Kerry Fisher jest jedną z tych autorek, które warto znać... no a przynajmniej było warto, jako że jej debiut Posłuszna żona okazał się strzałem w dziesiątkę, jeżeli chodzi o fabułę i zaciekawienie odbiorcy. Sekretne dziecko to niestety nie ta sama półka, ale wierzyłam, że to tylko przejściowy stan. Dobrze, że się dowiedziałam, że Matka (prawie) idealna to wcale nie jest najnowsza powieść tej autorki - pochodzi ona bowiem z 2014 roku, bo bym sądziłam, że Kerry Fisher pisze coraz gorzej. Jakie pierwsze kroki poczyniła Kerry Fisher w drodze ku pisarskiemu spełnieniu?
Źródło |
Czy ideały chodzą po tym świecie?
Jeżeli nawet jakieś chodzą, to na pewno nie jest to Maia. Mimo że jest inteligentną, atrakcyjną kobietą, nie wierzy w to, że mogłaby być idealna (albo przynajmniej prawie idealna). Ze względu na zajście w ciążę w młodym wieku, nie była w stanie skończyć edukacji. Bezrobotny ojciec jej dzieci wcale nie motywuje jej w dążeniu do spełnienia, w związku z czym wszystkie opłaty musi ponosić Maia. A co może robić młoda, starająca się kobieta bez wykształcenia, by dobrze zarobić? Noooo chociażby pracować jako sprzątaczka u bogaczy!
W ten sposób Maia poznaje pewną starszą kobietę, która wyciąga do niej pomocną dłoń. Kim jest i czemu oferuje pieniądze na wykształcenie jej dzieci - tego Maia nie wie. Wie jednak, że zrobi wszystko, żeby jej dzieci miały lepiej od niej. W ten sposób Harley i Bronte trafiają do najlepszej szkoły w mieście. Oczywiście nie ma nic za darmo, w związku z czym Maia musi jeszcze raz zakasać rękawy i powalczyć o lepsze życie jej maluchów. A może nie tylko ich?
Matka (prawie) idealna to taka wariacja dobrze znanej historii Kopciuszka, w której nie brak zabawnych sytuacji, dziwnych, lekko przekoloryzowanych ludzi oraz gwałtownego wybuchu wielkiej miłości, która pojawia się w najmniej spodziewanych okolicznościach. No i oczywiście - pojawi się Wróżka Chrzestna pod postacią pewnej osoby, która sprawi, że Maia na nowo odnajdzie szczęście. Jak to w bajce.
Niestety nie jestem i nigdy nie byłam miłośniczką akurat tej bajki. Może to przez to, że za dużo już powieści przeczytałam na ich podstawie? A może dlatego, że jeżeli ktoś nie potrafi wykreować odpowiedniej historii, całość traci sens, a sploty wydarzeń przypominają trochę wyciąganie królika z kapelusza? Mimo że tytuł ten promowany jest jako ciepła romantyczna historia, dla mnie była przeciętną opowieścią o kobiecie, która po prostu miała szczęście w nieszczęściu. Zabrakło mi tutaj solidnych podstaw do uwierzenia w tę nieprawdopodobną opowieść z happy endem. Ale to może być tylko moja opinia.
Co by tutaj nie mówić, Matka (prawie) idealna została napisana poprawnym językiem. Tę książkę można czytać ciągiem, o ile tylko fabuła zainteresuje. Osobiście przeczytałam ją w okamgnieniu, ale niestety - tutaj muszę się przyznać - brakowało mi tutaj zaskoczeń. Pomimo starań autorki, większość akcji przewidziałam bez problemu. A szkoda.
Wierzę jednak, że dla amantek lekkich opowieści obyczajowych, Matka (prawie) idealna znajdzie grono wiernych czytelniczek, które od czasu do czasu powrócą do tej książki z uśmiechem na ustach. Tego każdemu życzę. Tymczasem dla mnie, to taka słaba ocena dostateczna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Matka (prawie) idealna
Tytuł oryginalny: The Not So Perfect Mum
Autor:Kerry Fisher
Tłumacz:Hanna Pasierska
Wydawnictwo: Literackie
Premiera: 15.07.2020
Liczba stron: 408
Format: 130x205 mm
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Gatunek: Obyczajowa
Jakoś mnie ta książka do siebie nie przekonuje. 😊
OdpowiedzUsuń