wtorek, 15 maja 2018

K-drama czy J-drama? Itazura na Kiss czy Playful Kiss?




Azjatyckie produkcje wcale nie różnią się od europejskich. Jeżeli jakiś tytuł się sprawdzi i spodoba, następuje masa remake'ów: albo Japończycy biorą pomysły od Koreańczyków albo Koreańczycy od Japończyków, albo jeszcze ktoś inny. I za każdym razem historie - choć opierają się na tym samym scenariuszu - przedstawiają historie w inny sposób. Jak wiele można zdziałać kilkoma zdaniami, śmieszną mimiką twarzy oraz innym rozegraniem scen, dzięki czemu historia nabiera rumieńców, a mimo to wciąż pozostając wiernym scenariuszowi? Przekonajcie się sami.


Wstęp - co i kiedy powstało? 

Itazura na Kiss (co można przetłumaczyć na polski: Wszystko zaczęło się od pocałunku) powstała pierwotnie jako manga (1991-1999) i chyba jako taka forma nie stała się szczególnie znana. Najwięcej szumu zapoczątkowało zrealizowane lata później anime (2008), które następnie (jak mniemam) przyczyniło się do powstania dwóch ekranizacji dramowych - w japońskiej (2013) i koreańskiej (2010) wersji (i jak się przed chwilą dowiedziałam, pojawiła się także tajwańska wersja w 2005). Tak się złożyło, że obejrzałam obie: najpierw japońską, a później koreańską (z jakąś dwuletnią przerwą, bo inaczej mój mózg by nie wytrzymał) i już po pierwszym odcinku zauważyłam znaczące różnice.

Fabuła


Ustalmy jedno: To typowa komedia romantyczna, i to taka - wiecie - do bólu klasyczna (patrząc na rok pierwszego wydania idzie w to uwierzyć). Otóż ona (Kotoko/Oh Ha Ni) to typowa ciamajda. Nie zbyt inteligentna, w sumie to przeciętna, nic się nie wyróżniająca. Zakochuje się w najinteligentniejszym, najprzystojniejszym, najfajniejszym, choć gburowatym chłopaku w liceum (Irie/ Seung Jo). Gdy wyznaje mu swoje uczucia, zostaje przez niego wyśmiana. Czy to oznacza koniec kłopotów? A skąd! Dom dziewczyny wali się na skutek trzęsienia ziemi, przez co wraz z owdowiałym ojcem zamieszkują u przyjaciela rodziny... którą się okazuje rodziną chłopaka!


Rozwój wydarzeń


Pytanie dlaczego podobny tytuł stał się na tyle popularny, że przetoczył się niemal przez całą Azję (sądzę, że coś podobnego znalazło się również w Chinach) nasuwa się samo. Ostatecznie nic ciekawego i nic oryginalnego, prawda?  Możliwe, ale nie zapominajmy, że 1) kiedyś to była nowość; 2)podobne historie cały czas się sprzedają. 

Bo to taka ciepła opowieść o tym, że każda dziewczynka znajdzie dla siebie księcia (nawet jeżeli ten książę wcale takim księciem nie jest) oraz że jeżeli będzie się wytrwałym, można osiągnąć nie tylko wymarzoną pracę, ale także tego jedynego! I tak to wygląda. Cała akcja opiera się na wzajemnym poznawaniu się przez bohaterów, którzy z jakiegoś powodu dalej nie zauważyli, że są do siebie niedopasowani. Zaczyna się w liceum, kończy po studiach, a podobne wejście w dorosłość osobiście bardzo przypadło mi do gustu i zapewne dlatego trwałam wciąż przy tym tytule.

Obie wersje opierają się na tych samych wydarzeniach, co najwyżej nieco zmontowanych, zmienionych. Szkielet opowieści jest ten sam i dlatego tak bardzo mnie zaciekawiło, że można było mimo to coś z tym zrobić. A mówiąc "coś", mam na myśli "poprawić/nakręcić" historię tak, by nie trzeba było czuć zażenowania.

Gatunek


Komedia jest naprawdę przyjemna (choć momentami przesadnie głupia) i romans (w wersji koreańskiej - o czym poniżej) również w jakiś sposób zadowala. Przy podobnej historii można po prostu się dobrze zrelaksować, a przy tym - dzięki ww. wejściu w dorosłość, w jakimś stopniu wciągnąć. Niezobowiązująca, lekka, momentami zaskakująca (choć bez przesady) opowieść - na tym opiera się Itazura na Kiss/Playful Kiss.
 
    
Bohaterowie/Aktorzy

No i przechodzimy do najtrudniejszej części tych moich wypocin. Nadchodzi analiza porównawcza,  w której - od razu mówię - praktycznie w 100% wygrywa k-drama, co w sumie jest dość śmieszne, skoro Playful Kiss jest starszą produkcją od Itazura na Kiss ~ Love in Tokyo. Ehh... Japończycy jednak to Japończycy.


Japońska wersja:

Główna bohaterka, Kotoko, jest - nie bójmy się użyć tego słowa - głupia. Jeżeli ma dziewięćdziesiąt dziewięć dobrych wyjść z sytuacji, a jedną złą, zawsze wybierze tę ostatnią. Szczerze wnerwia swoją naiwnością i tym, że nie potrafi zachowywać się godnie (och! no może raz jej się udało). Jej jedyną myślą jest zawsze latanie wkoło Irie Naokiego. No dziw bierze, że ten się w niej zakochał! Toż to dziwne dziecię jest i do połowy dramy naprawdę ciężko jej kibicować. 

Główny bohater, Irie, to już w ogóle dziwny typ. W sensie ja też może nie znam typowego obrazu przystojnego Japończyka, ale dziwi mnie wybór Yukiego Furukawy, bo mnie się on kompletnie nie podoba, dlatego nie mogłam zrozumieć, czemu wszyscy tak się nim zachwycali. Poza tym jego osobowość (tudzież gra aktorska) została wyprana z emocji. Wniosek: nie kibicuje się nawet jemu. I dalej nie wiem, czemu się zakochał w Kotoko.

Jako para tworzą dwie niepasujące do siebie kawałki jabłka i twórcy chcą nam wmówić, że tak właśnie wygląda prawdziwa miłość - na ogromnym różnicach. Toż oni nawet tematu do rozmów mieć nie powinni! I pewnie by nie mieli, gdyby nie scenariusz.

Także jestem na nie.

Koreańska wersja:
(Tu jest już znacznie lepiej, bo gdyby nie było, w życiu bym tego dalej nie ciągnęła).

Ktoś w końcu ruszył głową i uznał, że Kotoko nie da się lubić, dlatego jej koreańska odpowiedniczka Oh Ha Ni może i nie świeci intelektem, ale nie została przy tym pozbawiona resztek rozsądku. Jasne, nie jest czempionem z nauki, ale potrafi rozsądnie pomyśleć, co nierzadko przydaje się w odpowiedziach do jej partnera. Poza tym aktorka jest całkiem ładna i sympatyczna i ładnie potrafi zagrać mimiką twarzy, dzięki czemu wiele sytuacji nie żenuje, a po prostu śmieszy. Czuć zresztą w jej oczach ten podziw i miłość do jej przyszłego chłopaka.

No i jeżeli o chłopaku mowa - no jest lepiej! O niebo lepiej! Wybór Kim Hhun-Joonga to strzał w dziesiątkę! Nie dość że ten pan potrafi grać, nie dość że potrafił sprawić, że widz rozumie, czemu tłumy dziewcząt za nim latają, nie dość że wykrzesał resztki wrażliwości z oryginału, to do tego jest naprawdę bardzo ładnym chłopakiem. No aparycji nikt mu nie odmówi. Chociażby dla niego ogląda się tę dramę i jest ku temu powód - ponieważ główny bohater naprawdę staje się jedyną myślącą osobą w tym zestawieniu. 

Jako para tworzyli taki misz-masz. Ale pozytywny. Gdzieś - na przestrzeni wydarzeń - czuć stopniowe zainteresowanie głównego bohatera w stosunku do bohaterki (a nie jak w j-dramie, chlast! i już się kochają), dzięki czemu podobna historia bardziej angażuje. Czuć tę zazdrość, przyciąganie i stopniowe łamanie kolejnych barier. No jest spoko!

Poza tym w k-dramie rodzinka głównego bohatera (właściwie to o matce mowa) jest super! Taka ciepła, przyjacielska i żyjąca, a nie tam jakieś manekiny. Ta przyjaźń pomiędzy mamą a Oh Ha Ni naprawę rozczula. Także znowu na plus!


Podobieństwa

Zauważyłam, że im mniej scenariusz Playful Kiss nawiązywał do Itazura na Kiss, tym lepiej. Czy jest coś, co mnie cieszy, że pozostało bez zmian? Właściwie to wiele takich wątków (jak chociażby nauka w domu, zakład o dostanie się na listę najlepszych, nagły ślub). W k-dramie najczęściej pozwolono sobie na lekkie udoskonalenia, co się świetnie sprawdziło. Wyjazdy wakacyjne przedłużono, dodana tam nieco więcej postaci, spleciono dwa wątki w jedno - tyle wystarczyło, by mnie zadowolić.

Różnice

W sumie to jest ich całkiem sporo, ale opowiem o tych, które decydują nad przewagą k-dramy nad j-dramą. Otóż główna bohaterka miała swojego adoratora (w koreańskiej wersji nazywał się Bong Joo-Gu, w japońskiej Kinosuke). W obu wersjach znalazł inną miłość - bo w końcu happy end musi być - ale w k-dramie pozwolono mu chociaż trochę walczyć. Bohaterowie wychodzili na randki, poznawali się, dzięki czemu Bong Joo mógł przemówić. I można było go mocno polubić. Moment, w którym dowiedział się o ostatecznym wyborze swojej ukochanej, po prostu łamie serce, dlatego tym bardziej cieszy, że wykorzystano potencjał tej postaci.


Kończąc

Itazura na Kiss/Playful Kiss to taka ciepła opowieść, która nie wszystkim musi się spodobać. To nie jest coś, co koniecznie trzeba znać, choć na pewno każdy gdzieś tam się o ten tytuł natknie, podczas buszowania po tytułach, ponieważ już ma jakąś swoją renomę. Jeżeli tak się stanie - polecam sięgnięcie po koreańską wersję. Nie zawiedziecie się!

PS. I jak Wam się podobają takie porównania? Warto dalej je pisać?
PS2. A Wy którą wersję bardziej lubicie?

6 komentarzy:

  1. U mnie aktorsko zdecydowanie wygrywa Japonia. Dla mnie raczej"ech... Korea to Korea". Miki jako Kotoko auhfgjdkjgdr miłość, nie mówiąc o tym jak cudnie zagrało obydwóch Yukich <3. Pomijając samą dramę - zagrali tak inne postacie od ról, w których ich do tej pory widziałam, że tym bardziej jestem pod sporym wrażeniem - zwłaszcza Miki!!! I znowu mogę napisać odwrotnie - polecam japońską wersję (czy to dramy, czy to najnowsze filmy z inną obsadą), bo na koreańskiej można się przejechać. No i jak lubię niektórych przystojnych Koreańczyków i to nawet bardzo - tak tutaj zdecydowanie nie mój typ, japoński Irie ma dla mnie dużo więcej uroku :D Na szczęście nauczona kilkunastoma k-dramami nie zamierzam już ich oglądać i na nie narzekać, tylko ostro wciągam wszystko co japońskie :D... chociaż czasem po jakiś Tajwan sięgnę.

    Warto byłoby do tego porównania dorzucić np. wersję japońską późniejszą, bo w poprzednim roku wyszła seria filmów z nową obsadą, plusem byłoby też porównanie do mangi i zgodności z oryginałem historii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co byś poleciła z j-dram czy filmów? :D
      Potrzebuję silniczka motywacji do nauki języka - każda pomoc się przyda :D

      Usuń
    2. Ze starszych te:
      http://gekiumahenshin.blogspot.com/2016/08/japonskie-seriale-ktore-warto-znac.html
      http://gekiumahenshin.blogspot.com/2017/08/japonskie-seriale-ktore-warto-znac-3.html

      Poza tym np. Ouroboros z sensacyjnych

      Z ostatniego roku-dwóch: Juuhan Shuttai o pracy w wydawnictwie mangowym, Jimi ni Sugoi o pracy edytora-korektora, Suna no Tou o porywaczu dzieci i zamkniętym środowisku bogatych matek, Okusama wa, Toriatsukai chuui o zabawnej kurze domowej, ktora kiedyś była szpiegiem dla pewnej ważnej inatytucji, Rikuo o robieniu butów sportowych, Kahogo no Kahoko - głupiutka bohaterka, ale bierze sprawy w swoje ręce kiedy trzeba i się rozwija bardzo w trakcie serii, z tego roku Kiss that kills i Kuragehime na razie skończyłam.

      To jeśli chodzi o dramy, filmy to My rainy days/Tenshi no koi, Chihayafuru, Hold up down, Fujoshi kanojo, Chonmage Purin, Hidamari no Kanojo, Kimi to 100 Kaime no Koi, Kimi to Boku, MW, Oboreru Knife, Ningen Shikkaku.

      A do nauki języka podobno najlepszy taki reality show, w ktorym 6 ludzi mieszka ze sobą w jednym domu (nie jak w Big Brotherze - mogą sobie normalnie wychodzić) - nazywa się to Terrace House i można zacząć oglądać od czegoś dostępnego na Netflixie np. Aloha State, gdzie są nie tylko Japończycy, którzy muszą mówić po japońsku :)

      Usuń
    3. Dzięki wielkie! Wezmę sobie do serca i coś tam popatrzę ;)

      Usuń
    4. O, ja też wolę japońską wersję i uważam, że główni aktorzy świetnie odegrali swoje role! Było naprawdę zabawnie. Natomiast wersję koreańską uważam za do bólu głupią (czasami nie ogarniam koreańskiego humoru...), a tajską to tak średnio lubię. Nie była najgorsza, ale jednak mnie nie porwała.

      Usuń
  2. Manga zupełnie mi nie przypadła do gustu, więc dramy mnie nie kuszą ;). Ale sam aspekt różnic w ujęciach też mnie kiedyś bardzo ciekawił :).

    OdpowiedzUsuń