Ręka do góry, komu zdarzyło się chociaż raz obejść szerokim łukiem wagę łazienkową, ponieważ
nie chcieliśmy robić sobie dodatkowej przykrości, kontrolując masę naszego
ciała. Przypuszczam, że zjawisko jest powszechnie znane i każdy z nas chociaż
raz w życiu poczuł to bolesne ukłucie w żołądku, kiedy zobaczył wskazanie tejże
upiornej maszyny. Z jaką ulgą przyjmujemy spadek wagi chociażby o jedno oczko,
zwłaszcza kiedy niespecjalnie mocno trzymaliśmy się diety. Czujemy się lżejsi,
mamy jakby więcej energii, poprawia nam się nastrój, od razu inaczej patrzymy
na świat. A gdyby tak na drugi dzień znowu kilogram mniej i kolejnego dnia
kolejny i kolejny...
Scott Carey, mieszkaniec upiornego miasteczka Castle Rock, którego fanom Kinga raczej nie trzeba przedstawiać, nieoczekiwanie dla siebie zaczyna chudnąć. Można by pomyśleć – co w tym złego, zwłaszcza gdy jest się facetem w średnim wieku z dość pokaźnym brzuszkiem. Jednak kiedy ubywają kolejne kilogramy, a Scott nadal wygląda jak typowy dobrze wykarmiony Amerykanin, sprawa zaczyna być niepokojąca. Mężczyzna podchodzi jednak do sytuacji z wyjątkowym spokojem, tak jakby pogodził się, że kiedyś może nadejść Dzień Zero. Nowa przypadłość pomaga jednak mężczyźnie spojrzeć z innej perspektywy na to, co dzieje się w jego mieście, a w Castle Rock jak zwykle atrakcji nie brakuje.