wtorek, 28 lipca 2015

Wywiad z Alice Hill dla Wymarzonej Książki


Ma zaledwie 23 lata, a jej debiutancką powieść pokochało tak wiele Polek - w tym i ja! "Skazani" to zaledwie pierwszy tom zaplanowanej trylogii Przed Czasem, w której miłość splata się z nienawiścią, a wolna wola z przeznaczeniem. Zdecydowanie przeznaczeniem było jej zostać pisarką, dlatego też zdecydowała się na bardzo ciekawe dla młodych twórców kierunki na studia - filmoznawstwo oraz twórcze pisanie. Oprócz tego to dziewczyna wielu pasji - prowadzi bloga recenzenckiego REC-EN-ZENT, a nawet bloga kulinarnego: Życie zamknięte w smaku. 

O kim mowa? Oczywiście o Alice Hill. Mogliście o niej przeczytać już na blogu w związku z recenzją jej pierwszej powieści [KLIK]. Autorka zgodziła się na udzielenie wywiadu dla mnie oraz dla czytelników bloga Wymarzonej Książki. Odpowiedzi są jeszcze dłuższe od moich pytań i naprawdę są warte przeczytania! Gorąco polecam i zapraszam do przyjemnej lektury!




1.Wspominałaś, iż od dziecka zajmujesz się pisaniem. W takim razie jak sądzisz – czy pisarzem już człowiek się rodzi, czy może dopiero się nim staje za sprawą czystych chęci?

Myślę, że po trosze jedno i drugie. Albo inaczej: istnieją dwa rodzaje pisarzy. Ci, którym tworzenie historii i odkrywanie możliwości języka przychodzi naturalnie oraz tak zwani rzemieślnicy. Z tym, że rzemieślnikiem może zostać ten „naturalny pisarz”, ale „naturalnym pisarzem” nie zostanie rzemieślnik. Widzę logiczne dziury w tej teorii, ale mam nadzieję, że jestem komunikatywna. To trochę jak z tym, że każdy prostokąt jest kwadratem, ale nie każdy kwadrat jest prostokątem. 

Jestem zwolenniczką teorii przyrodzonych talentów. Nawet, gdybym uczyła się fizyki od rana do nocy, nigdy nie będę w niej tak dobra, jak wielkie umysły tego świata. Mój sposób myślenia po prostu tak nie funkcjonuje. Dlaczego więc nie mogłoby działać to w dwie strony? Dlaczego grzechem miałoby być sądzenie, że z talentem pisarskim też trzeba się urodzić?

Poza tym na pisanie składa się wiele czynników. To nie tylko opanowanie samego języka, wykształconych na przestrzeni lat literackich zasad i znajomość sposobów kreowania bohaterów. Kreatywne wymyślanie historii, dostrzeganie ich na co dzień i odkrywanie nieutartych ścieżek rozwoju literatury – tego po prostu nie da się nauczyć. Trzeba to mieć w sobie. Pisarz musi mieć w sobie pewną dozę nadwrażliwości, która nie przynależy przecież każdemu człowiekowi. Ktoś powie, że istnieje przecież gros nie emocjonalnej prozy. Jasne! Z tym, że zniwelowanie uczuć jest w nich zapewne przemyślaną strategią. Trzeba mieć uczucia, żeby móc je usunąć.

Nie wątpię jednak, że każde marzenie może się spełnić. Marzenia mają w sobie coś magicznego. Jeżeli ktoś bardzo pragnie pisać, ale sądzi, że brakuje mu talentu, to może po prostu nie odkrył jeszcze swojej literackiej drogi. Może zamiast prozy przeznaczona jest mu poezja albo dramat? A może, jeżeli tylko uwierzy wystarczająco mocno i zajrzy w głąb siebie, znajdzie tam to, czego pragnie?

Zresztą, czyż nie mamy na rynku wydawniczym mocy doskonałych rzemieślników literatury? Gatunki takie jak Umberto Eco; ludzie, którzy decydują się na pisanie jednej książki przez kilka lat; są przecież na wymarciu. Maestria słowa usuwa się w cień, na prowadzenie wysuwają fabryki w stylu Stephen King. Co wcale nie przeszkadza mi Mistrza Grozy kochać, bo go kocham (Alice Hill, Joe Hill – widzisz zależność? :D)

Źródło: http://zaczytane-zwariowane.blogspot.com

2. A skoro już o Twoich pierwszych opowiadaniach mowa… pamiętasz może ich fabułę? Może trzymasz je nadal pod łóżkiem bądź w szafie? Czy dzięki tym starym zapiskom udało Ci się lepiej przygotować do pisania Skazanych a może te wypełnione kartki dziecinnym pismem to tylko miłe sentymentalne wspomnienie, które nie ma związku z obecnym twórczym życiem?

Pamiętam fabuły pierwszych opowiadań, bowiem dotyczyły mojego życia. Były to obrazkowe relacje z rodzinnych wypadów. A później historie mojego psa na różnych planetach, albo spotykającego moich ulubionych literackich bohaterów. Niestety, wszystkie je straciłam. Nie znam losu „Kronik rodziny”, ale pisane na slajdach (!) historie Wiki przepadły wraz ze zmianą technologii z dyskietek na CD, a później pendrive’y. Na komputerze mam jednak kilka opowiadań z czasów gimnazjum i liceum. Jeżeli w czymś mi pomogły, to tylko w uświadomieniu sobie, że dokonałam jakościowego skoku w swoim pisaniu. A to czasami naprawdę ważne. Nie wiesz nawet, ile razy na dobę wątpię w swoje umiejętności i pomysły!

3. Kiedy pojawiły się pierwsze plany związane z trylogią Przed czasem? Czy miało to związek z jakimś smutnym bądź wesołym przeżyciem?

Pomysł na trylogię rodził się na przestrzeni kilkunastu miesięcy. Od luźnego konceptu, przez research, aż do przyklejonych do ścian, zabazgranych kartek. Tak naprawdę pewnie nigdy konkretnie by się nie rozwinął – wspominałam już o porzucaniu projektów, bo w trakcie pracy zaczynały mi się wydawać do niczego? – gdyby nie moja praca licencjacka. W części teoretycznej pisałam o Lilith w mitologii i kulturze popularnej, w części praktycznej pokazywałam jak wzbogacić gatunek paranormalnego romansu dla młodzieży. To było wtedy około czterdzieści stron tekstu. A później…

To tak chyba zawsze jest, że kiedy kończy się jakiś etap, umysł zalewa fala wątpliwości. Ja niemal się w nich utopiłam. Wiesz, te wszystkie pytania z serii „co zrobię ze swoim życiem?”, „co mnie czeka w przyszłości?”, „czy uda mi się spełnić marzenia?”. Miałam wrażenie, że wciąż pracuję, robię coś, ale nie otrzymuję niczego w zamian. Świat niczego mi nie oferuje. Skończę studia i pójdę do pracy tam, gdzie akurat będzie miejsce, nie bacząc na własne pragnienia. Tak, to był ten etap.

Pamiętam tę noc. Było gorąco, nie mogłam spać – znowu – i marnowałam życie na przeglądanie stron internetowych. Wysłałam wtedy te 40 stron do wydawnictwa, uzupełniając je wcześniej o dokładny, choć chaotyczny opis, tego tomu i kierunku, w którym zmierza całość. Rano zapomniałam. Bo to przecież było szalone, co nie? A potem świat przyspieszył i niedługo później trzymała w rękach własny maszynopis do autorskiej korekty. 

Źródło: http://zaczytane-zwariowane.blogspot.com

4. Do tego zastanawiam się, czy do napisania książki zachęciły Cię także studia przez Ciebie podjęte, czyli filmoznawstwo oraz twórcze pisania na Uniwersytecie Łódzkim? Może mogłabyś coś opowiedzieć o swoim kierunku, jako iż jesteś już po pierwszym stopniu? Jak wyglądają zajęcia i czy są godne uwagi? Czy byś je poleciła przyszłym abiturientom i nie tylko?

Studia były konsekwencją decyzji o związaniu życia z pisaniem, więc to nie studia zachęciły mnie do pisania, a pisanie zachęciło do podjęcia takich, a nie innych studiów. Filmoznawstwo to nieco inna historia, ale też związana z miłością do tworzenia.

Studia twórczego pisania są… zupełnie inne, niż mogłoby się wydawać. W pierwszej fazie to przede wszystkim rozwój sposobu myślenia i wiedzy z zakresu kultury (literatury, filozofii, sztuki). Specjalistyczne zajęcia przychodzą nieco później. Uzyskuje się podstawy z zakresu epiki, liryki i dramatu. Pisze się teksty z rodzaju joyce’owskiego strumienia świadomości, sonety i stylizowane na starogreckie komedie. To, co się zyskuje to przede wszystkim świadomość – celu, języka, sensu, możliwości. 

Twórcze pisanie polecam absolutnie każdemu, ponieważ – jestem tego pewna – nie rozmawiałybyśmy, gdyby nie, wybrany przeze mnie kierunek. Pośród całego tego gromadzenia wiedzy i zyskiwania świadomości, nauczyłam się na studiach pozanaukowych zasad pisarskich. Natchnienie nie istnieje, pisanie to sztuka przyłożenia czterech liter do krzesła, praca pisarza to ciężka harówka – to rzeczy, które wciąż ktoś tam powtarza, ale umykają, do chwili, gdy nie zechcesz ich przyjąć. Ja broniłam się bardzo długo. Dopiero na zorganizowanych przez jedną z wykładowczyń warsztatach z Jakubem Ćwiekiem przyswoiłam te prawdy. Na początku bardzo bolało. 

Ale studia twórczego pisania uczą także czegoś zupełnie innego. Przede wszystkim uświadamiają, że jesteś jednym z wielu. Ja wiem, że to nieprzyjemne, ale czasami warto pojąć, że nie tylko ty masz marzenia, plany i – być może – predyspozycje. To zachęca do pracy dziesięć razy bardziej wytężonej.  

Na studiach, dzięki jednemu z kolegów, pojęłam także, że trzeba robić to, co się lubi. Miałam wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie drugiego arcydzieła literatury klasycznej, a ja wolałam bawić się fantastyką. Czułam się trochę zawstydzona mówiąc o swoich planach. Wiesz, jak to jest, wymieniasz szereg swoich zajęć, skończone kierunki, chwalisz się, że wydałaś debiutancką powieść, pierwszy tom trylogii; wszystko brzmi świetnie; ty brzmisz świetnie, a potem pada to pytanie: „Super! A jaki gatunek? O czym to jest?”. I nagle zapał w oczach tego drugiego gaśnie, ty też trochę gaśniesz i wstydzisz się, że jednak nie strumień świadomości, nie opieranie na „Wykładach amerykańskich” Italo Calvino, a… paranormalny romans z mitologią hebrajską.
 

Daniel, bo tak na imię mojemu znajomemu – myślę, że w dużej mierze nieświadomie – pozwolił mi być dumną z obranego kierunku rozwoju. Nie powiem, że dyskutując z np. nauczycielami czy wykładowcami, nie czuję się ani odrobinę zawstydzona, że to nie drugie „W poszukiwaniu straconego czasu”, ale mam w sobie tez ogrom dumy. Bo wiem, że napisałam to, co sama chętnie bym przeczytała; bo miałam przy tym – poza ogromem pracy – mnóstwo radości i koreluje to z moim przekonaniem, że literatura jest dla ludzi. Nie piszesz dla historii, ale dla czytelnika.


Źródło: http://zaczytane-zwariowane.blogspot.com

5. Czy uważasz, iż przy pisaniu Skazanych pomógł Ci fakt, iż sama jesteś recenzentką? Miało to jakiś wpływ przy tworzeniu i unikaniu błędów? A może pisanie i ocenianie to dwie różne drogi? 

To bardzo dobre i bardzo trudne pytanie. Zaczęłam publikować swoje recenzje mniej więcej w czasie, w którym konstruowałam już powieść, więc w dużej mierze samo pisanie recenzji mi przeszkadzało. Raz, że musiałam wydzielić czas na obejrzenie/przeczytanie czegoś i samo pisanie; dwa, że język tekstu użytkowego różni się od artystycznego i kiedy „nadużywa” się jednego lub drugiego, ciężko się przestawić.
 
Wpływ miało to jednak spory, ponieważ starałam się uniknąć w swojej książce tego, co zazwyczaj wytykam jako wady innym autorom. Przyznaję szczerze, że wyszło różnie. Wiele schematów, które uważam za negatywne strony gatunku paranormalnego romansu (zresztą nie tylko jego), wykorzystałam mimo wszystko, ale starając się tchnąć w nie coś nowego. Ale to można zrozumieć dopiero po przeczytania książki, prawda? Nie przewidziałam faktu, że np. miłosny trójkąt z miejsca niektórych odstręczy. A przecież nie mogę napisać: „w tej książce jest miłosny trójkąt, ale starałam się go zrobić inaczej, więc nie jest taki zupełnie typowy; ale generalnie musisz mi uwierzyć na słowo i przeczytać”. 
Pisanie i czytanie są ze sobą nierozerwalnie złączone. Nie można być dobrym pisarzem, bez bycia „dobrym czytelnikiem”. A jeżeli chodzi o ocenianie, to robi to każdy czytelnik, tylko nie każdy zaraz to rozpisuje. Grunt, żeby wiedzieć co oraz dlaczego się podoba lub nie. Wtedy można wyciągnąć z tego cenne wnioski.
 
6. Nie sposób nie zauważyć, iż Thilli – główna bohaterka trylogii – to postać samodzielna, która pragnie sama rozwiązywać swe kłopoty i sama radzić sobie w trudnościach. Czy ty też tak masz? Czy również należysz do „Zosi Samosi” czy może bardziej zdajesz się na pomoc najbliższych?
 
Zdecydowanie jestem typem „Zosi Samosi”. Nie potrafię pracować w grupie, a jeżeli już jestem do tego zmuszona, to przyjmuje na siebie rolę lidera. Mimo wszystko umiem jednak słuchać i robię to bardzo chętnie. To nie tak, że jestem dyktatorem i uważam, że zawsze musi być po mojemu. Po prostu lepiej się czuję, jeżeli mam nad wszystkim kontrolę. Gdy popełnię błędy, będą to moje błędy; gdy osiągnę sukces, będzie to mój sukces. W grupie wszystko się komplikuje. Ktoś szuka kozła ofiarnego albo zbiera laury za poświęcenie kogoś innego. Wolę jasne sytuacje.

Otaczają mnie głównie ludzie logiczni. Moi rodzice są związani z medycyną, brat studiuje informatykę. Mój chłopak to idealny przykład życia podyktowanego przez lewą półkulę. Choćbym i bardzo chciała, żeby mi pomogli, zazwyczaj nie potrafimy się porozumieć. Jasne, zawsze mogę na nich liczyć, ale kiedy rozchodzi się o problemy natury filozoficznej, to za bardzo się rozmijamy. Tak czy siak kocham ich wszystkich.


7. Zakochani panowie – Adan i Asmund – to postacie o skomplikowanej przeszłości i o równie niepewnej przyszłości. Mnie jednak teraz bardziej zastanawia, co sądzi sama autorka na temat relacji, jakie łączą chłopców z główną bohaterką. Czy wierzysz w przeznaczenie a może wolną wolę?   

Właśnie na to pytanie staram się odpowiedzieć trylogią. Po pierwszym tomie sytuacje jest jeszcze dość niejasna, ale stopniowo wszystko stanie się bardziej klarowne.

Wierzę i w przeznaczenie, i w wolną wolę. Tak samo wierzę, że przeznaczenie może być darem i karą, a wolna wola przywilejem i przekleństwem. Stoję gdzieś na styku tego wszystkiego. Sytuacje patowe są dla mnie najbardziej intrygujące.

A jeżeli chodzi o relacje chłopców z główną bohaterką… Po części odpowiedź zawiera się w tym, co znajduje się wyżej, a po części… Nie, to zdecydowanie byłaby zbyt długa odpowiedź, bo na ten temat mogłabym godzinami. Myślę, że odpowiedź zawiera się w jednym z już napisanych, zdań drugiego tomu: „(…) wiedzieć, że nie jestem jakąś dawno napisaną historią, odczytaną ku czyjej uciesze, ale czystą kartką, gotową do zapisania. Przeze mnie”.

W „Skazanych” i w ogóle „Przed Czasem” nie chodzi wyłącznie o wybór między jednym a drugim chłopakiem, między blondynem a czarnowłosym. Chodzi o świadomość wyboru i samą jego definiowalność. Czym jest wybór i co o nim decyduje? Kiedy wiesz, że podejmujesz decyzję, a nie po prostu przyzwyczajasz się do podjętej? Czy zawsze masz prawo zmienić zdanie?


8. Skazani to pierwszy tom sagi o… aniołach i demonach, religii oraz mitologii. Co Cię zainspirowało do wybrania właśnie tej tematyki? W jaki sposób przygotowałaś się do pisania o tak – bądź co bądź – trudnej fabule?

Chyba zawsze lubiłam tę tematykę, ale to studia zainspirowały mnie do bardziej naukowych poszukiwań. Odkryłam coś więcej, niż wybiórcze informacje dla potrzeb popkultury i odkryłam swoją niszę. 

Czytałam, czytałam, czytałam. Po polsku i po angielsku. Wypisywałam pomysły na przyklejonym do ściany arkuszu, ale i wyklejałam ścianę kserówkami. Tworzyłam linie zależności, zmieniałam imiona, tłumaczyłam sobie metaforyczny przekaz niektórych historii. Podkreślałam, przekreślałam i wracałam do pierwowzoru. Podpytywałam wykładowców.

Konceptualna praca przy wykorzystaniu czegoś istniejącego, to po prostu zagrzebanie się w papierach.


9. Domyślam się, że prace nad ciągiem dalszym Skazanych trwają? Co jeszcze czeka Thilli, Asmunda i Adana – o ile możesz nam coś zdradzić?
Trwają, chociaż przyznaję, że nie idzie to tak szybko, jakbym sobie tego życzyła. Z wielu powodów. Najdziwniejszy jest chyba taki, że wielu odbiorców chciałoby, żeby książka była krótsza. A ja, no cóż, staram się to rozważyć. 

Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym coś zdradzić! To mnie pożera od wewnątrz. Ale z drugiej strony pragnęłabym wszystkich zaskoczyć i tylko to mnie hamuje przed wyśpiewaniem dalszego konceptu. 

W pierwszej części pojawiło się wiele nierozwiązanych tajemnic. Większość z nich czytelnicy wyłuszczyli w kolejnych recenzjach, ale… No właśnie, zawsze jest jakieś „ale”. Główny wątek drugiego tomu łączy się z zaszyfrowaną wiadomością w tomie pierwszym, której to albo nikt nie dostrzegł, albo po prostu nie uznał za istotną.


10. I na koniec… jakiego sposobu, byś użyła, by zachęcić nieczytającą społeczność polską do czytania? Czy może uważasz, iż książka to rodzaj hobby, do którego nie trzeba przekonywać?
 
Chyba nie da się nikogo zmusić, żeby zaczął robić coś, czego nie lubi. Skupiłabym się na tych, którzy po prostu nigdy niczego nie przeczytali ponad to, do czego zmusiła ich edukacja. Być może należałoby skupić się na bardziej personalnej akcji? W dobie Internetu tak wiele można dowiedzieć się o człowieku z sieci. A gdyby tak przesłać ludziom fragment audiobooka książki, która mogłaby im się spodobać? Ludzie od zawsze lubią tajemnice. Brzmi to trochę jak coś science fiction, ale nie można oczekiwać, że ktoś wykaże zaangażowanie, jeżeli druga strona tego nie zrobi.

A może wystarczy poczekać? Wiem, wiem, to marzenia ściętej głowy.

Źródło: http://zaczytane-zwariowane.blogspot.com


MP: Bardzo dziękuję za wywiad! Jestem bardzo wdzięczna!
AH: To ja dziękuję, odpowiadanie na tak oryginalne pytania, to czysta przyjemność!

21 komentarzy:

  1. Rewelacyjny wywiad. Gratuluję. ''Skazani'' bardzo mi się podobali. Teraz czekam na kolejny tom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tym wywiadzie mój apetyt na tę książką bardzo wzmógł. Świetne pytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Dziękuję bardzo :)
      Przyznam, że troszeczkę jednak nad nimi podumałam, ale i tak odpowiedzi są nieporównywalnie lepsze od samych pytań ;)

      Usuń
  3. Takie wywiady miło czytać :) Bardzo ciekawa pozycja, więc inni nie powinni się wykręcać, tylko za nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło się czytało ten wywiad :D Chętnie w końcu sięgnę po książkę autorki, niebawem może to uczynię :>

    http://leonzabookowiec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo przyjemnie czytało się ten wywiad :) Co do książki to bardzo mnie ona ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że mnie również przyjemnie czytało się TAKIE odpowiedzi na moje pytanka :)
      Ale co tu się dziwić - autorka jest przewspaniałą osóbką, która wręcz promienieje dobrocią i mądrością - o czym świadczą jej słowa!

      Usuń
  6. Ja nie chciałabym, żeby kontynuacja była krótsza. Lubią większe tomista.
    Gratuluję wywiadu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podobnie!
      Jakoś tak bardziej "zżywam się" z bohaterami!

      Usuń
  7. Bardzo jestem ciekawa "Skazanych", choć trochę się boję, że to nie moje klimaty i książka mogłaby nie przypaść mi do gustu, mimo to na pewno sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi bądź nie - ale naprawdę warto :)
      Również na początku troszeczkę bałam się zmierzyć z takim "grubaskiem", ale teraz tak się w tym "grubasku" rozkochałam, że nie mogę doczekać się ciągu dalszego!

      Usuń
  8. Jestem już po lekturze i nie mogę przeboleć, że nie dowiedziałam się co było w szkatułce, którą pozostawiła po sobie zmarła matka;D Bardzo ciekawy wywiad:) Trzymam kciuki za autorkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że niebawem obie odkryjemy tę tajemnicę :)

      Usuń
  9. Czytałam dużo pozytywnych recenzji tej książki, więc jak tylko będę miała okazje to na pewno przeczytam. Lubię dobre debiuty! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Któż ich nie lubi? :D
      Choć - dobry debiut to rzadkość, zatem i perełką są właśnie "Skazani" :D

      Usuń
  10. Ciekawy pomysł z tym przesłaniem internautom fragmentu książki, która mogłaby im się spodobać. ;) Alle dużo osób tak jest przyzwyczajonych do usuwania spamu, tych wszystkich reklam, że pewnie natychmiast usunęliby taką wiadomość. Wiem, jestem pesymistką. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym samym pomyślałam!
      Gdyby tylko to się udało... :D
      Byłoby wspaniale!

      Usuń
  11. Gratuluję wywiadu, chętnie go przeczytałam tak jak i poznałabym książkę :)

    OdpowiedzUsuń