Wystarczy, że tylko się dobrze rozejrzymy, a spotkamy ludzi naprawdę intrygujących. Podobnie jest ze wszystkim - włącznie z książkami. Jak wiadomo debiutanci mają trudniej niż pisarze z wyrobionym nazwiskiem, choć jeżeli dobrze to wykorzystają, zauważą, iż mają czystą kartkę. Od ich decyzji zależy, jak ten fakt wykorzystają.
Mam dla Was szczególny wywiad z naprawdę interesującym człowiekiem ukrywającym się za równie interesującym pseudonimem. Zapewniam Was, iż Fanagann Hartelion to dwa słowa, które warto poznać!
Mam dla Was szczególny wywiad z naprawdę interesującym człowiekiem ukrywającym się za równie interesującym pseudonimem. Zapewniam Was, iż Fanagann Hartelion to dwa słowa, które warto poznać!
Gdyby mógł Pan najpierw się przedstawić:
Kim Pan jest? Ile ma Pan lat? Czym na co dzień się zajmuje? Jakie jest pańskie
Hobby? Jakie ma Pan cele, marzenia? Jak zrodziła się Pana pasja do literatury?
FH: Witam serdecznie. Jestem autorem „Selistis” i piszę pod
pseudonimem Fanagann Hartelion. Pochodzę ze Skarżyska – Kamiennej, ale już od
wielu lat mieszkam w Krakowie. Mam dwadzieścia dziewięć lat (prawdę mówiąc, już
niebezpiecznie blisko trzydziestki). Jestem informatykiem, choć ten termin już
od dawna nie wystarcza by określić czym zajmuję się na co dzień. Z łatwością
można ustawić w rzędzie pięciu informatyków, z których każdy wykonuje odmienny
zawód. Mój opiera się na współpracy ze specjalistami z różnych dziedzin nauki.
Głównie z fizykami teoretycznymi i eksperymentalnymi. To bardzo ciekawa i
bardzo satysfakcjonująca praca, ale jednocześnie głęboko zakorzeniona w
rzeczywistości. Może właśnie dlatego z czasem mimowolnie pozwoliłem porwać się
odmiennym od niej światom.
Przyciągały mnie od zawsze. Uwielbiałem przeżywać moje
ulubione historie dopisując do nich własne rozdziały. Odkąd pamiętam,
wyobraźnia podsuwała mi ciekawsze obrazy i światy. Z czasem zacząłem próbować je
opisywać. Problem w tym, że zupełnie nie umiałem ich przedstawić. Pierwsze próby
szybko mnie do tego zniechęciły. Dopiero po latach zrozumiałem, że jeśli
naprawdę chciałbym przedstawić komuś zrodzoną z mojej wyobraźni historię będę
musiał nauczyć się jak tego dokonać. Od podstaw. Łatwo się domyślić, że szło mi
bardzo ciężko. Mimo to, cierpliwie podejmowałem kolejne próby i wciąż
poprawiałem stare opowiadania.
Równocześnie poznawałem nowe, coraz ciekawsze światy.
Nieraz z trudem odrywałem od nich oczy o piątej nad ranem, gdy za oknem powoli
wschodziło już słońce. Zawiedziony, kładłem na chwilę głowę na poduszce by o
ósmej znów wyłączyć dręczący mnie budzik. Im więcej ich poznałem tym bardziej
zapragnąłem tworzyć własne. Te opowieści zapewniły mi wiele nieprzespanych
nocy. Chciałem, by moje również potrafiły spędzać sen z powiek.
Odpoczywam w przeróżny sposób. Gdy nogi zesztywnieją od
siedzenia przed komputerem idę pływać lub jeździć na rowerze. Uwielbiam też
słuchać muzyki i grać na pianinie, nawet jeśli wcale nie jestem w tym dobry.
Rozczytywanie różnych utworów muzycznych i analiza ich budowy należy do moich
ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu.
Co skłoniło Pana do przyjęcia pseudonimu
artystycznego nie tylko w sieci na blogu, ale także na okładce swej pierwszej
książki? Czy jest w tym ukryty cel? A może ceni Pan sobie prywatność? Co w
ogóle oznacza Fangann Hartelion?
FH: Zdecydowałem się na to z dwóch powodów. Gdy poznaję
nowe światy, potrafię pogrążyć się w nich w całości, na długie godziny
zapominając o rzeczywistości. Bardzo staram się stworzyć podobny nastrój w
moich opowieściach. Taki całkiem rzeczywisty autor, jak ja, zupełnie by do nich
nie pasował.
Drugi powód jest znacznie bardziej złożony. Fanagann
jest pierwszą personą (w rozumieniu struktury osobowości Junga), którą
stworzyłem świadomie i w określonym celu. Nadałem mu rolę kronikarza opowieści
z moich światów. Jak każda maska, nie przedstawia w pełni mojej twarzy. Ma swój
własny charakter i własne spojrzenie na świat. Jest w związku z tym zupełnie
innym autorem, niż ja. Dlatego uznałem, że to jego imię powinno znaleźć się na
okładce.Nie ukrywam się za pseudonimem. Chciałbym jednak by moje opowieści były kojarzone właśnie z tym imieniem, nie z moim własnym
Samo imię niewiele znaczy. Nie wiem, czy moja
podświadomość chciała zawrzeć w nim dla mnie jakąś informację, czy nie, ale
rzadko się z nią sprzeczam. Spodobało mi się, i tak już zostało.
Tak pracuje pisarz. Komputer włączony, a wokół pełno notatek m.in. opisy bohaterów, lista rozdziałów i scen, jedna z wydrukowanych wcześniejszych wersji powieści czy takie niezwykłości jak szkice ubioru Kaktusa. |
Pańska strona funkcjonuje już od jakiegoś
czasu (pamięta Pan, kiedy ją Pan założył?). Może w niej znaleźć wiele zarysów
powieści, jak i początkowe rozdziały obiecujących historii. Wróćmy jednak do
początku – co skłoniło Pana do założenia bloga?
FH: Stworzyłem ją 9-go marca 2015. Dokładnie dwa dni przed
tym, jak dostałem e-mail z wydawnictwa. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda? Jej
powstaniu przyświecał ten sam cel co wysłaniu książki do wydawnictw – skoro
postanowiłem w końcu otworzyć tę zamkniętą na sto kluczy szufladę, do której
pisałem, to czemu nie miałbym wyjąć wszystkich schowanych w niej notatek?
Trzeba przyznać, że sporo się ich nazbierało. Długo
rozważałem, czy powinienem też umieścić te najstarsze i najmniej dopracowane z
nich. Ostatecznie pomyślałem, że choć nie są wiele warte same w sobie, wciąż
stanowią zarys całkiem ciekawych pomysłów. Może kiedyś jeszcze postanowię je
wykorzystać, a może w kimś innym zrodzą nową opowieść?
Muszę przyznać, iż wchodząc na Pana
stronę, mam wrażenie że przenoszę się do innego, bardzo dobrze skonstruowanego
świata. Czy właśnie taki był Pana cel? – stworzenie własnego Uniwersum? Kim
jest Selistis – druga autorka bloga?
FH: Księżycowe Schronienie jest wyjątkowym miejscem,
ukrytym między rzeczywistością a snem. Opowieści o nim należą do moich
ulubionych. Może dlatego, że są tak zróżnicowane, jak jego mieszkańcy i istoty,
które stanęły przed jego bramą. Bardzo się starałem by jak najlepiej oddać jego
klimat. By wędrowcy, którzy przypadkiem trafią w jego progi zechcieli choćby na
chwilę zajrzeć do środka.
Na pytanie kim jest druga autorka opowieści, Selistis,
najtrudniej mi odpowiedzieć. Nasz kontakt ogranicza się jedynie do e-maili
pisanych w języku angielskim, a i w nich niewiele o sobie mówi. Niemniej jest
bardzo ważną częścią Księżycowego Schronienia. Bez niej nigdy by nie powstało.
Zainspirowała wiele z moich opowieści.
Autorska wersja okładki powieści wykonana przez Piotra Stadnickiego. |
Zauważyłam, iż na Pana blogu można
znaleźć także teksty pisane po angielsku – rozważa Pan podbicie rynku
zagranicznego?
FH: Powstały ze zgoła innego powodu. Moja praca niejednokrotnie
zmuszała mnie do wyjazdów za granicę, które trwały niekiedy długie tygodnie.
Czasem i miesiące. Gdy wszyscy wkoło mówią tylko albo w niezrozumiałym języku,
albo po angielsku, człowiek z czasem zapomina jak brzmi język polski. Myśli
same przychodzą do głowy w języku angielskim. To ciekawe zjawisko, którego
mogłem doświadczyć wiele razy. Znacznie łatwiej było mi wtedy znaleźć słowa
angielskie, niż polskie.
Chęć pisania nie zna barier językowych. Gdy miałem
ochotę coś napisać, pisałem po angielsku. Raz, że to wspaniały trening moich
umiejętności, a dwa, że czasami tak po prostu jest łatwiej. Przez lata tak
dobrze poznałem ten język, że pisanie w nim przychodzi mi całkiem swobodnie.
Postanowiłem zatem napisać kilka opowieści po angielsku.
Przejdźmy zatem do Pana debiutu… kiedy i
jak (o ile Pan pamięta) zrodził się pomysł na Selistis?
FH: Zrodził się bardzo nagle. Latami szukałem opowieści,
która najlepiej mogłaby przedstawić moją ulubioną bohaterkę. Nigdy bym nie
przypuszczał, że będzie to komedia.
Gdy zacząłem rozważać jak wyglądać będzie interakcja między
burzliwą i kapryśną Selistis a jej niezbyt ogarniętym, ale pełnym szczytnych
ideałów, władcą Leoharlem, szybko zrozumiałem do jak wielu zabawnych sytuacji
prowadzi zderzenie tych dwóch osobowości. Naprędce spisałem te, które wpadły mi
do głowy. Kolejne pisały się już same. Nim się zorientowałem miałem cztery
rozdziały. Dopiero wtedy zorientowałem się, że piszę komedię.
Pierwszą wersję napisałem w niecałe sześć miesięcy.
Skończyłem ją w marcu 2013 roku i… nie dało się jej czytać. Była chaotyczna,
napisana w tragicznym stylu i bez poszanowania jakichkolwiek zasad dramaturgii.
Wiedziałem o tym, bo spisując wszystko, co przyszło mi do głowy, wcale o te
rzeczy nie dbałem. Gdy w końcu skończyły mi się pomysły z satysfakcją schowałem
ją do mojej ulubionej szuflady. Musiałem od niej odpocząć by na spokojnie
ocenić co należałoby w niej poprawić.
Wracałem do niej jeszcze dwa razy, za każdym razem
przepisując znaczne jej kawałki, aż w końcu pod koniec 2014 roku uznałem ją za
zakończoną. Jak bardzo się myliłem dowiedziałem się dopiero, gdy przeczytała ją
moja przyjaciółka. Potrzeba było jeszcze dwóch kolejnych miesięcy naszej
wspólnej pracy, jej analiz i notatek oraz moich poprawek, by w końcu powstała
ta ostateczna wersja.
Autorska wersja okładki powieści wykonana przez Piotra Stadnickiego. |
Czy tylko mi się wydawało, czy Selistis – a dokładnie humor zawarty w
książce – wzorowany został na japońskiej mandze? (mówię tutaj zarówno o
komizmie sytuacyjnym, jak i słownym). Interesuje Pana Japonia?
FH: Ciekawe, że zauważyła Pani taki związek. Przyznam, że
ostatnio jestem pod niemałym wpływem japońskich opowieści, ale rzadko są to
mangi. Z kilkoma wyjątkami, styl humoru w mangach i anime niezbyt do mnie
przemawia. Dużo czytam natomiast powieści wizualnych (ang. Visual Novel), które
prawie wyłącznie pochodzą z Japonii. Ten styl prowadzenia opowieści bardzo mi
się podoba. Towarzysząca narracji muzyka i zastępujące opisy scenerii obrazy potrafią
niejednokrotnie niesamowicie wzbogacić klimat opowieści.
FH: Mam jeszcze jedną ukończoną opowieść - „Lament”. Kryminał
z akcją dziejącą się w podwodnym laboratorium badawczym jest ciekawym
kontrastem dla „Selistis”. W bibliotece Schronienia jest też całkiem ciekawe
opowiadanie, „Nadzieja”, dla tych, którzy chcieliby zobaczyć zupełnie inną
twarz Pani w Czerni. Choć ta opowieść też jest kompletna, nie dopracowałem jej
jeszcze na tyle bym mógł ją odłożyć i uznać za zakończoną.
W wolnych chwilach próbuję zarysować jeden z
najświeższych moich pomysłów - „Melodia Duszy”. Jej motyw przewodni, zawikłanej
w nieszczęśliwe przypadki pianistki i policjanta, który próbuje ją z tej sytuacji
wyciągnąć, niesamowicie mi się spodobał. Sam jeszcze nie wiem, w którą stronę
podąży ta opowieść. Z pewnością zawrę w niej nutę tragedii, jak i nutę
romantyzmu.
Bardzo chciałbym też w końcu porządnie przysiąść nad „Ceną
Szczęścia”. To opowieść, którą zacząłem opisywać od środka, a która spodobała
mi się tak bardzo, że bardzo chciałbym pociągnąć ją dalej. Bezimienna bohaterka
o wielu twarzach bardzo mocno przypadła mi do gustu. Mam wiele pomysłów na
kolejne rozdziały, choć samo ich spisanie przychodzi mi z trudem. Wstęp wymaga
wciąż poprawek, ale zachęcam do przeczytania samego trzeciego rozdziału. Choć
ostrzegam, że jest dość brutalny.
Jak Pani widzi, próbuję swoich sił w różnych stylach prowadzenia
opowieści i wciąż spisuję nowe pomysły. Przede wszystkim jednak chciałbym
dokończyć te, które podobają mi się najbardziej. Większość z nich umieściłem w
bibliotece Schronienia. Zachęcam do przeczytania kilku fragmentów.
„Połowa
człowieka składa się z książek, które przeczytał” – czy tak też jest z Panem?
Czy na co dzień czyta Pan wiele powieści? A może ma Pan jakieś ulubione?
FH: Dużo czytam, choć nie zawsze czytam książki. Bardzo
lubię serię „Świat Dysku” Pratchetta i opowieści o Jakubie Wędrowyczu,
Pilipiuka. Seria Gamedeck Przybyłka jest również bardzo inspirująca. Pamiętam
też, jak śmiałem się, gdy pierwszy raz poznałem paranoidalnego androida Marvina
w „Autostopem po Galaktyce” Adamsa. To jedna z tych opowieści, do których
bardzo lubię wracać.
Jednak największy wpływ na mnie miały nowele graficzne.
Seria „Gdy Zapłaczą Cykady” (jap. Higurashi no Naku Koro Ni) i jej kontynuacja,
„Gdy Zapłaczą Mewy” (jap. Umineko no Naku Koro Ni), Ryukishiego Reinany,
zmieniły moje spojrzenie na sposób prowadzenia opowieści. Należą do
najlepszych, jakie kiedykolwiek przeczytałem. I lepiej, jeśli na tym stwierdzeniu
zakończę, bo o tych opowieściach mógłbym pisać godzinami.
Autorska wersja okładki powieści wykonana przez Piotra Stadnickiego. |
Obszerne, ale ciekawe wypowiedzi :) I proszę okazuje się, że nie trzeba się kształcić w kierunku pisarstwa żeby napisać książkę :) To naprawdę imponujące :)
OdpowiedzUsuńObszerne, bo i autor miał co nieco do powiedzenia :D
UsuńJa wierzę w to, iż pisarz człowiek się rodzi, nie staje ;)
Wyczerpujący wywiad :) Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Justyna z książkomiłościmoja.blogspot
Wyczerpujący i bardzo interesujący ;)
UsuńŚwietny wywiad. Już wcześniej pisałam, że książka mnie zaintygowała i chętnie się z nią zapoznam :) Rozmowa jeszcze bardziej mnie w moim przekonaniu utwierdziła, więc zapoluję na tę propozycję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie, gdzi również znajdziesz wywiady, recenzje oraz konkursy ;)
www.nalogowy-ksiazkoholik.blogspot.com
Bardzo się cieszę, że wywiad przypadł do gustu!
UsuńKsiążkę polecam!
Ten wywiad jeszcze bardziej skłonił mnie do tego, że chętnie sięgnęłabym po jego powieść ;) A okładki Autorskie moim zdaniem są cudowne ;)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo mi się podobają autorskie okładki *.*
UsuńZa pseudonimem kryje się ciekawa postać:)
OdpowiedzUsuńOj tak :3
UsuńKsiążka jest równie ciekawa!
Ale mrocznie i klimatycznie :) Świetny wywiad!
OdpowiedzUsuńBo i bardzo ciekawa postać ;)
UsuńSuper! Bardzo byłam autora ciekawa, a nic w sieci za bardzo nie ma, poza blogiem. Cieszę się, że mogłam u Ciebie poczytać:):* Ściskam:)
OdpowiedzUsuńTo pierwszy wywiad autora, ale na pewno nie ostatni :D
UsuńAle ciekawy wywiad! :) Sam autor zdecydowanie nietuzinkowy i fascynujący, a i powieści wydają się godne uwagi. I zgadzam się co do noweli graficznej "Kiedy zapłacą cykady" - niesamowita historia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Właśnie muszę wziąć za tę nowelę!
UsuńTylko muszę ją gdzieś znaleźć! ;)