„Śmierć
białej pończochy” to może prawdziwa, może fikcyjna opowieść o świętej i
dzikusie, oparta na jak najbardziej historycznych wydarzeniach, którą znają
wszyscy ze szkoły. Na przestrzeni wieków Polacy nauczyli się traktować Jadwigę
w sposób przedmiotowy, nie poświęcając więcej uwagi jej uczuciom i marzeniom.
Najnowszy spektakl Teatru Wybrzeże łamie przyjętą konwencję i przedstawia
opowieść z punktu widzenia dwunastoletniego dziecka – przestraszonej,
udręczonej, gwałconej dziewczyny, dla której korona bynajmniej nie była
błogosławieństwem, lecz przekleństwem.
Po
śmierci Kazimierza Wielkiego w Królestwie Polskim nastało bezkrólewie.
Najlepszym kandydatem na następcę tronu jest młoda dziewczyna z węgierskiego
dworu. Jadwiga Andegaweńska ma stać się królem Polski, ale przecież nie może
rządzić sama. Polska szlachta wraz z klerem wybiera na jej męża litewskiego
księcia Jagiełłę, by tym samym wzmocnić swój naród o Unię Polsko-Litewską.
Wszystko dla dobra państwa, na ołtarzu którego ofiarą staje Jadwiga –
dziewczyna, która przecież nawet nie zna tego kraju.