Ostatnimi czasy bardzo trudno zmotywować mnie do tego, żebym napisała jakąś recenzję. Po 12 latach regularnego recenzowania książek, coraz mniej mi się chce. Wiele powieści, które czytam, jest po prostu wtórna/nudna/nijaka, przez co aż się nie chce ubierać swej niechęci w zdania. No ale jak to zwykle bywa - zdarzają się wyjątki. Nagle jedno polecenie przyjaciółki (pozdrawiam Cię, Oleńko) sprawiło, że z braku lepszego pomysłu sięgnęłam po Funny story Emily Henry - wtedy jeszcze nieznanej mi autorki, obecnie przeze mnie bardzo lubianej. Zapewniam, że w Waszym przypadku też tak będzie.
Były chłopak nowej dziewczyny byłego narzeczonego, czyli idealna książka na lato/ na smutek/ na gorszy dzień/ na każdy dzień.
Dwa tygodnie przed ślubem Daphne odkrywa, że jej narzeczony Peter kocha swoją najlepszą przyjaciółkę z dzieciństwa Petrę. Duży problem został połączony z innymi problemami - Daphne porzuciła absolutnie wszystko dla swojego idealnego przyszłego (obecnie niedoszłego) męża, przez co nie ma się gdzieś podziać. Z braku laku trafia pod dach z Milesem - byłym chłopakiem nowej dziewczyny byłego narzeczonego. Tym sposobem zaczyna się jej nowe życie, w którym musi odnaleźć się bez Petera, co bynajmniej nie jest takie proste, skoro do tej pory jej życie kręciło się wokół niego. Tak oto zaczyna się jej zabawna historia (po angielsku: funny story).
Wiecie, jak ja reagowałam na tę książkę? Wstawałam-czytałam. Czekałam w kolejce-czytałam. Kładłam się spać-jeszcze jeden rozdział zdążę przeczytać. Rany, ludzie! Ja już nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam taką fazę (chyba wcześniej działał tak na mnie Harry Potter oraz Przeminęło z wiatrem), bo to naprawdę rzadkość, żebym aż tak pragnęła czytać dalej, dalej, dalej. Wynikało to z tego, że każdy rozdział kończył się cliff-hangerem, a zaczynał moim wybuchem śmiechu. Od pierwszej do ostatniej strony Funny story autorka idealnie balansowała między dobrym żartem i trudną do pogodzenia rzeczywistością, tworząc tym samym wyjątkowo barwnych bohaterów oraz niezwykle plastyczny świat.