Bywa tak, że nawet największemu molowi książkowemu najzwyczajniej w świecie nie chce się czytać. Wystarczy zrazić się tylko jedną książką i już następuje zahamowanie na jakiś tydzień. Lecz wtedy wystarczy, choćby od niechcenia, wziąć do ręki kolejną - przyciągającą już samą okładką - książkę, od której nie sposób się oderwać. Tak oto miałam dziś, moi drodzy, gdy przy temperaturze ponad 35 stopni czytałam "Syrenę" Tricii Rayburn.
Dla Vanessy i Justine Sands miały to być zwyczajne wakacje w nadmorskim
miasteczku. Jednak któregoś dnia, po burzliwej rodzinnej kłótni, Justine
udaje się nad urwisko, by poskakać do wody, a nazajutrz fale wyrzucają
jej ciało na brzeg. Wkrótce następuje seria tragicznych zdarzeń -
przerażeni mieszkańcy znajdują na plaży ciała mężczyzn z twarzami
zastygłymi w uśmiechu... Czy to, co odkryje Vanessa, może oznaczać
koniec jej wakacyjnej miłości, a nawet życia, jakie dotąd wiodła?
Braterska i siostrzana więź to coś, co pozwala nam przeżywać kolejne dni na niezapomnianych zabawach. Dzięki tej naturalnej konkurencji i byciu tym "lepszym", rodzeństwo dodaje sobie skrzydeł. I tak też było wśród sióstr Sands, które różnią się od siebie w wielu aspektach. Vanessa jest zlęknioną siedemnastolatką, natomiast o rok starsza Justine zdaje się nie bać niczego. Ale dzięki temu Vanessa czuje się pewniej. Gdy jest przy niej "promieniująca" szczęściem Justine nie boi się nawet ciemności.
Jednak co się stanie, gdy zabraknie którejś z nich?
Pewnego dnia w nadmorskim Winter Harbor dochodzi do nieszczęścia. Justine zostaje znaleziona na plaży. Nie żyje. W tej samej chwili znika również jej chłopak, Caleb, ostatnia osoba, która rozmawiała ze zmarłą. Po kilku dniach Vanessa postanawia wybrać się do tego właśnie miasteczka, by w końcu odetchnąć od tej całej zawieruchy. Potrzebuje odpoczynku, a nade wszystko anonimowości - nie chce być "tą" siostrą. Spotyka się tam z Simonem, starym przyjacielem, jak również starszym bratem Calebem. Zaniepokojony stara się odnaleźć brata, a do poszukiwań dołącza się główna bohaterka. Zrobi wszystko, byle tylko przestać myśleć o zdarzeniu, które, jak się okazało, było zaledwie początkiem. Bowiem w Winter Harbor co chwila odnajdywane są kolejni topielcy... z takimi dziwnymi uśmiechami na twarzy.
Poszukując odpowiedzi, Vanessa ląduje w kawiarni "U Betty", gdzie zaprzyjaźnia się Paige i spotyka się z oschłą Zarą. Są to siostry, który łączy oszałamiający wygląd, a dzieli wszystko. Dziewczyny skrywają pewną tajemnice, której jedna z nich nie jest zupełnie świadoma. Od pewnego czasu bowiem potrzebują słonej wody, która dodaje im sił. A klucz do rozwiązania zagadki posiada bardzo niewiele osób - między innymi starsza babcia, Betty.
Co łączy te dziwne przyzwyczajenia rodziny i nieszczęśliwe wypadki?
Co łączy ofiary?
Jaki los tak naprawdę spotkał Justine?
Jakim cudem Vanessa słyszy podpowiedzi starszej siostry?
Aż w końcu - jakie jeszcze tajemnice odkryje Vanessa?
Tajemnicza...
Bardzo dużo oczekiwałam od debiutanckiej powieści autorstwa Tricii Rayburn, która jest początkiem trylogii. Nie omieszkam się przyznać, że się nie zawiodłam ani nie przeliczyłam. Początek książki, mimo że nie był zbyt zachęcający, powoli zagęszczał się napełniając nasze głowy pytaniami i odpowiedziami. Tajemnic było bardzo wiele i nadal pozostało wiele, gdyż (na całe szczęście) to nie koniec przygód Vanessy.
Romantyczna...
Autorka tworząc tło zagadek, nie zapomniała również o uczuciach narastających z każdą stroną. Tutaj nie ma nagłych przeskoków ani przejść z niczego do wszystkiego. Tak jak tajemnice, tak i miłość jest odkrywana powoli, dając czas ukształtować się jej odpowiednio. Dodatkowo miłość jest jednym z punktów odniesienia do dalszego rozwoju akcji.
Obydwaj bracia - Simon i Caleb - są mężczyznami godnymi uwagi, każdy ze swoim własnym podejściem do życia. Z nimi dobry romans gwarantowany!
Pełna grozy...
Podczas czytania "Syreny", podczas odkrywania kolejnych prawd, niczym wróżbiarskich kart, można momentami dostać gęsiej skórki. Język autorki i jej styl pozwala na chwilowe wstrzymanie oddechu.
Tak przynajmniej być powinno...
Może i nie należę do tych "bojących się własnego cienia" dziewczynek, ale raczej do tych odważniejszych, ale w moim mniemaniu tej książki nie nazwałabym "thrillerem". Co najwyżej można stwierdzić, że posiada jego zalążki, które możliwe niedługo wykiełkują.
Historia "Syreny" to, tak jak wcześniej wspomniałam, zaledwie początek. Akcja dopiero przyspiesza, dając możliwości do popisów pisarki.
Od strony technicznej książka prezentuje się bardzo ładnie.
Zanurzona dziewczyna z zamkniętymi oczami pośród glonów (czy co tam to jest) idealnie oddaje charakter powieści. A dodatkowo przyciąga oczy, bo jest na czym zawiesić wzrok. Muszę jednak zwrócić uwagę na nieodpowiednie oddzielenie tekstu od mowy zależnej. Są akapity - to oczywiste - aczkolwiek nie ma wysunięcia pierwszego wersu (w części drugiej znika ten problem). Nie przeszkadza to w odróżnieniu, co kto mówi i tylko w dwóch wypadach całość tekstu się zlewa - str. 47 oraz str. 55. Wystąpiła również literówka (jak mniemam), gdyż pomylono imiona - zamiast Caleba jest Simon. I to tyle.
~~~~~~~~
Tytuł: Syrena
Autor: Tricia Tayburn
Tłumacz:Anna Kloczkowska
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data premiery: 25.04.2011
Liczba stron: 360
Kategoria: Dla młodzieży, Tajemnica, Fantasy
~~~~~~~~
Ocena: 5+ (bardzo dobry z plusem)
Wniosek: Na dobry początek daję piątkę, by nie zapeszyć przed przeczytaniem ciągu dalszego. Jednakże jest to pozycja godna polecenia.
PS. Spodziewajcie się niebawem recenzji kolejnej części! :)
CZeka na półce na swoja kolej, po twojej recenzji zapewne szybciej się za nią zabiorę;)
OdpowiedzUsuńWow, aż tak wysoka ocena? Man, właśnie podwyższyłaś moją ochotę na tę książkę!
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała tę książkę tym bardzie, że tak wysoko ją oceniasz ;)
OdpowiedzUsuńPisałaś, że bardzo chciałabyś przeczytać Sagę księżycową. Aktualnie mam oba tomy na wymianę/sprzedaż, więc może byłabyś zainteresowana? :)