wtorek, 25 września 2018

Okrutny książę - Holly Black

Fantastyka znalazła rzeszę swoich fanów. Wśród nich jestem i ja. Wprost uwielbiam wampiry, wilkołaki oraz inne istoty paranormalne, a przede wszystkim uwielbiam przeżywać z nimi  niebezpieczne przygody. Jednak ciężko jest czytelnika czymś w tej materii zaskoczyć, zwłaszcza kiedy zobaczy się, ile książek z tego gatunku wychodzi co miesiąc. Holly Black postanowiła podjąć niewidzialną rękawicę, rzuconą jej najpewniej przez jakiegoś innego autora fantastyki i stworzyć niesamowity świat elfów przesycony magią. Czy jednak można w tym przypadku mówić o sukcesie?


Jude wraz ze swoimi dwiema siostrami, Taryn i Vivi, wiodła dość uporządkowane i spokojne życie. Ale wszystko ma swój kres... Pewien dzień odmienił jej codzienność o sto osiemdziesiąt stopni i zakrył ciemnymi chmurami. Po krwawej zbrodni wszystkie trzy dziewczynki zostały wywiezione do Krainy Elfów, zwanej Elysium. Tam niby ma im być o wiele lepiej. Vivi od razu się aklimatyzuje, jednak nie ma w tym nic dziwnego, bowiem sama jest elfką. Taryn i Jude to ludzkie bliźniaczki i nie potrafią się odnaleźć w świecie pełnym magii i przedziwnych istot. Najgorszy okazuje się Cardan, który gra oziębłego, zupełnie nie posiadając uczuć. By zdobyć pewną pozycję we Dworze, Jude decyduje się rzucić mężczyźnie wyzwanie. A później pozostaje jej już tylko walka...

Sama nie wiem od czego tu zacząć. Może od plusów? Niewątpliwą zaletą książki, która tak naprawdę „odwala” dziewięćdziesiąt procent zainteresowania potencjalnego czytelnika jest jej okładka. Jest po prostu przepiękna, ja sama nie mogłam oderwać od niej oczu. Niby nic szczególnego nie przedstawia, tylko koronę i ciernie, lecz po przeczytaniu całej powieści rozjaśnia się, co grafik chciał nią przekazać (a udało mu się ukazać w ten subtelny sposób meritum Okrutnego księcia). Kolejnym plusem są zdobienia zastosowane na początku każdego rozdziału, wprowadzające charakterystyczny klimat i jeszcze bardziej przenoszący czytelnika do świata elfów i magii. 

I na tym plusy się kończą. Przykro mi to pisać, zwłaszcza że naczytałam się już wielu pozytywnych opinii o tym tytule, ale mnie on kompletnie nie porwał. Książka liczy sobie nieco ponad czterysta stron i wcale mnie to nie zraziło, wręcz przeciwnie, według mnie takie grubaski są najlepsze. Jednak w tym przypadku ilość stron przeważyła na mojej negatywnej opinii. Szczerze? Ja bym skróciła Okrutnego księcia o połowę, a pewnie i wtedy byłby to dla mnie nudny zbitek poszczególnych słów. 

Zacznę od strony praktycznej. Korektorzy raczej w tym przypadku się nie popisali, bo w swoim egzemplarzu natrafiłam na sporo błędów. Może nie były one dość poważne, a raczej polegały na braku literki bądź też przestawieniu liter w słowie, ale mnie takie rzeczy drażnią i jeśli tylko występują, to obniżają przyjemność z czytania. Ponadto zastosowana wielkość czcionki strasznie męczy oczy. Ja po chwili czytania dostawałam swoistego oczopląsu. Dodatkowo format książki jest dość duży, więc tym bardziej słabo wygląda drobny tekst. 


Przechodząc już do samej treści tej książki – nie powala! Owszem, Holly Black miała świetny pomysł na osadzenie fabuły w elfim świecie, gdzie żyją nie tylko elfy, ale także wiele przedziwnych istot. Nie powiem - żeby coś takiego wymyślić trzeba mieć naprawdę sporą wyobraźnię. Gdyby ktoś mnie zapytał o czym ta książka była, nie potrafiłabym nic powiedzieć, oprócz porównania do Władcy Pierścienia. I tu i tu biegną przez pół książki/filmu w jedną stronę, żeby w drugiej połowie wracać. Przez większość stron w Okrutnym księciu nie dzieje się nic, zupełnie nic, spektakularnego. Często przy lekturze orientowałam się, że oczy same mi się zamykają. 

Bohaterowie okropnie mnie irytowali. Jude, główna bohaterka, grała taką pewną siebie, chciała być odważna, władać mieczem, a miejscami sprawiała wrażenie, jakby nie do końca kontrolowała to, co robi, tak jakby umysł i ciało stanowiły dwa oddzielne organizmy. Poza tym autorce nie udało się stworzyć ani jednej postaci, która zaskarbiłaby moje serce. Byli mi oni zupełnie obojętni, nie przeżywałam nawet scen walk, nie odczuwałam niepewności, co się z nimi ostatecznie stanie. Jestem po prostu na nie.

Przyznam, że czuję się ogromnie rozczarowana. Bowiem, od kiedy tylko zobaczyłam tę okładkę, pragnęłam zapoznać się z treścią. Gdy natknęłam się na kilka zachęcających recenzji, moja chęć lektury tej powieści jeszcze bardziej wzrosła. A kiedy wreszcie ją rozpoczęłam, mój entuzjazm opadał wprost proporcjonalnie do ilości przeczytanych stron. W moim odczuciu za dużo pojawiło się tutaj samych opisów, a za mało dialogów, mam awersję do takich tworów. Zwyczajnie źle mi się coś takiego czyta.

Podsumowując, Okrutny książę mógł być fantastyczną powieścią o magii, elfach, walce o swoje własne ja. Jednak samo wykonanie mocno kuluje. Fabuła nie wciąga, zwłaszcza że przez pierwszych około dwieście albo i więcej stron, zupełnie nic się nie dzieje. Bohaterowie są tak irytujący, że ma się ochotę nimi mocno potrząsnąć. Nie rozumiem zachwytów nad tym tytułem, bo osobiście nie widzę w nim nic oryginalnego i przyciągającego.

Pozdrawiam
 Zaczytana_Panna
Autorka bloga W zaczytanym świecie
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Okrutny książę
Tytuł oryginalny: The Cruel Prince
Autor: Holly Black
Wydawnictwo: Jaguar
Przekład: Stanisław Kroszczyński
Seria: Okrutny książę #1
Data wydania: 19.09.2018
Liczba stron: 400
Format: 135x200 mm
http://wydawnictwo-jaguar.pl/Oprawa: Miękka, ze skrzydełkami
Cena: 39,90 zł
Kategoria: Fantastyka

2 komentarze:

  1. Kurczę, docierają do mnie sprzeczne opinie na temat tej książki. Chyba najlepiej będzie się przekonać na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle zachwytów krąży na temat tej książki, a jednak Twoja recenzja nie jest pierwszą, która nie jest taka totalnie pozytywna! Ciekawa jestem, jak mi by się ta książka spodobała... na razie nie będę po nią sięgać, bo zwyczajnie nie mam czasu, ale może kiedyś przeczytam ot tak, żeby wyrobić sobie własną opinię :D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń