Nie wiem, czy wiecie, ale szczerze uwielbiam serię #Off Campus Elle Kennedy (jeżeli jeszcze jej nie znacie - nadróbcie koniecznie, bo niebawem - 23. października - ostatni tom). Dzięki niej otworzyłam się na sportowe przeżycia, a kiedy już je kończyłam... marzyłam o więcej! Wydawało mi się, że seria MMA Fighter nie będzie znacząco się różniła. Dlatego zamówiłam od razu całą trylogię i zasiadłam do lektury.
Szybko się okazało, że Walka, Szansa, Przebaczenie, czyli trzy tomy składające się na serię MMA Fighter są do siebie tak niesamowicie podobne, że postanowiłam nie pisać trzy razy o tym samym. Stąd też podsumowanie serii w jednym. Uznałam, że lepiej na tym każdy wyjdzie - a przede wszystkim ja.
WALKA
Pewnego dnia ktoś pojawi się w twoim życiu i zrozumiesz, dlaczego nigdy nie wychodziło ci z kimś inny. [Anonim]
Elle jest osobą, której można by pozazdrościć. Skończyła prawo, została prawniczką, ma dżentelmena za chłopaka. Choć codzienność nie wydaje się czymś ciekawym i interesującym, ona nie narzeka. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Do jej biura zgłasza się Nicholas Hunter. I od tego momentu rozpoczyna się ich romans...
SZANSA
Czasem życie daje ci drugą szansę dlatego, że za pierwszym razem nie byłeś gotowy. [Anonim]
PRZEBACZENIE
Kiedy ludzie pokazują ci, kim są, uwierz im. - Maya Angelou
Lily St. Claire od dziecka miała związek z mieszanymi sztukami walki. W końcu to córka legendarnego zawodnika. Młoda kobieta doskonale wie jak dominujący i zaborczy są to mężczyźni, gdyż sama prowadzi sieć klubów MMA. Choć zdaje sobie sprawę, że powinna trzymać na odległość Jaksa, wysportowanego zawodnika MMA, nie jest w stanie przejść obok niego obojętnie. Lecz to nie jest takie proste, gdy dopiero co Lily rozstała się z chłopakiem...
I tak oto wyglądają zarysy fabularne wszystkich trzech książek. Nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, iż to na miłości opiera się cała fabuła. Otoczka sportowa jest tutaj ciekawym tłem dla szalejących uniesień miłości trójki par. Nic nie wiem o MMA, więc miło było wiedzieć, że męska część głównych bohaterów szczerze się tym pasjonuje i - ile mogła - tyle przekazała wiedzy na ten temat. Nie powiem - to było ciekawe.
Romanse nie należą do wyszukanych. Są proste, przepełnione scenami łóżkowymi i niemal wszystkie opierają się na miłości od pierwszego wejrzenia. I w tym miejscu muszę już powiedzieć mój pierwszy zarzut względem tej serii: Nico i Elle, Vince i Liv oraz Jax i Lily nie kupili mnie swoimi postaciami i swoją miłością. Nie dałam się porwać, ponieważ dla mnie nie wystarczy jedynie powiedzieć, że ktoś jest przystojny i piękny, zmysłowy i wyjątkowy. A tutaj trzeba było zawierzyć autorce na słowo. Problemem największym jest niestety to, że nie czułam tej chemii. Rozwój relacji wydawał mi się zbyt naiwny i pozbawiony głębi.
Na całe szczęście autorka dodała nieco dramatu i tajemnicy - główni bohaterowie mieli sekrety z przeszłości. Dodawało to nieco koloru do tych prostych historii. Momentami bywało mrocznie, a autorka poruszyła kilka niełatwych i kontrowersyjnych tematyk (chociażby śmierci). Nie zmienia to jednak faktu, że HAPPY END jest z góry wiadomy. Ale w sumie czego ja oczekiwałam?
Styl autorki jest prosty. Momentami aż za. Naprawdę nie byłoby mi przykro, gdybym niektórych kwestii mogła sama się domyślić, autorka pozostawiła pewne niedomówienia. Tutaj jest wszystko powiedziane na zasadzie "kawa na ławę". Kilka zdań wystarczyło, by główni bohaterowie się w sobie zakochali do szaleństwa i dla tej miłości rozstawali się ze swoim dotychczasowym życiem.
Drażnią mnie podobne romanse, które opierają się na "zaufaj mi czytelniku, oni naprawdę się w sobie zakochali". Gdyby relacje między tą trójką par nie były aż tak oczywiste, miałabym pewnie niemałą przyjemność podczas czytania. A tak to musiałam się motywować, by tę trylogię doczytać.
Podsumowując już - nie odnalazłam się w literaturze Vi Keeland. Najwidoczniej oczekuję od książek czegoś więcej. Znacznie więcej, niż Walka, Szansa i Przebaczenie mogły mi zaproponować. Zapewne źle się nastawiłam i się przez to sparzyłam. Dlatego też Wam nie polecam i nie odradzam - sami się przekonajcie.
Uwielbiam cykl Elle Kennedy i nie mogę doczekać się ostatniego tomu, a w międzyczasie lubię sięgnąć po coś w podobnym stylu. Myślałam, że "MMA Fighter" właśnie taki jest, ale po przeczytaniu recenzji wydaje mi się, że historie są naciągane, a ja lubię jak jest wesoło, luźno i przede wszystkim czuć chemię między bohaterami, którzy nie schodzą się ze sobą po kilku zdaniach...
OdpowiedzUsuńTo właśnie ze względu na miłość do twórczości Kennedy dałam szansę MMA Fighter... mimo że przecież wiem, że nie ma nic gorszego, niż szukanie podobieństw w dwóch różnych pisarkach :/
UsuńMam za sobą ''Walkę'' i ''Szansę'' i chodź nie były to wyszukane historie to czytało mi się przyjemnie. Chociaż jeśli chodzi o sportowców w książkach to czytałam wiele lepszych książek - chociażby wspomniane przez ciebie książki Elle Kennedy. Również przeszkadzał mi szybki rozwój relacji bohaterów. Zdecydowanie za szybko wpadli sobie w ramiona. I tak jakbym w ''Szansie'' to rozumiała, bo w końcu znali się przed laty i mieli wspólną historię, tak w ''Walce'' wystarczyło spojrzenie a bohaterowie wiedzieli, że to ''ta i ten'', nie wiedząc tak naprawdę o sobie nic. Lubię w książkach śledzić znajomość bohaterów, zakochiwać się i poznawać razem z nimi, a tu niestety takiej szansy nie miałam. Przede mną jeszcze ''Przebaczenie'', ale skoro piszesz, że jest tak samo to nie nastawiam się na wiele.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Możliwe, że gdybym inaczej się nastawiała na tę trylogię, zupełnie inne słowa wybrałabym do tej recenzji. Ale czasu nie zmienię - chcę pisać szczerze i prawdziwie. I niestety te książki delikatnie mnie zawiodły ze względu na swą naiwność :(
UsuńMiałam ochotę na poznanie tej serii, ale skoro wszystkie części oparte są na identycznym schemacie, który odbiega KS prawdziwego życia, to chyba jednak podziękuję.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie odnalazłaś. Ja przyznaję, że lubię sobie poczytać jej książki, ale faktycznie bez fajerwerków wszystko się odbywa :)
OdpowiedzUsuńTo raczej nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńNiestety nie skończyłam jeszcze tej serii.;/ Przebaczenie wciąż przede mną ;/
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Elle Kennedy to mi też strasznie podobał się "Układ", "Błąd" też był niezły a reszta jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twój post bo byłam ciekawa czy w końcu jakaś autorka zaproponowała coś nowego w tego typu literaturze. Już czytając opisy wiedziałam, że nie. Takich książek jest na pęczki, wszystkie takie same nuda. Jednak podziękuję.
Jutro pojawi się moja przedpremierowa recenzja "Celu" Elle Kennedy, czyli ostatniego tomu ;) A w dniu premiery ogłoszę konkurs - także śledź mojego bloga, bo możesz coś na tym zyskać (chociażby nową książkę) :D
Usuń