nie ma szaflika. U nas jest po prostu miska!
Ale ogólnie sobie z Mamą R. poszukiwaliśmy różnych takich różnic. Że nikt nie rozumiał znaczenia pazłotka (sama tego słowa nie rozumiem, dlaczego tak mówimy, skoro ta folijka na kanapki jest srebrna), ale byłam zdziwiona, że na południu nie znają czarniny... (nie to że lubię tę zupę). A! I typowe! Na pole i na dwór - kiedy mówiłam, że wychodzę na dwór dziewczyny wyobrażały sobie dworek szlachecki (no bo przecież na Mazowszu to my tylko w dworkach mieszkamy ;) ), a kiedy ja w pierwszym momencie usłyszałam od Asi, że wyszła na pole też byłam lekko zdziwiona - no skoro mi to powiedziała w samym centrum Gdańska, zaraz przy Dworcu Głównym... Ale ja lubię te różności! To pokazuje, jak niezwykła jest Polska i jak wiele można jeszcze się dowiedzieć :D A i tak wiadomo, że jak wchodzisz między wrony, to kraczesz tak jak one... i mi to (w tym przypadku) jak najbardziej odpowiada!
Długa ta część, ale co poradzę, że kocham to miasto! Ma swój urok, ma to coś, co sprawia, że człowiek aż chce powracać do Bobowej... dlatego w czwartej części jeszcze raz do niej powrócimy (tym razem w innej maści - bardziej do ludzi!)! :D Ale teraz to ja śmigam z Asią, jej mamą i tatą, i Patrycją, i Cecylią, i Madzialeną i innymi na Chorwację!!! :D
PS. Chciałam wstawić jakieś ładne zdjęcia moje i Asi z Bobowej... ale są tragiczne! Więc żeby nie straszyć, sobie je odpuściłam, choć liczę, że jeszcze mi się uda trafić do Bobowej (ja tam nie wrócę?!) i porobić sobie jakieś ładniejsze fotki! :D
I tak oto żegnam Kraków pierwszym zdjęciem w nim zrobionym :D (Tak, robiłam zdjęcie w lustrze APARATEM, a to dlatego, że jak kiedyś miałam multum nieudanych fotek telefonem, tak przerzuciłam się na stary, sprawdzony aparat)! :D |
Kierunek - Bobowa, gdzie miałam spędzić dwie noce. Dlaczego? Ponieważ we wtorek ruszałyśmy z Asią i jej rodzicami na Chorwację, i się nade mną zlitowali i nie musiałam jechać do Żuromina i z powrotem. No i za tę gościnność, za tę dobroć... ja się po prostu nigdy nie odwdzięczę. Ale żeby nie było tak zaraz miło, oczywiście Asia nie mogła sobie przepuścić tekstów typu: "Jeżeli Babcia Hela Cię nie polubi, to już koniec"; "Jeżeli Syriusz (pies) Cię nie polubi, to znaczy, że jesteś złym człowiekiem"... a już w ogóle byłam przerażona, jak się dowiedziałam, że u nich ze śniadaniem czeka się na gościa (co jest miłe)... ale co jeżeli będą przeze mnie głodni?! O której tu wstać?! (Te problemy~)
No i się przeraziłam... i to już nie na żarty, ponieważ naprawdę mi zależało, żeby rodzinka Asi mnie polubiła (Boziu! Czułam się tak, jakbym była jakimś jej narzeczonym czy coś xD), a już i tak na starcie było mi głupio, jak Asia mi powiedziała, że wszyscy będą na nas czekali do północy. Ogólnie gdzieś tam w pociągu czułam się niekomfortowo i się bałam, no i w końcu dojechaliśmy do Bobowej, wysiadłam z pociągu...
OSTRZEŻENIE!
KONTYNUACJA POSTA ZAWIERA SŁODYCZ,
LUKIER, SZCZĘŚCIE, MIŁOŚĆ, RADOŚĆ, UŚMIECH, WDZIĘCZNOŚĆ I PEŁNO
PAGÓRKÓW. JEŻELI JEST TO DLA CIEBIE POWAŻNY PROBLEM, ZREZYGNUJ Z
DALSZEGO CZYTANIA!
Wysiadłyśmy, było ciemno (około północy), Asia krzyczy, że jest Mikołaj i jej tata. No to ja głęboki wdech (nie no... przesadzam i tylko dodatkowo dodaję dramatyzmu temu tekstowi), przywitałam się z Bratem Asi, który z marszu zapunktował kulturą (miły uśmiech, przywitanie + zabranie mojej walizki - czego oczekiwać więcej?!). Następnie zobaczyłam Tatę Asi, no a tego mężczyzny nie można z marszu nie polubić. Niesamowita dobroć i spokój ducha tryskała z oczu. Ja nie wiem, co ta Rodzinka w sobie ma, że tam wszyscy są tak życzliwi i otwarci?! Żeby nie było - osobiście uważam się za człowieka otwartego... ale takiej otwartości, takiej dobroci, takiej gościnności to się nie spodziewałam!
Jest noc, wszyscy są zmęczeni i śpiący (choć w tym momencie to taka pewna co do tych dwóch stanów pewna nie jestem) a co proponuje Rodzinka R.? Pokażmy Marcie Bobową! I tylko dla mnie zamiast pojechać prosto do domu, zrobili kółko i pojechaliśmy okrężną drogą. No i posłuchałam o Bobowej (a czego się nauczyłam, to później Wam opowiem)... lecz teraz powróćmy do domu Rodzinki R., bo Mama Asi też nie spała... i już na nas czekała z obiadem (rozumiecie to?! Wróciłyśmy koło północy a czekał na nas prawdziwy, dwudaniowy obiad + deser - jak to powiedziałam moim znajomym to też w to nie wierzyli... gościnność, gościnnością, no ale...)! Możecie sobie tylko wyobrazić, jak z mojej strony nieelegancki był fakt, że nie mogłam dojeść zarówno pierwszego, jak i drugiego dania do końca, a o cieście nie było nawet mowy! Ale chyba Pani R. mi wybaczyła :) Jeszcze porozmawialiśmy, przełamaliśmy pierwsze lody, a kiedy już dotknęłam głową poduszki zasnęłam w ciągu trzech sekund (nie przesadzam!).
Ale tak wracając do pierwszego wrażenia? Wiecie co mnie w pierwszym momencie zaskoczyło? Ta różnica między północą Polski a południem (choć sama raczej mieszkam na Mazowszu, więc może nie mam prawa tak wszystkiego analizować i przyrównywać siebie i mojego otoczenia do północy kraju). Oczywiście już nie generalizując, ale np. rodzice Asi z marszu mnie przytulili. I to było takie... miłe! Bo człowieka ktoś nie zna, a w sumie już z marszu przyciska go do swego serca. A po prostu wiem, że u nas coś takiego jest praktykowane albo przez naprawdę otwarte osoby, albo po prostu przez naprawdę znane osoby. A to dopiero początek!
Pierwsza niezwykłość, jaką zobaczyłam w Bobowej - ogromna koronka na ścianie budynku! (A ja, głupia, nie kupiłam sobie koronki na pamiątkę :() |
Ja wiedziałam, że na południu Polski ludzie są bardziej gościnni.. ale żeby aż tak (dobra, ja wiem, że ogólnie trafiłam do takiej kochanej rodziny - #szczęściara)! No mama Asi zadbała o każdy najdrobniejszy szczegół (nawet zapytała się Aśki z wyprzedzeniem, czy śpię wysoko czy nisko) i w sumie nawet Wam nie powiem, w którym momencie poczułam się tam, jak u siebie w domu. No jak bumcyk-rumcyk (a to akurat słówko Oktawii), serio-serio już teraz traktuję to miejsce z ogromnym sentymentem! Chyba już następnego dnia, gdy się wyspałam (wstałam ostatnia i czekali na mnie ze śniadaniem... brawo ja! W końcu oberwałam za te swoje drzemki w telefonie), NIE miałam czegoś takiego, że Asia MUSIAŁA przy mnie stać, siedzieć itd. Bo jak nie z nią rozmawiałam, to z jej mamą, tatą, bratem, no i... babcią! Bo po śniadaniu w końcu poznałam babcię Helę!
Nie dziwicie mi się, że tak mnie to cieszy, że w końcu miałam okazję poznać babcię Asi! Asia już przy pierwszym naszym spotkaniu o swojej babci wiele dobrego opowiadała, i po prostu czułam, że ta babcia to taka typowa cudowna babcia, do której aż się chce iść porozmawiać i się doradzić... no i się nie pomyliłam! Same słowa na przywitanie:
"Przyjaciele Asi są moimi przyjaciółmi"!
...Rozczuliły mnie i już nieważne, że w sumie nie powinnam, niewolno mi, w sumie z mojej strony było to bardzo nieeleganckie i niekulturalne... ale po prostu dalej na babcię Helę mówię Babcia Hela! Ponieważ to Babcia Hela i już! Kochana, ciepła, mądra i doświadczona życiowo kobieta, z którą aż chce się rozmawiać (co wykorzystałam - a jakże! - i kiedy rodzinka Asi pojechała do innych dziadków, ja zostałam i wypiłyśmy sobie z babcią Helą później jeszcze po herbatce! A co!). Mówiłam kiedyś, że jak poznam dobrego człowieka to się do niego przykleję, i nie ma że zmiłuj!
No i oczywiście poszłyśmy z Asią na spacer - Asia, która na początku wciskała mi kit, że w tej Bobowej to wiele nie ma... GUZIK PRAWDA! Zakochałam się w tym miasteczku <3 Serioooo! No tak urokliwego miejsca dawno nie widziałam! Ludzie, ja mieszkam na górze Mazowsza! U mnie nie ma takich pagórków!! A tam są! Jak weszłyśmy trochę wyżej, zobaczyłam całą panoramę miasta (Rozumiecie to?! Weszłam na jakiś pagórek i widziałam te wszystkie małe (bo z oddali) domki, które tak uroczo falowały)! No ludzie kochani! Jak nawet wyszłam na balkon to widziałam góry :3 Coś pięknego!! Na Mazowszu to wszystko takie... płaskie... nudne... A tam! Pagórki!!!! <3 <3 <3
Ale dobra, dobra! Trochę ciekawostek, o których się dowiedziałam już pierwszego dnia (nocy w sumie) - Bobowa jest jednym z nielicznych miast w Polsce, w której wyrabia się koronki metodą klockową (teraz zaświtało mi... czemu sobie koronki na pamiątkę nie kupiłam? :/). No skoro koronka jest nawet na ścianie budynku, a nawet panienka w fontannie plecie koronkę! Asia mi też mówiła, że nazwa miejscowości pada w Krzyżakach Sienkiewicza niejednokrotnie, a adiutant Józefa Piłsudskiego wychował się właśnie w Bobowej!
Gdańsk ma panienkę z okienka... a tutaj proszę bardzo - panienka plecie koronkę! Źródło |
Bobowa w sumie była miastem, później stała się wsią, a prawa miejskie zostały jej "oddane" dopiero tak 6 lat temu. Lecz co by nie było - Bobowa ma swoją legendę! O Świętej Zofii i jej trzech córkach: Wiara, Nadzieja, Miłość! I Asia ją znała i mi ją opowiedziała (ale już Wam ją odpuszczę...). Bo już wystarczy o Bobowej! Trzeba wrócić do najważniejszej rodzinki !
Wieczorkiem Asia włączyła mnie w krąg jej znajomych, dowiedziałam się, że mam jakąś melodyjność języka, jakąś manierę (się nie dopytałam i teraz mogę jedynie hasłami rzucać!) no i przekonałam się, dlaczego od dziecka marzy mi się południe Polski (dobra, Kraków mi się marzy i marzył - czyli południe!) - tam są naprawdę inni ludzie. Może i traktowali mnie inaczej dlatego, że byłam koleżanką Asi, może dlatego że przyjechałam z daleka (przyznaję się bez bicia - niekiedy już mi się nie chciało wyprowadzać kogoś z błędu i potakiwałam, że tak, z Gdańska jestem), ale ja tam twierdzę, że oni są po prostu bardziej otwarci. I znowu nie chcę generalizować, ale na północy żeby ktoś Ci coś więcej o sobie powiedział, musi mieć pewność, że tak, może Ci zaufać... tam to w sumie z marszu ludzi o sobie opowiadają. I nie ma takiego dystansu. Tak, wiem, pewnie za mocno słodzę... ale ostrzegałam!
No to się poznałam z ludźmi, których z marszu polubiłam za ich otwartość, a następnego dnia (tj. we wtorek) przyszedł czas na myślenie o tej Chorwacji. Ostatecznie ruszałyśmy już wieczorkiem, czyli pranko, zakupy, no i takie ostatnie pakunki. Zaraz miałam ruszyć do istnego raju na ziemi (choć się Wam przyznam szczerze, że gdybym została w Bobowej, to też bym nie miała z tym problemu - pagórki, pagórki!)... więc CIĄG DALSZY NASTĄPI!
Pagórki!!! No czy Wy widzicie ten krajobraz?! (Wybaczcie - nie moje zdjęcie, ale nie mogłam sobie odmówić!). Źródło |
A! Coś na zakończenie... czy znacie słowo szaflik? Albo z czym Wam się kojarzy to słówko? Bo uwaga! Ja tu grzecznie czyszczę sobie butki w MISCE, kiedy nagle Asia do mnie wyskakuje: "Wylej wodę z szaflika"... ja na nią patrzę jak na głupią, ona na mnie... i się okazało, że szaflik to taka miska, ale z rączkami/uszkami, bo u nich miska nazywana jest miską, jeśli nie ma tych rączek. No się aż mamy dopytałam, i cioci, i kuzynki, i koleżanki - nope, na Mazowszu nie ma szaflika. U nas jest po prostu miska!
Ale ogólnie sobie z Mamą R. poszukiwaliśmy różnych takich różnic. Że nikt nie rozumiał znaczenia pazłotka (sama tego słowa nie rozumiem, dlaczego tak mówimy, skoro ta folijka na kanapki jest srebrna), ale byłam zdziwiona, że na południu nie znają czarniny... (nie to że lubię tę zupę). A! I typowe! Na pole i na dwór - kiedy mówiłam, że wychodzę na dwór dziewczyny wyobrażały sobie dworek szlachecki (no bo przecież na Mazowszu to my tylko w dworkach mieszkamy ;) ), a kiedy ja w pierwszym momencie usłyszałam od Asi, że wyszła na pole też byłam lekko zdziwiona - no skoro mi to powiedziała w samym centrum Gdańska, zaraz przy Dworcu Głównym... Ale ja lubię te różności! To pokazuje, jak niezwykła jest Polska i jak wiele można jeszcze się dowiedzieć :D A i tak wiadomo, że jak wchodzisz między wrony, to kraczesz tak jak one... i mi to (w tym przypadku) jak najbardziej odpowiada!
Długa ta część, ale co poradzę, że kocham to miasto! Ma swój urok, ma to coś, co sprawia, że człowiek aż chce powracać do Bobowej... dlatego w czwartej części jeszcze raz do niej powrócimy (tym razem w innej maści - bardziej do ludzi!)! :D Ale teraz to ja śmigam z Asią, jej mamą i tatą, i Patrycją, i Cecylią, i Madzialeną i innymi na Chorwację!!! :D
PS. Chciałam wstawić jakieś ładne zdjęcia moje i Asi z Bobowej... ale są tragiczne! Więc żeby nie straszyć, sobie je odpuściłam, choć liczę, że jeszcze mi się uda trafić do Bobowej (ja tam nie wrócę?!) i porobić sobie jakieś ładniejsze fotki! :D
Czytając post nie sposób się nie uśmiechnąć - wspaniałe miejsce, wspaniałe osoby i z pewnością wspaniałe wspomnienia ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jeszcze wokół nas są tak dobrzy ludzie:)
OdpowiedzUsuńTen dom z koronką to jakiś czad! Nawet nie wiedziałam, że gdzieś coś takiego jest :D Super, że dobrze się bawiłaś ;)
OdpowiedzUsuńPagórki podbiły ten post! <3 <3 Sama uwielbiam południe, góry, ten klimat, ach. Mam nadzieję kiedyś zamieszkać w jakiejś małej wsi na południu, to byłoby takie urocze *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/