Nie sprawia mi przyjemności narzekanie na książki, choć nie przeczę, że zachowuję się niczym masochistka uwielbiająca się męczyć z lekturą, która w żaden sposób do niej nie przemawia. I ja wiem, skąd to wynika. Za dużo powieści młodzieżowych przeczytałam i wiem, że główne postacie można lepiej przedstawić; że wątki mogą być lepiej poprowadzone... oraz że 600 stron to stanowcza przesada i brak szacunku dla czasu czytelnika, skoro wiele wątków można było po prostu skrócić. Ech. Zapraszam na Swallow. Nadzieja umiera ostatnia.
Haelyn to normalna dziewczyna jakich wiele. Pewnego dnia wkurza się na swoją przyjaciółkę/współlokatorkę, która ponownie daje szansę swojemu byłemu. Dziewczyna wychodzi z mieszkania i pod wpływem furii atakuje kosz na śmieci. Ot, taki wybuch złości u dwudziestojednolatki. W tym właśnie momencie poznaje swoje przeznaczenie. Ma na imię Rion, który specjalnie dla niej PRZYPADKIEM ją zauważa i również postanawia jej pomóc w nawalaniu biednych koszy. Zbiegiem okoliczności ich najlepsi przyjaciele stają się parką i dzięki temu Haelyn i Rion mają dużo okazji, by przekonać się, jak bardzo są różni. Choć przecież przeciwieństwa się przyciągają, prawda?