Czytałam już bardzo wiele pomysłów autorów. Przede wszystkich Polaków, Amerykanów, Brytyjczyków, a nawet Niemców. Lecz tak naprawdę nie czytałam powieści Azjatów. Jest to zapewne spowodowane faktem, że wśród zgiełku kultury amerykanizmu nie dostrzegamy innego punktu widzenia. Ba! Często nawet zapominamy o naszych rodzimych pisarzach!
Podczas przechadzki w galerii, zaczepiłam się o stoisko z tanimi książkami. Wypatrzyłam nam azjatyckie nazwisko - Xiaolu Guo. Zakupiłam, prawdę mówiąc płacąc naprawdę niewiele.
Dwudziestoletnia Chinka. Fenfang, ma dość życia w swojej rodzinnej wiosce. Postanawia wyjechać do Pekinu. Tam łapie się obojętnie jakiej pracy, byle tylko nie musieć wracać do rodziców. Los się do niej uśmiechnął i, poznając asystenta reżysera, zostaje statystką. Jednak im bardziej dojrzewa, tym bardziej ma określony cel - pragnie pisać scenariusze. Na sukces musi długo popracować
Powieść napisana została przez Chinkę o Chinach. Łapczywie łapię się takich historii, gdyż nikt inny lepiej nie opisze swojego kraju jak właśnie jej obywatel. Liczyłam co prawda na lepsze ukazanie Pekinu, lecz to, które otrzymałam, również mi wystarcza. Tak naprawdę nie ma miejsca idealnego, a wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.