Ostatnio natrafiłam na opinię którejś z Was na temat Targów Książki, gdzie spotkałam się z niepochlebnym komentarzem o niekulturalnym zachowaniu blogerów, którzy uznali, że skoro mają bloga - to należy im się więcej. Sama sytuacja jest absurdalna i aż szkoda słów na podobny brak ogłady... ale przyniosła mi moment zadumy. Po raz pierwszy - tak całkowicie na poważnie - zastanowiłam się, gdzie leży granica taka "najszersza" pomiędzy blogerem książkowym a "zwykłym" czytelnikiem?
Zastanowiłam się, czy warto w ogóle słuchać blogerów. Ostatecznie każdy z nas ma swój własny gust, do tego blogerzy są na ogół młodzi. Czy w takim razie warto wchodzić na blogi recenzenckie i czy warto brać na poważnie te wszystkie recenzje?
Zastanowiłam się, czy warto w ogóle słuchać blogerów. Ostatecznie każdy z nas ma swój własny gust, do tego blogerzy są na ogół młodzi. Czy w takim razie warto wchodzić na blogi recenzenckie i czy warto brać na poważnie te wszystkie recenzje?
Oglądając odcinki o Roku w Poziomce Katarzyny Michalak w serii Złe Książki Pawła Opydo (bo nie zamierzam Was okłamywać, że książkę przeczytałam), natrafiłam na krypto komentarz tejże autorki na temat recenzentów. Jakoby jesteśmy niespełnionymi pisarzami bądź dziennikarzami i stąd negatywne recenzje wielu powieści tejże (ale nie tylko) pani. W sumie - spoko odpowiedź. Można w ten sposób wytłumaczyć sobie wszystko, ale... podrapałam się po głowie. Czy jest coś złego, że bloger wyrazi prawdziwą opinię na temat danego tytułu? I potem znowu się zadumałam - czy nas tak niektórzy nie lubią, ponieważ mamy medium przekazu i ktoś może naszą opinię wygooglować? A dokładnie - pisarze?!
Po czym zaczęłam się zastanawiać, co decyduje, że mnie - jako blogerce - niektóre książki się nie podobają, a inni nie widzą tych wad, które ja dostrzegam jednym rzutem oka? Czy to we mnie coś siedzi, że czytając kilka pierwszych zdań wiem, że dany tytuł został wydziergany schematami, czy może to coś zupełnie innego?
Ale tak krążę i krążę do meritum, a Wy już zapewne doskonale wiecie do czego zmierzam. Pytanie główne: Jaka jest podstawowa różnica blogera książkowego a czytelnika? Podpowiem - taka sama jak recenzenta teatralnego a zwykłego widza. I pozwólcie, że napiszę to drukowanymi literami, ażeby ktoś przypadkiem nie przeoczył:
BLOGER CZYTA WIĘCEJ!!!
(z reguły)
Brzmi banalnie, prawda? I nie twierdzę, że to zasada. Wręcz przeciwnie - ktoś może czytać naprawdę wiele, a przy tym nie prowadzić żadnego bloga i będzie równie dobrą kopalnią wiedzy na temat literatury. Ale wiedzcie tylko, że potencjalny recenzent książkowy już przy pierwszych stronach egzemplarza recenzenckiego nastawiony jest na to, że niebawem przyjdzie mu o nim napisać. Dlatego zwraca (ja zwracam) uwagi na szczegóły często nie do wychwycenia przez kogoś, kto czyta tę powieść dla zwykłej przyjemności... raz na rok. Analizuje, ocenia i... przyrównuje do wcześniej przeczytanych historii. Ponieważ ma już za sobą setki innych tytułów z różnych gatunków literackich - czyli posiada zaplecze.
Źródło |
Ale przede wszystkim czyta więcej. Weźmy mój przykład: ostatnimi czasy czytam pięć książek miesięcznie. Ale wcześniej czytałam ich dziesięć/piętnaście. Czytałam jedną powieść, pisałam recenzję, brałam się za kolejną. Goniły mnie terminy, które sama na siebie nałożyłam. Wiem, że już nigdy nie będę zamawiała tyle tytułów. Na moje szczęście wtedy byłam bardziej skora do poświęcania czasu i dzięki temu w wieku 20 lat mogłam powiedzieć, że wyszlifowałam swój gust czytelniczy. Jakie były tego skutki? Coś, co kiedyś mi się podobało, po trzech latach stało się przeciętne. Coś, co kiedyś pewnie bym nie doceniła, teraz mogłam wychwalać pod niebiosa. Ponieważ wiedziałam, że ta historia/ten zabieg/to tempo akcji to rzecz wyjątkowa w literaturze, a sam pisarz postawił poprzeczkę nie do przeskoczenia dla innego kolegi po fachu.
Stąd też wynikają sytuację, że bloger książkowy częściej kręci nosem i stąd też częste niepochlebne recenzje na różnych serwisach. Mamy dostęp do wielu tytułów i czytamy je jeden po drugim. Poza tym jesteśmy tylko ludźmi, którzy cenią sobie literaturę i chcieliby w jakiś sposób dzielić się swoją pasją, ponieważ rozmowy o książkach kształcą. Więc kiedy pisze, że książka mi się podobała, to dlatego, by zachęcić do poświęcenia jej czasu. A jeżeli deklaruję, że dana powieść jest - kolokwialnie - do niczego, to tylko ze względu na fakt, że naprawdę szkoda marnować i czasu i pieniędzy.
Jednakże nie powiem Wam, żebyście zawsze wierzyli blogerowi na słowo. Ale warto mieć jednego czy dwóch sprawdzonych, którzy często mają podobne zdanie na temat danej powieści, co Wy. Chociażby po to, by wiedzieć, jakie są nowości, kiedy wychodzi coś ciekawego albo co omijać szerokim łukiem. Wtedy będzie Wam łatwiej dobierać sobie tytuły. Jednakże - są blogerzy i Blogerzy, ale o tym, w jaki sposób ich odróżnić, już przy kolejnym poście.
PS. Mam wrażenie, że mocno nieskładne wyszły te przemyślenia. Dajcie znać, czy coś zrozumieliście i czy uważacie, że warto słuchać zdania blogera?
Warto słuchać pod warunkiem, że pisze szczerze! Sama staram się to robić, jednak wybieram książki, które prawdopodobnie mnie zainteresują i trafią w mój gust, więc z reguły te opinie są pozytywne. Nie zamierzam przecież czytać książek, które wiem, że mi się nie spodobają tylko po to, aby napisać niepochlebną opinię :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że blogera warto słuchać dokładnie tak, jak każdego innego człowieka - raczej dla poznania punktu widzenia, niż żeby na tej podstawie wyrabiać sobie własną opinię. Zbyt wiele razy przejechałam się na internetowych polecankach, żeby o tym nie wiedzieć. ;) Sama też zakładałam bloga z chęcią dzielenia się opiniami, wymieniania nimi, a nie żeby zostawać kimś ważnych, na czyjej opinii ludzie będą opierali swoje książkowe wybory. I zawsze, gdy ktoś mówi mi, że kupił książkę, bo przeczytał moją opinię, wpadam w panikę. Przecież jesteśmy różni, a jak się mu/jej nie spodoba i będzie na mnie?! ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z argumentem z wypatrywaniem szczegółów i tym, że blogerzy czytają nieco inaczej, bardziej nastawieni na ocenę. To duża różnica i zaleta wielu blogów. :)
Bardzo trafnie obie to ujęłyście :)
UsuńMi ktoś napisał, że kupił 'Shantaram', bo zachwalałam, a teraz mu się nie podoba i że przeze mnie kasę stracił.
UsuńBlogerów oczywiście należy słuchać, natomiast ich recenzje nie powinny stanowić " wyroczni" dla tego, co powinno się czytać, a czego nie. Sami blogerzy bowiem często zaznaczają, że recenzje książek o których piszą są zapisem ich subiektywnych odczuć. Tym samym, ta książka, którą dany bloger uzna za świetną, dla kogoś może być słaba i odwrotnie.:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy tekst, ale...blogerami książkowymi są osoby starsze, a nie tylko młode. Ja jestem po trzydzieste, znam blogerki co są w moim wieku lub starsze. Choć nie jestem nastolatką, czytam powieści dla młodzieży wraz z moją dorastającą córką. Fakt, że gusta literackie ulegają zmianom, ja ostatnimi czasy np. coraz rzadziej sięgam po fantastykę czy fantasty. Czy bloger czyta więcej - to zależy od niego. Ja czytam tyle na ile wystarcza mi czasu - zimą więcej, latem mnie. Ostatnio też nie szalałam z recenzenckimi bo nie lubię presji goniących terminów. Oczywiście, że blogerzy zauważają więcej gdyż po pewnym czasie automatycznie wyczuwa się niedoskonałości, a że powieści są schematyczne - łatwiej je zauważyć.Mamy też bardziej wyrobiony swój gust i wiemy jaki styl pisarza do nas trafia. Nikt nie lubi krytyki nawet Michalak...osobiści przeczytałam tylko dwie jej książki - ta druga zniechęciła mnie do sięgnięcia po kolejne. Nie lubię czytać powieści polskich autorów, bo oni nie potrafią ścierpieć krytyki. Aby przetrwać w blogowo recenzenckim świecie trzeba być odpornym na złe słowa, artykuły bo inaczej się nie przetrwa. Trzeba się też liczyć z gustem innych. Coś co podoba się mi nie musi przypaść do gustu Tobie.Choć są blogerzy, którzy piszą lizusowskie opinie, aby dostawać więcej egzemplarzy. Trzeba takich mieć na oku, gdyż oni psują dobre imię tych uczciwych. Takie życie, ale każdy ma prawo do własnego zdania. Jeszcze żyjemy w demokratycznym kraju.Kto chce niech czyta, a kto nie - jego sprawa.
OdpowiedzUsuńA czy słuchać recenzentów...zgadzam się z tobą...trzeba wyczuć, który ma podobny gust do naszego i wówczas jest łatwiej podjąć decyzję. Ja mam grono takich blogerów i gdy im powieść przypada do gustu, to wiem, że śmiało mogę po nią sięgać.
UsuńZgadzam się. Jesteśmy jeszcze my, trochę starsze dziewczyny, blogujące już wiele lat. Czytałyśmy mnóstwo książek i łatwo nam stwierdzić czy są schematyczne czy też w jakiś sposób innowacyjne :)
UsuńJa jestem prawie przed czterdziestką.
UsuńKażdy z nas ma inny gust czytelniczy, każdy szuka czegoś innego, patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń i dlatego każdy z nas przede wszystkim powinien polegać na swoim serduchu!
OdpowiedzUsuńA ja bym zaczęła od krótkiej refleksji dlaczego pisarz zamiast bronić swojego tytułu naskakuje na blogerów nazywając ich "niespełnionymi" (wstaw dowolne). Nawet jeśli większość z nas pisze, pisała lub chciałaby pisać (oby nie tylko!) do szuflady, to budowanie warsztatu zaczyna się od czytania właśnie, dlatego nawet ci "niespełnieni" mają prawo poszukiwać autorytetów, a co za tym idzie - sięgać po nieskończenie wiele ilości tytułów, które ci "spełnieni" wydają przecież nie dla siebie, a właśnie dla ludzi. Abstrahując już od tego, że niejednokrotnie swoje książki przed wysłaniem do wydawnictwa lub przed akceptacją wydania wysyłają do blogerów właśnie, by ktoś "powiedział, że jest dobrze". Dla siebie pisze się do szuflady, okładkę dostaje "coś", czym człowiek chce się dzielić. Bez względu na to, czy jako (lichy) bloger książkowy czytam więcej czy mniej od większości swoich koleżanek to zarówno komuś kto sięga po pięć, jak i temu, który sięga po dwadzieścia tytułów miesięcznie wolno mieć swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńA czy warto mnie słuchać to powinien zdecydować czytelnik bloga, który po kilku przeczytanych recenzjach książek po które sam sięgnie może stwierdzić, czy mamy podobny gust czy nie. Przecież nie musimy.
Nastawiłam się na kubeł wody na recenzenta, a tymczasem jesteś za. Zgadzam się z Tobą, że recenzent nastawia się na opisanie książki, więc zwraca uwagę na wiele szczegółów. Ale nie zawsze, bo są czytelnicy analizujący treść, a są tacy, którzy patrzą na 'wybitność książki'. Różnie to bywa. Ale chyba szukamy podobnych sobie, czyli blogerów o podobnym guście.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o nas recnezentów, to wykonujemy żmudną pracę selekcji wieloetapowej.
Zgadzam się. Jeśli chodzi o pisarkę wyżej wymienioną, to cóż, nie pierwszy raz widzę jak tłumaczy negatywne opinie swoich książek. Czasem mam wrażenie, że autorka myśli, że jej książki są najlepsze na świecie i jak to możliwe, że komuś nie pasują. Jest jeszcze jedna taka Polska "pisarka", która jeśli ktoś napisze, że jej książka jest średnia, bądź że się nie podobała - usprawiedliwia zazdrością. Oczywiście bo bloger kłamie. Tak na prawdę książka była cudowna, ale trzeba zrobić na złość autorce bo się zazdrości. Automatycznie taki autor spada w moich oczach i nawet na książki patrzeć się nie chce.
OdpowiedzUsuńAle rozpędziłam się, bo nie o tym mowa. Czy bloger czyta więcej? Nie zawsze, tylko blogerzy zwykle podliczają, pokazują i opowiadają o tym. Czytelnik bez bloga robi to po cichu. Ale zgodzę się jeśli bloger czyta egzemplarze recenzenckie. Absolutnie nie mam nic przeciwko temu, a nawet świetnie, że można poczytać opinie przed premierą i się zastanowić nad kupnem danej powieści. Ale jak widzę czasem blogerów, którzy miesięcznie pokazują stos 30-40 książek, i prawe wszystkie są do recenzji to się zastanawiam czy to już nie jest "branie na ilość". I w takim przypadku no chcąc nie chcąc bloger musi czytać więcej, w końcu się do tego zobowiązał. Ale czy to już jest czytanie dla przyjemności, czy czytanie na czas? Super mieć współprace, ale z umiarem.
Wyszło mi pisanie o pisarzach i współpracy, ale trudno :D
Ja nie dałam się wciągnąć w gąszcz pozytywnych opinii, które jednak częściej są spotykane w blogowym świecie. Czytam dla przyjemności, a dopiero po fakcie próbuję ocenić, co w książce mi się podobało, a co spowodowało zgrzyty. Chciałabym, aby moje recenzje były szczere, ale też mogły trafić do zwykłego czytelnika, nie tylko innego blogera.
OdpowiedzUsuńCiekawy post, zgadzam się z tym, że im więcej książek ktoś przeczytał, tym więcej widzi schematów, jeśli ktoś spotyka się pierwszy raz z danym rozwiązaniem fabularnym, może mu się spodobać coś, co przez innych uznawane jest za słabe. ;)
OdpowiedzUsuńBlogerzy czytają uważniej, zwracają uwagę na wiele drobnych detali, których zwykły czytelnik nie dostrzega. Czytam recenzje innych blogerów, ale kieruję się własnym gustem. Nie przemawiają do mnie blogerzy, którzy zamieszczają kilkadziesiąt recenzji miesięcznie, ale robią to ogólnikowo. Niekiedy się zastanawiam czy faktycznie czytają, bo część recenzji to przeredagowany opis z tyłu okładki.
OdpowiedzUsuńOgólnie blogerzy zwracają uwagę na więcej, ale nie zawsze i nie wszyscy, niestety, dlatego tak ważne jest znalezienie tych paru, którzy podobnie podchodzą do literatury, co ty. Zbyt wielu jest takich, którzy czytają bardzo dużo, ale niczego się z tego nie uczą, nie dostrzegają też schematów. To się chyba rozbija o ogólną jakość bloga i pisanych postów - jeżeli recenzje pisane są zawsze w tym samym stylu, a jedynym wyznacznikiem jest gust recenzenta, to raczej nie ma sensu zawracać sobie nim głowy.
OdpowiedzUsuńŁadnie to ujęłaś. Bo jeśli ktoś czyta książki kompletnie nie w naszym guście, to po jakimś czasie odpuszczamy go sobie. Ogólnie zwracamy uwagę na gustopodobnych.
Usuń