Okazało się, że wybrałam sobie idealną lekturę na czas, w którym nasz kraj - a w szczególności kobiety - jest zmuszony zadać sobie bardzo ważne pytanie: Czy JA mam prawo decydować o tym, czy ktoś umrze? Od urodzenia - mimo że o aborcji jako takiej nie traktuje - ukazuje relacje matki-dziecko. Niekoniecznie jednak w dobrym tego słowa znaczeniu.
Minął już rok, odkąd Ari – doktorantka, feministka i żona o piętnaście
lat starszego od niej profesora – urodziła Walkera. Kobieta przeżywa
ogromne trudności w odnalezieniu się w nowej dla siebie rzeczywistości.
Nie mogąc przyzwyczaić się do specyficznego rytmu opieki nad małym
dzieckiem oraz do zmian, które zaszły zarówno w jej ciele, jak i w
psychice, Ari zaczyna przypominać samotne, chyboczące się na zimowym
wietrze drzewo, któremu ni stąd, ni zowąd wyrwano korzenie.
Kiedy w sąsiedztwie pojawia się Mina – niegdyś kultowa piosenkarka rockowa, a teraz przyszła matka w dziewiątym miesiącu ciąży – Ari, mimo że zwykle nie ufa kobietom, widzi w niej potencjalną bratnią duszę. Wkrótce kobiety się zaprzyjaźniają i łączą siły we wspólnej macierzyńskiej walce, jaką obie na co dzień staczają.*
Kiedy w sąsiedztwie pojawia się Mina – niegdyś kultowa piosenkarka rockowa, a teraz przyszła matka w dziewiątym miesiącu ciąży – Ari, mimo że zwykle nie ufa kobietom, widzi w niej potencjalną bratnią duszę. Wkrótce kobiety się zaprzyjaźniają i łączą siły we wspólnej macierzyńskiej walce, jaką obie na co dzień staczają.*
Bardzo dużo czasu zajęło mi odnalezienie się w fabule Od urodzenia. Od właściwie pierwszych stron zastanawiałam się i to poważnie, do czego autorka zmierza; co też chce przekazać swojemu odbiorcy. Przedstawiała mi świat zbuntowanej kobiety, która z jednej strony nienawidzi, a z drugiej kocha; która z jednej strony pragnie czystej i namiętnej miłości, a z drugiej wspomina liczne romanse. Mętlik - zamiast znikać - narastał po niemal każdej stronie i albo ze mną coś jest nie tak... albo z tą książką.
Od urodzenia przybrał formę pamiętnika Ari. Młodej, niegdyś pięknej kobiety, której związek z profesorem sprawił, iż stała się matką. Rodzicielką pozbawioną wszelkich celów, której jedyną ambicją stał się Walker, jej synek. Przy czym jednocześnie co i raz twierdziła, że jest jej źródłem kłopotów i lepiej by było, gdyby go nie było (także kobieta zmienną jest). I choć wydawałoby się, iż to właśnie Arię powinniśmy najlepiej poznać... nie dowiadujemy się o niej niewiele. Najgorsze jednak było dla mnie to, że ja głównej bohaterki nie polubiłam, a konkretnie - czułam do niej niechęć.
Wsparcia podczas lektury nie odnalazłam także u pozostałych postaci, którzy byli dla mnie równie papierowi, co sama książka. Nie potrafiłam ich sobie wyobrazić z wyglądu jak i z charakteru, tak jakby cały czas stali we mgle. Znałam ich tylko i wyłącznie z imienia.
I właśnie w połowie książki zadałam sobie to jedno najistotniejsze pytanie: Do czego autorka dąży? Gdzie tu morał z opowieści? Gdzie ta obiecana "skuteczna pigułka antykoncepcyjna"?! Zamiast morału oraz pigułki znalazłam kobietę zagubioną, która ma kochającego mężczyznę, dziecko, pieniądze, szczęście.. a mimo to nie wiedzieć czego ona chce. I można to zrzucić na jakieś problemy wewnętrzne po porodzie, ale to i tak są jedynie moje przypuszczenia.
Język autorki jest wulgarny. Nie miałabym z tą kwestią najmniejszych problemów (przekleństwo to przecież forma przedstawienia sytuacji), gdyby nie to, że bardzo często brzydkie słówka pojawiały się tu bez potrzeby. Jedynie mnie zniesmaczały, szczególnie że te słowa wychodzą z ust głównej bohaterki.
Niestety. Od urodzenia nie kupiło mnie ani na moment. Zaczynając od przeskakiwanej akcji, po bohaterów, których znałam tylko z imienia, aż po styl Elisy Albert książka ta była dla mnie tylko krótka przygodą. Odskokiem od powieści, które mogłabym Wam polecać. Ponieważ to nie jest historia godna przeczytania. No ale wiecie... ja matką nie jestem ;)
* E. Albert, Od urodzenia, Strona tytułowa
** E. Albert, Od urodzenia, s.14
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Od urodzenia
Autor: Elisa Albert
Wydawnictwo: Kobiece
Premiera wydania: 29.03.2016
Liczba stron: 272
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Cena detaliczna: 34,90 zł
- Nic mnie nie interesuje.
-Ari. Skarbie.
- Co miałoby sens, gdybym była kompletnie pochłonięta gotowaniem zupek, robótkami ręcznymi, metodami usypiania i markami bujaczków, ale ja naprawdę nie potrafię się emocjonować całym tym gównem. Więc zupełnie nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić, Paul.
- Kochanie. Daj sobie trochę czasu.
- Jasne, super, tylko ile czasu? Paul, on ma rok.
- No właśnie skarbie, on ma rok.
- Powinieneś po prostu gdzieś mnie odesłać. Powinieneś wyprowadzić mnie za dom i zastrzelić.
- Ari. **
Od urodzenia przybrał formę pamiętnika Ari. Młodej, niegdyś pięknej kobiety, której związek z profesorem sprawił, iż stała się matką. Rodzicielką pozbawioną wszelkich celów, której jedyną ambicją stał się Walker, jej synek. Przy czym jednocześnie co i raz twierdziła, że jest jej źródłem kłopotów i lepiej by było, gdyby go nie było (także kobieta zmienną jest). I choć wydawałoby się, iż to właśnie Arię powinniśmy najlepiej poznać... nie dowiadujemy się o niej niewiele. Najgorsze jednak było dla mnie to, że ja głównej bohaterki nie polubiłam, a konkretnie - czułam do niej niechęć.
Wsparcia podczas lektury nie odnalazłam także u pozostałych postaci, którzy byli dla mnie równie papierowi, co sama książka. Nie potrafiłam ich sobie wyobrazić z wyglądu jak i z charakteru, tak jakby cały czas stali we mgle. Znałam ich tylko i wyłącznie z imienia.
I właśnie w połowie książki zadałam sobie to jedno najistotniejsze pytanie: Do czego autorka dąży? Gdzie tu morał z opowieści? Gdzie ta obiecana "skuteczna pigułka antykoncepcyjna"?! Zamiast morału oraz pigułki znalazłam kobietę zagubioną, która ma kochającego mężczyznę, dziecko, pieniądze, szczęście.. a mimo to nie wiedzieć czego ona chce. I można to zrzucić na jakieś problemy wewnętrzne po porodzie, ale to i tak są jedynie moje przypuszczenia.
Język autorki jest wulgarny. Nie miałabym z tą kwestią najmniejszych problemów (przekleństwo to przecież forma przedstawienia sytuacji), gdyby nie to, że bardzo często brzydkie słówka pojawiały się tu bez potrzeby. Jedynie mnie zniesmaczały, szczególnie że te słowa wychodzą z ust głównej bohaterki.
Niestety. Od urodzenia nie kupiło mnie ani na moment. Zaczynając od przeskakiwanej akcji, po bohaterów, których znałam tylko z imienia, aż po styl Elisy Albert książka ta była dla mnie tylko krótka przygodą. Odskokiem od powieści, które mogłabym Wam polecać. Ponieważ to nie jest historia godna przeczytania. No ale wiecie... ja matką nie jestem ;)
* E. Albert, Od urodzenia, Strona tytułowa
** E. Albert, Od urodzenia, s.14
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tytuł: Od urodzenia
Autor: Elisa Albert
Wydawnictwo: Kobiece
Premiera wydania: 29.03.2016
Liczba stron: 272
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Cena detaliczna: 34,90 zł
Temat wydaje się być interesujący, ale po twojej recenzji podziękuję.
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Takie małe pomieszanie z poplątaniem wyszło :) Czy się skuszę? Na razie skutecznie mnie zniechęciłaś. W sumie nie znalazłam w tej książce nic, co by mnie zainteresowało :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcie, ale na książkę nie mam ochoty :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie słyszałam, że to bardzo specyficzna lektura, nie dla każdego. Ja na razie nie mam ochoty się w nią zagłębiać.
OdpowiedzUsuńJakoś nie ciągnie mnie do tej pozycji wiec raczej spasuje
OdpowiedzUsuńJakoś nie ciągnie mnie do tej pozycji wiec raczej spasuje
OdpowiedzUsuńCiężki temat i dosyć aktualny. Niestety, to chyba nie jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Nie, nie siegne po tę książkę. Choć czytałam pozytywne recenzje to jednak trafiłam i na takie jak Twoja i doszłam do wniosku, że to jednak nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńTen temat jest dość kontrowersyjny, ja już wole się na niego nie wypowiadać bo zostałam nazwana "przeciwnikiem życia"... No cóz... :) Słyszałam o tej książce, ale się na nie skuszę. Odradziłaś mi ją skutecznie.
OdpowiedzUsuńA ja matką jestem i również nie uważam, aby była to powieść godna poznania. Liczyłam na gorzki smak macierzyństwa, a dostałam wszechogarniający chaos...
OdpowiedzUsuńNo więc chyba sobie ją odpuszczę, mimo że miałam ją na uwadze :)
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że to ogólnie sama fabula i narracja dają taki chaos, bo jeśli chodzi o myśli bohaterki to moja przyjaciółka zachowywała się identycznie, a nawet gorzej... Trzeba naprawdę się w nią wkręcić. Ja żebym nie miała przykładu to szczerze nic bym z tej książki nie zrozumiała. Pewnie bym nią nawet rzuciła o ścianę. A tak doszłam do kilku wniosków, porównałam sobie i wyszło mi na przykład, że faktycznie kontakty z matką są bardzo ważne przy późniejszej depresji poporodowej.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy mnie także bu rozczarowała, czy jednak zadowoliła. Zobaczymy, kiedyś pewnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńRaczej nie przeczytam. Skutecznie odstraszyłaś mnie od tej powieści. Jak można nie cieszyć się z kochającego męża i dziecka? To przecież szczęście. Szczerze, współczuję temu chłopcu...
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie dla każdego, ale za to bardzo emocjonalna
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem przekonana co do tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bluszczowe Recenzje
Sama tematyka mogłaby być ciekawa, jednak od tej książki zdecydowanie będę się trzymać z daleka. Myślę, że miałabym co do niej podobne odczucia.
OdpowiedzUsuń