Zapewne każdy, kto w minimalnym stopniu spotkał się z dramami wie, że opowiadane historie znacząco różnią się od naszych polskich/europejskich/amerykańskich standardów. O tym, jak bardzo, trzeba się samemu przekonać... lecz tym razem nie chodzi mi o omawianie, lecz o samą tematykę. O przedstawienie instytucji małżeństwa oraz rozwodów.
W ramach wstępu powiem, że na Seisei Suruhodo, Aishiteru (pl. Wystarczy, że cię kocham / eng. Love, Katharsis) to drama, na którą trafiłam przez całkowity przypadek. Szukałam czegoś, żeby podtrzymać moją chęć uczenia się japońskiego (wspiera mnie w tym bardzo dobrze Duolingo, gdzie codziennie poświęcam tak z 10/20 minut dziennie). Tyle że jestem mało tolerancyjna - wiele historii po prostu mnie "boli" i uciekam od nich już po pierwszym odcinku. Tym razem jednak było inaczej - zachęciła mnie mała liczba odcinków (raptem 10 - to znak, że nie będzie ta opowieść rozwleczona) oraz nietypowa tematyka. Fakt, że nie żałuję, jest najlepszym dowodem na to, że jest dobrze!
Mia Kurihara to wielka miłośniczka biżuterii - szczególnie tej od Tiffany'ego, gdzie też pracuje z ogromnym oddaniem twierdząc, że biżuteria przechowuje ludzkie uczucia (co też bardzo często powtarza). Pewnego dnia poznaje Kairiego Miyoshi, który pomaga jej znaleźć utraconą rzecz. Dziewczyna nie wie, że już następnego dnia mężczyzna okazuje się być jej szefem. Biurowy romans murowany, ponieważ zarówno ona, jak i on zakochują się w sobie właściwie już w pierwszych minutach, ale ale... nie mogłoby być tak pięknie. Kairi nosi na swoim palcu obrączkę...