wtorek, 25 sierpnia 2015

Wywiad z Agnieszką Krakowiak-Kondracką!

Scenarzystka seriali m.in. Samo życie, Miasteczko. Od wielu sezonów wiodący scenarzysta hitu TVP 2 Na dobre i na złe - serial pod jej skrzydłami znów osiąga znakomite wyniki oglądalności - ponad 6 milionów widzów. A przy tym także pisarka, której debiut - Jajko z niespodzianką - stał się bestsellerem. Powieść zdobyła tytuł Najlepszej Książki na wiosnę 2014 w plebiscycie portalu Granice.pl oraz została nominowana do nagrody Pióro i Pazur. 
O kim mowa? 
Oczywiście o Agnieszce Krakowiak-Kondrackiej!


O pisanych przez siebie historiach mówi: "To bajki, które opowiadają o dobrych ludziach, a o złych tylko wtedy, kiedy mają szansę się zmienić i odnaleźć w sobie ten dobry pierwiastek". Lubi tworzyć tę bajkę, brać w swoje ręce losy przeróżnych postaci i "łamać sobie głowę, jak im skomplikować życie". 


1. Zacznijmy może od banalnego, ale bardzo interesującego mnie pytania – jak to się stało, że została Pani scenarzystką? Trzeba przyznać, iż nie jest to zawód, którego można się wyuczyć na studiach, by następnie zająć owe stanowisko. Można wygrać konkurs lub po prostu liczyć na szczęście, iż moja praca zostanie dostrzeżona.  Jak to było w Pani przypadku?

- Najpierw byłam dziennikarką. Przeżyłam mnóstwo fajnych rzeczy i sytuacji, wlazłam w wiele różnych dziwnych miejsc i spotkałam fascynujące osoby. Długo można z tego czerpać.  Bardzo lubiłam pisać reportaże, ale ta forma dziennikarstwa odchodzi w niebyt. Ludzie kochają teraz pisma obrazkowe. W pewnym momencie przestało mi wystarczać opisywanie rzeczywistości, chciałam sobie ją sama powymyślać.  Okazało się, że mam do tego talent. Dostałam licząca się nagrodę za swój pierwszy scenariusz filmu fabularnego, który zresztą nigdy nie został nakręcony. Ale ktoś mnie zauważył. Potem poszło…
 
2. Filmy i seriale w Polsce w większości przypadków opierają się na scenariuszach zagranicznych. Widz to czuje, bowiem często nie dostrzega tej „sielskości”, jaką otrzymuje jedynie w polskich dziełach. Dlaczego zatem wytwórnie wolą „odgrzewane kotlety”, skoro wiedzą, że widz pragnie czegoś właśnie od polskich twórców?

- Nie ma wspólnego gustu i jednej widowni. Nigdy nie wiadomo: co załapie, co się spodoba. Wyprodukowanie nowego filmu kosztuje, dlatego producenci sięgają po sprawdzone gdzie indziej wzory. Czasem trafiają, czasem nie. Ale jak nie trafiają, to finansowo boli mniej. Są ryzykanci na rynku, ale stacje nie lubią strat. I w efekcie szukają czegoś uśredniającego gust. Albo hitu, o którym wiadomo, że przyniesie pieniądze.

3. Czy w związku z tym trudno o pracę jako scenarzysta? Czy to stały dochód, czy może trzeba nieustannie o niego zabiegać?

- To praca dla wytrwałych. Stały dochód jest raczej trudny do osiągniecia, chyba, że ktoś ma już utrwalona realizacjami pozycję, potrafi kierować zespołem, stworzy serial. Wtedy producenci się do niego zwracają. Ale pewność jutra to coś raczej nieosiągalnego. Trzeba mieć dużo cierpliwości i siły, żeby od etapu pomysłu przejść do etapu produkcji.  Coś, co się  zapowiada jako pewniak, kończy często w szufladzie.  

Jeżeli ktoś chce zostać pisarzem, powinien czytać jak najwięcej – zatem co musi zrobić osoba, która chce zostać scenarzystą?

Zależy, jakim scenarzystą. Seriale w Polsce – to raczej masowa widownia, masowy gust. Trzeba „rozumieć ludzi”, mieć ucho na dialogi, potrafić wczuć się w nastrój, trochę poczucia humoru też się przydaje.  Górna półka – fabuła?  Można się zaszyć i tworzyć swoje dzieło nawet latami, dopieszczać, dopracowywać, a potem szukać producenta. To różnica. Nie ma prostej recepty. Oczywiście zawsze ważny jest pomysł, to od niego wszystko się zaczyna. Jak się uda zapisać pomysł i kogoś nim zainteresować, trzeba to rozwinąć, dodać bohaterów, środowisko, potem pojawiają się kolejne meandry...Z pomysłem można wystartować. A kiedy jest chociaż pomarańczowe światło, bo na zielone można czekać zbyt długo, to trzeba pisać. A potem poprawiać, poprawiać i poprawiać. Niestety tutaj człowiek uczy się wyłącznie na błędach.

fot. Adam Golec

4. Czym różni się bycie scenarzystą od pisarza (oczywiście z pominięciem samej formy)? Co jest – zdaniem Pani – twardszym orzechem do zgryzienia, jeżeli patrzy się na oba zawody ogólnikowo?
 
- Nigdy nie spotkałam scenarzysty, który byłby zadowolony z ekranizacji własnego pomysłu. Film to jest zawsze kilka punktów widzenia, które muszą się spotkać w jakimś punkcie by produkcja w ogóle była możliwa.  Satysfakcja zawodowa w tym zawodzie jest umiarkowana, bo gdy film się uda, to jest to zasługa reżysera, a kiedy się nie uda, to wina złego scenarzysty. Scenarzysta kończy entą wersję, zaczyna się plan i inni ludzie przejmują wszystkie zapisane kwestie, żeby film powstał.  
Przyjemnie być pisarzem, choć sprostanie takiemu zadaniu trwa. To praca rozłożona na całe miesiące i język opowieści jednak jest inny. Nie wystarczają didaskalia, trzeba opisywać bohatera na tyle dokładnie, żeby czytelnik wiedział czy postać lubi obgryzać paznokcie, nosi krawat lub nie, albo czy w pokoju jest żółty fotel a światło trochę razi. Takie zadania w scenariuszu to często zadania scenografii, reżysera i aktora.  Z drugiej strony, to przyjemność stworzyć cały świat od początku do końca i nie mieć żadnych ograniczeń, nie iść na żadne kompromisy. Obie te prace dają satysfakcje. Ale męki twórcze są i tu, i tu.

5. Przejdźmy w końcu do Pani książek, a ma już ich Pani dwie na koncie. Co ciekawe, zarówno Jajko z niespodzianką, jak również Cudze jabłka w jakiś sposób poruszają temat nieobcy nikomu z nas, czyli pieniędzy, przez co jestem zainteresowana, jakie jest Pani spojrzenie na owe zagadnienie? Czym jest dla Pani złoty?

-  Przecież pieniądze „wprawiają w ruch ten świat”, jak bez nich żyć. Dla mnie to środek do zapewnienia sobie i mojej rodzicie bezpieczeństwa. Lubię słowo bezpieczeństwo.  Lubię, kiedy wszystko toczy się bezkolizyjnie, a to u mnie rzadka sprawa. Zawsze coś się dzieje. Coś, co wymaga pieniędzy. Więc oczywiście bezpiecznie jest je mieć.

6. Co można zrobić – o ile w ogóle można coś zrobić – by człowiek przestał tak bardzo zabiegać o pieniądze, stając się tym samym ich niewolnikiem? Zna Pani jakąś receptę na to, by w pewnym momencie życia powiedzieć sobie: „Tyle mi wystarczy. Nie potrzebuję już nic więcej”?

- Były jakieś badania na ten temat. Wynikało z nich, że człowiek jest tak zaprogramowany, że nie potrafi przestać zabiegać o pieniądze, bez względu na to, ile ich ma.  Nawet, gdy ma bardzo wiele. Jeśli ma jacht, to dlaczego nie dokupić do niego małej wyspy? Ale ogromna nierówność społeczna z pewnością wymusi zmiany. Ci, naprawdę bogaci, już się zaczynają dzielić, bo widzą, że dalsze gromadzenie i koncentrowanie pieniędzy w niewielu rękach, wywoła rewolucję, która może ich pozbawić wszystkiego. Z drugiej strony są osoby, które potrafią powiedzieć sobie dość. Zmienić swoje życie. Najczęściej dzieje się to, na skutek jakiegoś kryzysu, bywa ,że zdrowotnego. Ciało mówi: koniec, trzeba odpocząć, zwolnic tempo. Zadowolić się czymś mniejszym, znaleźć umiar.

fot. Adam Golec

7. W Pani książkach odnajdziemy jedną z recept na to, by być szczęśliwym. Pokazują nam ją Ada oraz Ewa - główne bohaterki obu powieści – silne, stanowcze, pełne wyrzeczeń i poświęcenia. Mówiąc krótko, należą do kobiet XXI wieku, które znacząco różnią się od starodawnego wzoru Matki-Polki. A może jednak to ten sam wzór, tyle że lekko przemieniony? Co według Pani znaczy samo słowo: „Matka Polka”? 

- Matka-Polka ? Jak dla mnie to już jakiś archaizm. Obecnie wywołuje raczej negatywne skojarzenia.  Jest w im zawarta jakaś konieczność poświęcenia siebie dla dziecka i domu.  I od razu kryje się w podtekście jakieś niespełnienie samej matki.  A przecież dzieci radzą sobie w życiu lepiej, kiedy nie muszą wysłuchiwać, „dla ciebie musiałam”… Wyrastają na bardziej wartościowych ludzi, kiedy mają matki zadowolone z siebie i ze swojego życia zawodowego …Z drugiej strony, jeśli kobieta odnajduje szczęście w tym, że zajmuje się wyłącznie domem, to czemu nie. Byleby kiedyś nie została w tym domu sama z poczuciem, że nie zdążyła zrealizować własnych planów i marzeń. A dzieci… przecież w końcu zaczynają własne życie.  

8. Czy uważa się Pani za Matkę-Polkę?

- Jestem matką i Polką, nie wyobrażam sobie życia bez swojego dziecka i bez swojego kraju. Ale staram się dzielić swój czas tak, by go wystarczyło i na inne sprawy.

9. „Małżeństwo to jak chodzenie po kładce z zawiązanymi oczami. Nie wiadomo, czy partner pomoże utrzymać równowagę, czy przyczyni się do upadku” – oto przepiękny cytat z Pani najnowszej powieści, Cudze jabłka. Zastanawiam się, co jeżeli partner właśnie „przyczyni się do upadku”, co powinna zrobić druga połówka? Wziąć rozwód czy może zawalczyć o uczucie?

- Myślę, że w związku trzeba się szanować. Każda kobieta powinna nie tylko ślepo kochać partnera, ale i samą siebie. Ważne by dobrze czuła się we własnej skórze. A jeśli ślub nie oznacza porozumienia dusz i ciał? Można gadać, można się terapeutyzować…Zawsze warto próbować. Ale jeśli się nie udaje … Nie mogę być hipokrytką…, sama mam za sobą rozwód i drugie małżeństwo. To zawsze bolesna sprawa, ale… czasem trwanie ze sobą za wszelką cenę tylko unieszczęśliwia partnerów.

10. Ewa i Marek pokazują na swoim przykładzie, iż warto dać szansę miłości, ponieważ tylko miłość może dać człowiekowi poczucie spełnienia… czy zgadza się z tym Pani? Czy właśnie tą drogą się Panie kieruje, a może są też inne zajęcia/uczucia/rzeczy, które sprawiają, iż czuje się Pani spełniona?

- Miłość to nie tylko kiełbie we łbie i motyle w brzuchu,. To także umiejętność kompromisów i pokonywania przeszkód. Myslę, że w związku trzeba się naprawdę lubić, żeby się kochać.   Cóż, ja lubię swoje życie. Choć jak u wszystkich bywa czasem ciężko.  Ale mam z kim pogadać, kim się zaopiekować, mam pracę, która lubię. Odpukać…

11. Kończąc już, czego teraz Pani czytelnicy mogą się spodziewać? Czy kolejna powieść jest już w kreatywnej fazie, czy może fabuła dopiero się ukazuje w Pani wyobraźni? Jeżeli Pani może, proszę nam zdradzić co nieco.

- Tak, jestem w bardzo kreatywnej fazie tworzenia nowej powieści… Na tyle kreatywnej, że szczegóły wciąż się zmieniają.  Jedno jest pewne:  będzie to opowieść o dziewczynie,  która ma szansę po raz drugi dokonać wyborów, których wcześniej już dokonała. Wiem, brzmi to trochę metafizycznie, ale takie nie będzie. To realistyczna historia. Mam nadzieję dobrze się bawić przy tej książce. Szczegóły właśnie dopracowuję.

fot. Adam Golec

Bardzo dziękuję za wywiad! Życzę samych sukcesów!    

13 komentarzy:

  1. Ciekawy wywiad.:) Muszę w końcu przeczytać coś autorstwa pani Krakowiak- Kondrackiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy wywiad :) Zwłaszcza część dotycząca scenariusza, miło poznać to od tej strony. Jeszcze nic nie czytałam tej autorki, ale z wielką chęcią przeczytałabym "Cudze jabłka' :)

    Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim malutkim marzeniem dzieciństwa było zostanie scenarzystą, dlatego musiałam wykorzystać okazję podpytania się, jak to wszystko wygląda "od kuchni" ;)

      Usuń
  3. Nie znam autorki, ale o książce coś tam słyszałam. Chyba czas lepiej zapoznać się z twórczością pani AGnieszki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wywiad. Przeczytałam "Cudze jabłka" tej autorki i bardzo przypadła mi ona do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wywiad z ciekawą osobą :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy wywiad :). Książki przeczytałam i polecam, szczególnie ostatnią.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Agnieszka jest piękną kobietą. W dodatku, bije z jej oczu takie ciepło i zrozumienie. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się poznać jej twórczość. Świetny wywiad!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oto przykład kobiety, z której powinno się brać przykład :D

      Usuń