niedziela, 14 sierpnia 2016

Moja I Krakowska Przygoda! Cz. I. Światowe Dni Młodzieży

Kraków uwielbiam od dziecka, kiedy jako uczennica podstawówki pojechałam tam po raz pierwszy. W żadnym innym mieście nie czułam się tak, jak tam się czuję. Marzyłam o tym, żeby tam studiować od gimnazjum, ale że Kraków daleko, a moi rodzice nie mogliby wytrzymać z myślą, że będę tak daleko od domu (jakby nie było - Gdańsk zawsze bliżej + więcej znajomych tam szło), to z moją myślą o studiowaniu w Krakowie musiałam się wstrzymać... ale nie na długo! Ja już mam plan, a jak Marta ma plan, to go ma i będzie go realizować (a co!).

Odległość między Żurominem a Krakowem to tak około 460 km. Pięć godzin jazdy ekspresem. Jest różnica, skoro do Gdańska mogę jechać nawet i samochodem z przyjaciółmi... w czasie często trzech godzin. Ale to nieważne! Kraków moje miasto!

To tak już tylko a propos. Ważniejsze jest to, że TEN MOMENT nastąpił. Odwiedziłam w końcu Asię z Wirtualnej Książki i zrobiłam to z wielkim przytupem. Podczas gdy Asia odwiedzała mnie tylko na weekendy, tak ja zasiedziałam się u niej... 2 tygodnie! No, nie tak że cały czas w Krakowie, ale troszkę z nią pojeździłam po świecie! A ponieważ wspomnień mam naprawdę sporo - pozwólcie, że opowiem Wam pierwszą część tych przygód tj. Światowe Dni Młodzieży. 

A wszystko zaczęło się od Oktawii, najprawdziwszej Gwiazdki, która jak mało kto potrafi przywołać na twarzy drugiej osoby uśmiech, a która namówiła mnie (mocno oporna to ja nie byłam), byśmy pojechały na ŚDM. A tę decyzję podjęłyśmy właściwie w ostatnim momencie, i gdyby nie gościnność i dobroć Asi, nasze plany legły by w gruzach (w tym miejscu po raz kolejny (wraz z Oktawią!!!) padamy przed Tobą na kolana, Ryśku Wymarzony!). Koniec końców wyruszyłyśmy do Krakowa  we wtorek 26. lipca, skąd Asia punkt 20:32 odebrała nas z Dworca Głównego. No i się zaczęło...!

Zapewne nikomu nie obcy był ten wszechobecny lęk i poczucie strachu przed wydarzeniami w Krakowie. Panujący terror w Europie, kolejne to doniesienia na temat zamachów chociażby u naszych zachodnich sąsiadów (he, he, niebawem tam będę studiowała...), bynajmniej nie zachęcały do opuszczenia bezpiecznego gniazdka. Moi rodzice w pewnym momencie zaczęli panikować przez ciągłe pytania znajomych i rodzin: "Nie boicie się? Tak jedyne dziecko...", a ta panika objawiła się i mnie. We wtorek naprawdę byłam kłębkiem nerwów... po czym spotkałam się z Oktasią i jej machnięciem ręki: "Marta, będzie dobrze, nic się nie martw, nie myśl na zapas"... 

No to jej posłuchałam, bo co innego miałam zrobić, skoro rozbrajała mnie jej pogoda ducha, a w momencie, w którym wysiadłam z pociągu (już w Krakowie) wszystkie zmartwienia prysły i zastąpiło je niemała radość na widok tych wszystkich ludzi z różnych państw, którzy śpiewali, śmiali się i wiwatowali. No i - wiadomo - Asia!

"Marta, teraz rozglądaj się za Asią, bo ja jej nie poznam... O! Asia! Czeeeeść!" 

No wiedziałam, że się dogadają! Teraz wszystkie trzy oblegamy trzy punkty Polski: Gdańśk-Warszawa-Kraków :3

Nie zdziwiło mnie ani trochę, że Asia z Oktawią w myk znalazły wspólny język. Zbyt dobrze poznałam Asię (a przypominam, że to było nasze czwarte spotkanie) i zbyt długo znam Oktawię (od pierwszej klasy podstawówki... co nam daje 13 lat znajomości), żeby nie być tego pewnym (a zaprosiły się do znajomych (by chociaż wiedzieć, jak druga osoba wygląda, we wtorek... już w pociągu). Asia zaprowadziła nas do swojego pięknego mieszkanka (zabrałyśmy karimaty do spania (mądre my!) podczas gdy Asia oddała nam swoje własne łóżko - trochę nie jak przystało na pielgrzyma, ale cóż!) i tam mimo zmęczenia rozmawiałyśmy w najlepsze jeszcze dłuuuugi czas. 

Następnego dnia wstałyśmy wcześnie rano i skierowałyśmy się na Łagiewniki, żeby choć coś zobaczyć związanego z ŚDM, czyli Sanktuarium Bożego Miłosierdzia - piękne miejsca, a energia dobrych ludzi na dobre nastawiła mnie pozytywnie. Kiedy nawet pytałam się o drogę kierowcy tramwaju stającego na pętli, ten nie dość, że mi powiedział, w którym kierunku jechać i ile przystanków, to jeszcze później do nas dobiegł, czy na pewno wiemy, gdzie jechać! (no czy ludzie nie są kochani?). Następnie skierowałyśmy się na Wawel, gdzie spotkałyśmy się z grupą pielgrzymów z naszej miejscowości. I chyba tego potrzebowałyśmy, ponieważ wiadomo - im nas więcej, tym weselej, szczególnie że zewsząd było tyle wesołych ludzi!

Team Żuromin! Idziemy cały czas przed siebie, moją metodą "za tłumem" (nie, nie sprawdza się, gdyby nie Oktawia zgubiłabym się na bank)! Pozdrowienia dla Paulinki!! :*

Po powrocie do Asi mieszkania w końcu poznałam Jej Pana Darcy'ego. Spaliłam pierwsze poznanie (za co jeszcze raz z tego miejsca przepraszam i serio obiecuję poprawę!!)... ale chyba koniec końców się polubiliśmy, prawda (no weź, powiedz, że tak!)? No przynajmniej ja Asiowego Pana Darcy'ego polubiłam (bo w końcu to Pan Darcy jednej z najważniejszych osób w moim życiu, a wiadomo, że każdy Pan Darcy ma coś w sobie), a inna przygoda (po której wiem, że bez telefonu ani rusz - bo wy też się już z tego śmiejecie, no nie?) pokazała mi, że nie dość, że w Asi zyskałam starszą siostrę, to w jej chłopaku znalazłam starszego brata (a jak ja tak mówię, to tak czuję i tak ma być... proszę)! Tyle wygrać :3

Coś czuję, że ciut za długi ten post będzie... ale nieważne! Powracając do środy - poznałam wtedy znajomych Oktasii z Kanady. Polaków mieszkających od urodzenia w Kanadzie, ale to tak otwartych i tak serdecznych, że aż ciężko w to uwierzyć! W czwartek natomiast w końcu spotkałyśmy papieża. Oczywiście na telebimie. Który był daleko. Tłumaczenie pozostawiało nieco do życzenia. A później padał deszcz. Przygoda życia <3 (i mówię to serio!).

W piątek było już (wg mnie) dużo lepiej. Na Drogę Krzyżową poszłyśmy całym gronem znajomych. Po prostu podpięliśmy się do grupy "kurczaków" (za długo by tłumaczyć tę nazwę, a i tak zrozumie ją raczej tylko ktoś z naszej miejscowości)... i Papież Franciszek mi pomachał! Dobra, machał wszystkim, ale po prostu ja też machałam i byłam wśród tłumu!
 
Droga Krzyżowa w pokaźnym gronie! Żółte plecaki królują! Choć koniec końców najbardziej przydał się deszczak ;)

Sobota natomiast... sobota i niedziela... no cóż, to był już zupełnie inny klimat. Niesamowicie pozytywny klimat. Taki wręcz... rodzinny! W którym w czwórkę (ja, Asia, Oktasia i Pan Darcy) mieliśmy szansę poznać się lepiej. Wspomnienia będą - to na pewno!! 

Niedziela była deszczowa, a my tu musieliśmy zbierać się już na pociąg i każdy z nas miał pojechać w inną stronę (ja z Asią - Bobowa; Oktawia - lot do Kanady, Pan Darcy - dom). Los jednak chciał, że drogę, którą normalnie pokonywaliśmy w 25 minut... przez ŚDM pokonywaliśmy w tak ponad dwie godziny (dobrze kojarzę?) pomimo że i tak z mieszkania wyruszyliśmy z duuuużyyym wyprzedzeniem. Na pociąg się spóźniłyśmy tak minimalnie, przez co byłyśmy (ja i Asia, ponieważ Oktawia i pan Darcy i tak, i tak mieli później swój transport) zmuszone  poczekać kolejną godzinę. Ale to nic, to nic! 

Co się wydarzyło od 20:40 opowiem Wam przy części drugiej - zupełnie o innym klimacie i o innym, malowniczym, pagórkowatym miejscu! Teraz jeszcze chciałabym podsumować w kilka zdaniach ŚDM tak na koniec...

Klimat jest nieziemski i jego po prostu nie da się opisać. Jednakże uważam, że nie przeżyłam tego wydarzenia tak, jak spodziewałam się przeżyć. Według mnie, gdzieś tam ŚDM straciły na swojej mocy i stały się czymś innym... ale to może być tylko moje wrażenie, a skoro to moje pierwsze takie wydarzenie to nie mam do czego porównać Krakowa - tylko i wyłącznie moja wyobraźnia splotła mi figla. Oczywista oczywistość, że byłabym bardziej uduchowiona jeżeli pojechałabym w gronie pielgrzymów z Żuromina... ale co się stało, to się nie odstanie! Czy żałuję tego, że pojechałam tam tylko z Oktawią i do Asi? Oczywista oczywistość, że NIE!  

Strach i lęki był obcy tym wszystkim, którzy byli w Krakowie i uczestniczyli w tych wszystkich wydarzeniach. Ale nie będę Was okłamywała (choć oczywiście to tylko i wyłącznie moje zdanie), gdyby ktoś chciał (że tak się wyrażę) "wybuchnąć z radości" - zrobiłby to bez większego problemu. Jeżeli nie w sektorach, to przed sektorami było wystarczająco dużo miejsca niedostępnego dla policji. Oczywiście służb było naprawdę wiele, niemal na każdym kroku ich widziałam, a i byli naprawdę pomocni, za co mogę im wszystkim podziękować ;)


No kocham to miasto! Nigdy w Gdańsku nie czułam się tak, jak w Krakowie przez jeden dzień <3

No i... no i... PRZEŻYŁAM! Mimo że tak wiele ludzi mnie straszyło (Sebastian R. niestrudzenie stał na straży mojego niepokoju, wysyłając nieskończoną ilość dramatycznych wydarzeń - no Ci się po prostu nie odwdzięczę za to nigdy), teraz stwierdzam, że gdyby moi rodzice posłuchali się tych wszystkich znajomych wkoło i kazali mi zostać, miałabym do nich ogromny, ale to ogromny żal. Nie mogłabym odżałować, że COŚ TAKIEGO mnie ominęło!

Ja Wam mówię - nic nie dzieje się od tak, przez przypadek! Z jakiegoś powodu ciągnęło mnie do Krakowa. I teraz mogę powiedzieć, że WARTO posłuchać głosu serca ;)

Moja I Krakowska Przygoda... Ciąg dalszy nastąpi...
 

DODATEK!
Teraz i Ty możesz zobaczyć, jak Papież macha do tłumu!
(Wybaczcie za jakość...)

5 komentarzy:

  1. To się działo:) Czekam na resztę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pełna podziwu, bo ja jestem osobą, mieszkanką krakowa która na czas śdm wyniosła się z miasta, podobnie jak większość moich znajomych. Ba, ja przyjechałam 30 lipca, wieczorem, i jak zobaczyłam tyle ludzi to mi się chciało płakać XD Tym bardizej cieszę sie, że masz pozytywne wrażenia...

    Tak apropo, przyjeżdżasz do nas na Targi w październiku? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Targi mi się tak marzą... ale niestety odwiedzę je dopiero w 2017 roku. Niestety :(

      Usuń
  3. Można pozazdrościć. Niby taka niepozorna wyprawa, a jednak przygoda życia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, przygoda życia. Szkoda, że się nie wybrałam, ale mam nadzieję, że kiedyś pojadę w tak pełne życia miejsce. Mnie spotkały jedynie ostatki pielgrzymów w Warszawie, były tak pozytywnymi ludźmi. Śpiewali i grali na środku ulicy, cały czas z uśmiechami :)
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń