Będą mówić, że go zdradziłem, że sprowadziłem jego wartość do trzydziestu srebrników. Że zwróciłem się przeciwko swojemu mistrzowi. Nie znają mnie.
Jako że dziś Wielkanoc, w formie recenzji przygotowałam dla Was coś związanego z tym najważniejszym świętem każdego chrześcijanina! Oto bardzo dobrze znana historia, opowiedziana tym razem na nowo i nieco bardziej "współcześnie". Specjalnie dla Was recenzja JUDASZA!
Historia nadaje mu różne imiona. Złodziej. Kłamca. Zhańbiony i okryty złą sławą samobójcy człowiek, którego imię jest synonimem zdrajcy. A także jedyny uczeń, którego Jezus nazwał przyjacielem... Oto opowieść życia Judasza z Kariotu. Od początku do końca. Opowieść, którą usłyszymy z ust samego zainteresowanego. Wydarzenia, który ujrzymy jego oczyma. To także relacja z miejsca wydarzeń, która sprawi, że zadasz sobie pytanie: Czy zrobiłbym to samo co Judasz?".
Przekształcanie i opowiadanie znanej nam historii - czy to biblijnej, czy to całkowicie baśniowej - nie jest czymś nowym. Wariacje odtwarzania danej opowieści otwierają niesamowite pole do popisu, a przy tym już na starcie mogą podciąć skrzydła. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od umiejętności pisarskich danego autora, bowiem ostatecznie... fabuła jest nam dobrze znana.
Przekształcanie i opowiadanie znanej nam historii - czy to biblijnej, czy to całkowicie baśniowej - nie jest czymś nowym. Wariacje odtwarzania danej opowieści otwierają niesamowite pole do popisu, a przy tym już na starcie mogą podciąć skrzydła. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od umiejętności pisarskich danego autora, bowiem ostatecznie... fabuła jest nam dobrze znana.
Zacznijmy może od plusów, bowiem sam pomysł zbeletryzowania historii biblijnych nie był - w moim odczuciu - czymś złym. Wręcz przeciwnie! Nie jest tajemnicą, iż większość z nas nie czyta samodzielnie Pisma Świętego. Zapewne poszczególne najważniejsze przypowieści znamy albo z kościoła, albo z lekcji religii jeszcze ze szkoły. Nie okłamujmy się - Nowy Testament, podobnie jak Stary Testament nie należy do łatwych dzieł. Dlatego podanie wydarzeń Mesjasza w przystępniejszy sposób powinien trafić do szerszego grona.
Jednakże w moim odczuciu największym problem okazało się słownictwo autorki - na całe szczęście tylko poszczególne, pojedyncze określenia były niepoprawne, aczkolwiek i one wystarczyły, bym poczuła "zgrzyty". Po prostu grymasiłam, gdy czytałam niektóre papierowe słowa określające poczynania Jezusa, takie jak na przykład: Jezus zachichotał (No tak mi to nie brzmiało, że sobie nie wyobrażacie! Nie mogło być: uśmiechnął się?) albo jeszcze gorsze: "Matka była na mnie wściekła" (brrrr... a w życiu).
"Czy to możliwe, że patrzyłem na tego samego człowieka, który przyszedł nad Jordan, głodny i spalony słońcem? Jakaż zmiana! Miał czyste włosy, które połyskiwały od olejku, ana jego wcześniej kościstych ramionach pojawiło się nieco ciała - nie wiedziałem, że są tak szerokie. Najbardziej jednak zmieniła się twarz. Nie należała już do wygłodzonego i odwodnionego człowieka; była pełna i skupiona, zupełnie inna niż tamtego dnia, kiedy mizerny Nazarejczyk miał tak podkrążone oczy, jakby właśnie wyszedł z Szeolu.
Najbardziej jednak uderzyło mnie to, że wyglądał zupełnie zwyczajnie. Człowieka, którego spojrzenia nigdy nie zapomniałem - czy możliwe, że to on?"*
Jednakże w moim odczuciu największym problem okazało się słownictwo autorki - na całe szczęście tylko poszczególne, pojedyncze określenia były niepoprawne, aczkolwiek i one wystarczyły, bym poczuła "zgrzyty". Po prostu grymasiłam, gdy czytałam niektóre papierowe słowa określające poczynania Jezusa, takie jak na przykład: Jezus zachichotał (No tak mi to nie brzmiało, że sobie nie wyobrażacie! Nie mogło być: uśmiechnął się?) albo jeszcze gorsze: "Matka była na mnie wściekła" (brrrr... a w życiu).
"- Powiedz mi, jak mogę służyć twojej sprawie - odezwałem się do Jezusa. - Mam przyjaciół, z którymi chciałbym cię poznać. Z przyjaciółmi w Świątyni i przedstawicielami szkół, i innymi, którzy nauczają pod portykami.
Posłał mi lekki uśmiech.
- Tęsknię do Świątyni. To tam po raz pierwszy usłyszałem głos mojego Ojca. Trudno mi było ją opuścić. - Uśmiechnął się delikatnie, [...]. - Matka była na mnie wściekła. Szukała mnie przez trzy dni... a ja nie chciałem wracać.
W jego głosie pobrzmiewał smutek.
I wtedy zrozumiałem, że pragnę go poznać, bardziej niż kogokolwiek innego. Niż moich przyjaciół. Niż mojego ojca.
Niż mojego brata, Jozuego."**
Judasz miał być genialną książką, do której planowałam powracać. Niestety tak się nie stanie. Opowieść Judasza - choć ciekawa w swoim zamyśle - została przedstawiona w sposób... no cóż, nie dla mnie. Jednakże jeżeli ktoś nie jest tak wyczulony na słówka... bardzo możliwe, że w książce Tosca Lee znajdzie to, o czym każdy czytelnik marzy: o genialnej powieści z przekazem.
MOI DRODZY! ŻYCZĘ WAM SPOKOJNYCH ŚWIĄT W RODZINNYM GRONIE ALBO W TAKIM, W KTÓRYM CZUJECIE SIĘ KOCHANI... I KTÓRY SAMI KOCHACIE! WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
* Judasz, Tosca Lee, Wyd. Święty Wojciech, s.101-102
Nie przepadam za książkami tego typu. Wydaje mi się, że sięganie po ten temat wymaga wiele wyczucia ze strony autora i wcale nie dziwię się, język powieści nie przypadł Ci do gustu. Sama na pewno miałabym ten sam problem z tą lekturą.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o niej i chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci słonecznych, radosnych Świąt Wielkanocnych spędzonych z najbliższymi.
Dla mnie książki mówiące o religii nie są zachęcające.
OdpowiedzUsuńJa nawet nie próbuje czytać książek w tym temacie. Praktycznie się nie zdarza, żeby taka książka mnie zadowoliła, więc dałam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńZamysł bardzo interesujący, przynajmniej dla mnie. Ciekawi mnie religia, praktycznie każda, więc chętnie sięgam po takie książki. Do tej mam mieszane uczucia, bo rzeczywiście — stylistyka nie do końca mi odpowiada. Chichoczący Jezus, to ciekawe. :D Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńwww.majuskula.blogspot.com
Pewnie nie sięgnę, ale sam pomysł opracowania tematu wzbudza moją uwagę. Wesołego Alleluja Kochana! :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o książce, ale mimo wszystko i tak po nią raczej nie siegnę. Nie moje gusta czytelnicze. :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę przeczytać tę książkę. Książki o tematyce religijnej mi nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Książkę mam już na swojej półce. Szkoda, że użyto tak dziwnego języka... Zobaczymy czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie rozumiem - co jest złego w chichoczącym Jezusie i wściekłej Maryi? Właśnie taki był zamiar autorki - pokazać ich człowieczeństwo. Polecam lekturę "Jezusa" Jamesa Martina tego samego wydawnictwa, gdyż autor tłumaczy tam, jak zgubne jest odbieranie Jezusowi jakiejkolwiek z Jego natur, czy to boskiej, czy ludzkiej.
OdpowiedzUsuń